Szymon Hołownia: nie dziwię się ludziom, którzy widząc takie herezje, rezygnują z uczęszczania do kościoła

Szymon Hołownia: nie dziwię się ludziom, którzy widząc takie herezje, rezygnują z uczęszczania do kościoła
(fot. Michał Lewandowski / facebook.com)
facebook.com / Szymon Hołownia / sz

Szymon Hołownia: nie dziwię się ludziom, którzy widząc takie herezje, rezygnują z uczęszczania do kościoła - zdjęcie w treści artykułu

(fot. Michał Lewandowski / facebook.com)

"Polityk to zawsze sprzedawca. I w kościele nie głosi kerygmatu, a przemawia do elektoratu. Głosi nie Zmartwychwstałego, a swoją partię, jej ideologię i siebie. (...) Idąc do kościoła nie chcę się zastanawiać, czy akurat dziś spotkam tam politycznego domokrążcę" - pisze Szymon Hołownia.

DEON.PL POLECA

Publicystę wyraźnie oburzyły wystąpienia polityków podczas 27. Pielgrzymki Rodziny Radia Maryja. Na swoim profilu facebookowym Szymon Hołownia napisał, ze do kościoła może przyjśc każdy, "prostytutka i rzeźnik", jednak dzieje się bardzo źle, gdy zapominamy, że jest to "przed wszystkim dom Boga, który (...) nie bardzo lubi być traktowany jak scenografia dla różnych sprzedawców cudów na kijaszku". Tym samym dziennikarz odniósł się do wizyty i przemówienia premiera Mateusza Morawckiego, które było nacechowane bardzo politycznymi i aktualnymi odniesieniami do sytuacji w Polsce.

"To wspaniałe, że premier rządu, chrześcijanin jak ty i ja, chodzi do kościoła. To jednak ciężka patologia, gdy premier - jako premier - w tym kościele przemawia. Premier, prezydent, minister, poseł, sprzedawca wycieczek, akwizytor śmiejżelków. Morawiecki, Komorowski, ludowiec czy kukizowiec, nie ma znaczenia (...) polityk to zawsze sprzedawca. I w kościele nie głosi kerygmatu, a przemawia do elektoratu. Głosi nie Zmartwychwstałego, a swoją partię, jej ideologię i siebie. A ja idąc na Eucharystię, idę do Jezusa, nie do salonu sprzedaży, na partyjny event, na państwowe akademie".

Hołownia nie pozostał również bezkrytyczny wobec homilii wygłoszonej przez celebrującego msze bpa Antoniego Dydycza, który jego zdaniem dał przyzwolenie na takie zachowania.

"Idąc do kościoła nie chcę się zastanawiać, czy akurat dziś spotkam tam politycznego domokrążcę, wpadnę w pole rażenia nawiedzonego kibola (nawet jeśli ubrał sutannę)" - ocenia publicysta i dodaje, że nie chodzi mu o to, by zabraniać komuś wstępu do kościoła, ale by "nie zanieczyszczać Ewangelii naszymi politycznymi czy hobbystycznymi partykularyzmami jakiekolwiek są".

Na koniec Szymon Hołownia dodał, że nie widziw się ludziom, którzy rezygnują z chodzenia na msze do kościoła, bo jego zdaniem podobne zachowania to herezje.

"Ja nie rezygnuję, bo na szczęście znam w nim miejsca, w których serwowana jest czysta Ewangelia, dam sobie radę. Tylko ludzi mi szkoda i Kościoła mi szkoda. Bo Kościół - tysięczny raz to piszę - który bierze ślub z jakąś partią zostaje wdową po następnych wyborach (albo po jeszcze następnych, to nie ma znaczenia)" - pisze publicysta.

"Kościół, który dogmatyzuje czyjeś dziwne hobby to parodia Kościoła. Tego ślubu nie braliście w moim imieniu, nie wierzę w te wasze dogmaty. Idźcie z tym sobie gdzie indziej i nie róbcie z wiecie czego wiecie czego" - kończy swój emocjonalny wpis Szymon Hołownia.

