Niedyplomatyczna dyplomacja
Trzykrotnie mogłem osobiście uczestniczyć w dorocznych spotkaniach papieża Franciszka z korpusem dyplomatycznym akredytowanym przy Stolicy Apostolskiej. Zawsze robił na mnie wrażenie kontrast między formułą wyfrakowanego i wyorderowanego korpusu, i tonem papieskiej wypowiedzi, która za pośrednictwem dyplomatów kierowana jest do wszystkich narodów i państw całej kuli ziemskiej.
Konstrukcja każdorazowego przemówienia do dyplomatów obejmuje swoiste punkty stałe - przywitania nowych ambasadorów, wspomnienie zmarłych, przypomnienie papieskich podróży zagranicznych, stan stosunków dyplomatycznych, wreszcie przegląd regionów krytycznych z punktu widzenia konfliktów. Potem jednak następuje część poświęcona ogólniejszym problemom - i ona jest zazwyczaj najciekawsza.
Na progu 2017 roku Franciszek odniósł się w sposób szczególny do szeroko rozumianej kwestii praw człowieka. Odwołując się do 70. rocznicy uchwalenia Powszechnej Deklaracji Praw Człowieka (1948 r.), papież stwierdził jednoznacznie: "Z perspektywy chrześcijańskiej istnieje zatem istotna zależność między orędziem ewangelicznym a uznaniem praw człowieka, w duchu redaktorów Powszechnej Deklaracji Praw Człowieka". Nie da się jaśniej wypowiedzieć prawdy o zobowiązaniu każdego chrześcijanina do wspierania praw człowieka na wielu płaszczyznach…
Nikogo nie zdziwi, że odwołując się właśnie do praw człowieka, papież poświęcił kilka dłuższych akapitów problemowi migracji. Czy Bergoglio jest jakoś na niej zafiksowany? Zważywszy na jego przywiązanie do Biblii i do przedstawionej tam historii Zbawienia, należy na to pytanie udzielić pozytywnej odpowiedzi: tak, Bergoglio jest zafiksowany na migracjach, bo nie dość, że sam jest migrantem i publicznie to przyznaje, to przecież cały Stary i Nowy Testament, cała historia Zbawienia jest historią wygnańców, ucieczek, konfliktów i wojen, poszukiwań lepszego miejsca do życia, utraty ojczyzny lub ojcowizny, wreszcie ucieczki od niesprawiedliwości lub wręcz niewolnictwa.
Znając z uważnej lektury pełen tekst wystąpienia papieża Franciszka z 8.01.2018, ze zdumieniem wysłuchałem na falach Radia Watykańskiego pewnej oficjalnej relacji skierowanej do polskiego odbiorcy. Wbrew tej relacji, papież wcale nie wysuwał na plan pierwszy tzw. pomocy na miejscu - wie przecież, że zasadniczo taka pomoc jest mało realna (chyba, że rzeczywiście pewnego dnia bogata Północ zacznie masowo inwestować w ubogie Południe - co wciąż jest bliższe mrzonce niż rzeczywistości, choć służy niektórym politykom za listek figowy). Póki co, uchodźcy są już w Europie i za chwilę ich przybędzie - na co trzeba znaleźć sensowną odpowiedź.
Papież Franciszek nie mówił zatem o teoretycznej "pomocy na miejscu", lecz przyjmując do wiadomości obiektywny fakt masowych migracji przedstawił własną "receptę" na to wyzwanie w czterech słowach, które nazywa "kamieniami milowymi" potrzebnego działania: "przyjmowanie, chronienie, promowanie i integrowanie". Stwierdzając, że "swoboda przemieszczania taka jak opuszczenie własnego kraju i powrotu do niego należy do podstawowych praw człowieka", dorzucił: "Trzeba zatem porzucić rozpowszechnioną retorykę na ten temat i zacząć od podstawowego założenia, że są przed nami przede wszystkim ludzie". Ludzie, których (zwłaszcza jeśli mamy się za chrześcijan) mamy obowiązek przyjmować, chronić, promować i integrować.
Skłonność do posługiwania się figowym listkiem ujawniła się niestety także w bożonarodzeniowym wywiadzie ważnego nadwiślańskiego metropolity (tego samego, któremu nie przeszkadza, że niektórzy całują go w rękę…). Otwarcie niechętny przyjmowaniu uchodźców przez Polskę, starał się on przeciwstawiać mu pomoc udzielaną mieszkańcom pogrążonego w wojnie Aleppo i zestawiał ją z pomocą udzieloną nam w (powojennej…) odbudowie zrujnowanej Warszawy… Tak jakby pomoc udzielana w Aleppo była alternatywą dla przyjmowania uchodźców, którzy już jakoś dobrnęli do Europy, uciekając właśnie przed tym co się w Aleppo dzieje!
