Walczy w ringu, lecz jego serce należy do Boga. Poznajcie Grzegorza "Guśka" Białasa z MMA [WYWIAD]
- Modlę się przed walkami i proszę Boga, żeby czuwał nad tym, abyśmy walczyli zawsze fair play, aby nigdy nie skończyło się to dla kogoś źle. Jesteśmy tylko ludźmi - mówi Grzegorz "Gusiek" Białas, zawodnik MMA (mieszane sztuki walki - przyp. red.), trener tej dyscypliny, lecz także teolog i rycerz Zakonu św. Jana Pawła II.
Tomasz Kopański: Czy bycie jednocześnie katolikiem i zawodnikiem MMA nie wyklucza się?
Grzegorz Białas: - Według tego, co mi wiadomo i po wielokrotnych rozmowach z księżmi, kierownikami duchowymi, nie wyklucza się to. Walki nie możemy mylić z bezpodstawną agresją, gdzie silniejszy znęca się nad słabszym. Do klatki wchodzi dwóch atletów, sportowców, którzy są doskonale przygotowani. Nad wszystkim czuwa sędzia i każdy ma swoje życie pozasportowe.
Myślę, że my jako sportowcy bardzo się szanujemy, podchodzimy z respektem do swoich umiejętności, nie jest to wykluczone jeżeli chodzi o wiarę.
Czy były sytuacje, że miał pan wyrzuty sumienia z powodu tego, czym się pan zajmuje?
- Nie, nigdy nie miałem wyrzutów sumienia. Modlę się przed walkami i proszę Boga, żeby czuwał nad tym, abyśmy walczyli zawsze fair play, aby nigdy nie skończyło się to dla kogoś źle. Jesteśmy tylko ludźmi. Ja wiem, że nigdy nie zrobiłbym czegoś nie fair play, natomiast są zawodnicy, którzy walczą nieuczciwie i staram się też modlić za swoich przeciwników.
W jednym z wywiadów wspomniał pan, że zawsze modli się otwarcie przed treningami w obecności innych trenujących. Jak oni na to reagują? Nie spotykał się pan z hejtem?
- Spotykałem się z hejtem, natomiast najczęściej spotykam się ze zdziwieniem, że jest ktoś, kto otwarcie przyznaje się do swojej wiary i bardziej wzbudza to szacunek i podziw niż pogardę.
Czy któryś z zawodników bądź osób trenujących MMA dzięki pana postawie, wartościom zbliżył się do Boga?
- Tak, mam kilku zawodników, którzy mają świadectwo osób zagubionych na swojej drodze życia i faktycznie zaczęli korzystać z drogi życia sakramentalnego. Uregulowali swoje sumienie i zaczęli dzięki temu lepiej żyć.
Oczywiście nie przypisuje sobie żadnych zasług. Jestem tylko narzędziem w rękach Pana Boga i w ten sposób staram się do tego pochodzić, żeby pycha mnie nie zjadła.
Nie zawsze był pan człowiekiem wierzącym. Jak wyglądało pana nawrócenie?
- Zacząłem się nawracać (bo nawracamy się całe życie, to jest proces) w wojsku w 2013 roku w Koszalinie. Podczas mszy świętej zobaczyłem, jak moi znajomi z plutonu idą do komunii i przyszła refleksja, że jednak trochę się oddaliłem od Pana Boga.
Kiedy wróciłem po służbie do domu do Warszawy mieliśmy z żoną taki czas, że staraliśmy się o potomstwo i wszystkie metody zawodziły. Trafiliśmy wtedy na kazanie wspaniałego kapłana, które wcisnęło nas w ławkę. Od tamtej pory, to był czerwiec 2013 roku, nie ominęliśmy ani jednej niedzielnej mszy świętej.
Jak na pana pasję reaguje pańska żona i rodzina?
- Myślę, że moja żona już się do tego przyzwyczaiła, że jestem sportowcem i jeszcze nie żegnam się z ringiem i walką. Rodzina jest pozytywnie do tego nastawiona. Moja mama tylko się martwi, kiedy dowiaduje się od mojej siostry, że mam kolejną walkę. Mówi: Po co ci to, synu? Odpowiadam wtedy, że mogła mnie zapisać na piłkę nożną, a nie na sporty walki.
Należy pan do wspólnoty Zakonu Rycerzy św. Jana Pawła II. Czego uczy pana wasz patron i wspólnota?
- Staram się czerpać jak najwięcej z nauki Jana Pawła II. Przez tyle lat napisał wiele wspaniałych dzieł, wygłosił wiele kazań na temat rodziny, ojcostwa. Wnoszę to do swojego życia. Siedem miesięcy temu urodził się w cudowny sposób nasz synek – Samuel i staram się ze wspólnoty wynosić wzór ojcostwa, bo mamy wielu wspaniałych ojców i mężów.
Natomiast z nauczania Jana Pawła II czerpię to, jak ojcostwo jest wielkim darem. Nie tylko fizycznym, ale też duchowym. To jest także tematem mojej powstającej pracy magisterskiej, którą powoli tworzę.
Jakie miałby pan przesłanie do młodych ludzi, którzy dorastają w ciężkich warunkach i często negatywnie wyładowują swoją agresję?
- Nie ma lepszego sposobu niż trening sportowy na wyładowanie agresji. Lepiej wyładować agresję w sporcie, żeby się po prostu wyżyć, żeby się głowa oczyściła niż jakby ktoś miał pójść i narozrabiać.
Zachęcam wszystkich do jakiejkolwiek aktywności fizycznej. Zapraszam również innych na swoje treningi. Uważam, że jestem dobrym trenerem i potrafię sobie poradzić nawet z najtrudniejszymi przypadkami.
Natomiast moja złota rada to podchodzenie do wszystkiego z dużą pokorą, bo niektórym się wydaje na początku sportowej kariery, że są już najlepsi i będą tylko wygrywać. Niestety bez pokory nic nie jesteśmy w stanie zrobić. Dobrze jest też być blisko Pana Boga. Wiara bardzo mocno uspokaja.
Jak zbliżyć ludzi z różnymi problemami do Boga?
- Jest dobra metoda księdza Dominika Chmielewskiego. Kiedy on się nawracał nie będąc jeszcze kapłanem brał kolegów i odmawiali prostą modlitwę: Panie Jezu, nie znam Cię, ale chcę Cię poznać. Pomóż mi w tym. Myślę, że to jest dobry początek na to, żeby się otworzyć [na Pana Boga].
Jako ludzie jesteśmy ukierunkowani na Pana Boga. On nas stworzył i w każdym prędzej czy później zakiełkuje taka myśl.
Skomentuj artykuł