Za decydujący argument miał metropolicie posłużyć papieski cytat z krakowskiego spotkania z biskupami w czasie ŚDM. Oryginalna odpowiedź Franciszka na postawione mu wtedy pytanie w sprawie przyjmowania uchodźców brzmiała: "Nie wszystkie kraje są równe; nie wszystkie kraje mają takie same możliwości. Mają jednak możliwość, by być hojnymi! Szczodrymi jako chrześcijanie. Nie możemy inwestować tam, ale dla tych, którzy przybywają... Ilu i jak? Nie można dać odpowiedzi uniwersalnej, ponieważ gościnność zależy od sytuacji każdego kraju, a także kultury". Te słowa - jasne i proste jak drut - zostały w wywiadzie hierarchy sprowadzone do tezy, że "każde państwo powinno postępować zgodnie ze swoimi możliwościami". A zatem: lepiej pomagać na miejscu, zamiast "przyjmować, chronić, promować i integrować".
Nie zgadzam się z rozpowszechnianym jeszcze niedawno poglądem, że Polska jest w ruinie i zarówno z tego powodu, jak i z racji wielowiekowej tradycji przyjmowania przez Polskę różnych uchodźców wojennych, zarobkowych, religijnych etc. Jestem pewien, że zarówno ekonomicznie jak i kulturowo stać nas bardziej nawet na "przyjmowanie, chronienie, promowanie i integrowanie" uchodźców (jakiejkolwiek religii!), niż na przereklamowane "pomaganie na miejscu".
Wiemy, że dyplomacja Bergoglio nie ma nic wspólnego ze słynnym handlem rybami (inna wersja porzekadła odwołuje się do dywanów), a zarazem unika elokwentnego przekładania spraw trudnych na język miękko-jedwabny, sprawiający że dyplomaci wypowiadają zdania tak eleganckie i okrągłe, że w końcu pozbawione treści i sensu. Miło było czasem popatrzeć w słynnej Sali Królewskiej (Sala Regia) na miny sąsiadów, przywykłych do "oględniejszych" wypowiedzi na uroczystych spotkaniach dyplomatycznych. Patrzyliśmy niekiedy po sobie, mrugając porozumiewawczo - ale właśnie ten niedyplomatyczny styl papieskiej dyplomacji budził nie tylko szacunek, ale też wyraźną aprobatę, zrozumienie i serdeczność.
Bardzo liczę na podobną reakcję naszych księży, proszonych przez papieża Franciszka, by w Światowym Dniu Migranta i Uchodźcy, czyli w niedzielę 14 stycznia, odprawili w ich intencji specjalną Mszę św., sprawowaną według zapomnianego, ale istniejącego i naprawdę pięknego formularza nr 40…
* * *
"W kręgu Franciszka" to cykl felietonów autorstwa Piotra Nowiny-Konopki. Kolejne części tylko na DEON.pl
Moje 3-letnie ambasadorowanie przy Watykanie było niespodziewanym przywilejem i okazją do codziennego śledzenia niezwykłego pontyfikatu sprawowanego przez jezuitę "z drugiego końca świata". Niemal każdego dnia patrzyłem na zwierzchnika Kościoła, który postanowił pozostać "zwykłym człowiekiem", jak każdy z nas. Od 13 marca 2013 roku Franciszek zaskakuje, a nawet szokuje, wciąż przecież gromadząc wokół siebie osoby i grupy znajdujące w nim inspirację, autorytet i wzór pasterza na nowe czasy. Chcę Państwu o tym opowiadać w sposób w miarę możności regularny, odwołując się do słów Papieża i pokazując ludzi, o których można powiedzieć, że znalazły się "w kręgu Franciszka". Stąd nadtytuł mojej pisaniny.
* * *
Piotr Nowina-Konopka - działacz katolicki, w latach 1980-1989 w opozycji demokratycznej, w latach 1991-2001 poseł, kilkukrotny minister, negocjator członkostwa RP w UE, przewodniczący Polskiej Fundacji im. Roberta Schumana, były ambasador RP przy Stolicy Apostolskiej, obecnie na emeryturze
Skomentuj artykuł