Rada KEP: Sanktuaria nie moga być miejscem manifestowania nienawiści>>

Post Szymona Hołowni spotkał się z ogromnym poparciem i odzewem ze strony wiernych zniesmaczonych wydarzeniami z Jasnej Góry. Nie brakowało jednak głosów krytycznych. Pod postem wywiązało się wiele dyskusji. Dziennikarz odpowiedział na to:

Dziękuję Państwu za tak żywy odzew na wczorajszy post, to znaczy, że temat jest i w nas żyje. Dziękuję i tym, którzy zgodzili się ze mną i tym, którzy się nie zgodzili (było parę naprawdę inspirujących polemik).

Moje stanowisko - jako jednego z parunastu milionów polskich "czynnych" katolików, chyba nie tylko niedzielnych i jakoś zaangażowanych w życie tej wspólnoty - jest w tej sprawie jest radykalne. Ale przecież mam prawo takie właśnie mieć.

Jestem za jak najściślejszym rozgraniczeniem sfery religijnej i sfery polityki partyjnej.

Gdyby więc to ode mnie zależało zorganizowałbym naklejki "Kościół wolny od polityki" i naklejał je przy wejściu do tych świątyń (a znam ich sporo), gdzie będę miał pewność, że usłyszę w nich o czystej Ewangelii, a nie o sukcesach rządu i podkopach czynionych pod świętości przez wrogie narodowi siły. Gdzie prezydent będzie zawsze równie mile widziany jak bezdomny, ale w ławce, obok mnie, Choć przyznam, że z obecności bezdomnego bardziej się ucieszę, bo to mi znów przypomni, że sukces - również wyborczy - nie jest kategorią ewangeliczną, a jak Jezus poradził sobie w wyborach powszechnych to wie każdy, kto czytał historię o Barabaszu.

Marzę też o polityce wolnej od bezpośredniej obecności w niej Kościoła. Nie tylko od patologii w rodzaju finansowo - medialnych gier ojca Rydzyka z rządem. Bo nie rozumiem też np. Eucharystii w roli okrasy państwowych obchodów. Nie rozumiem Mszy na inaugurację kadencji prezydenta - Kaczyńskiego, Komorowskiego czy Dudy - czy tych przeróżnych pompatycznie oprawianych pielgrzymek. Bo prezydent może modlić się w intencji swojej pracy codziennie, w końcu ma na parterze kaplicę (czego mu szczerze zazdroszczę i sam bym na jego miejscu codziennie tam chodził), kiedy chce 24/7 może być na Eucharystii, adorować, odmawiać różaniec za Polskę. Państwo to wspólnota obywateli, Kościół to wspólnota wierzących. One mogą mieć części wspólne, ale nie muszą. "Polska" to przecież nie osoba, nie córka Mieszka którą ochrzczono w 966 r.,, więc teraz chodzi do Msze i pielgrzymki. Polska to ludzie, tacy i siacy. Lubiłbym by się nawrócili, ale jak mogę w ich imieniu zawierzać się Bogu, wyznawać wiarę, skoro oni jej nie mają? Jak mogę a kolejny niemały problem - wysyłać na Mszę żołnierzy, na rozkaz?

To nie średniowiecze, gdy ciało króla było też trochę Bożym ciałem. Żyjemy w XXI wieku, w warunkach polityki partyjnej (takiej chcemy.) Partia to bowiem - z łacińskiego - część, a katolicki - to z greki - powszechny. "Katolicka partia" to więc oksymoron. W naszym systemie nawet premier i prezydent - najwyżsi reprezentaci państwa - nie reprezentują dziś narodu, a de facto nikogo poza swoim elektoratem. Naturalnym elektoratem Jezusa jest zaś elektorat wszystkich ziemskich przywódców. A ponieważ to jest Jego Kościół, a nie mój, Jego zasady mają pierwszeństwo: partiom od Kościoła wara. To jest oś sprzeczności i problemu. Że wyborca partii X może w pakiecie odrzucić Jezusa, którego ktoś skleił z partią Y. Ilu już Go z tego powodu odrzuciło (poczytajcie komentarze pod poprzednim wpisem).

Żeby jeszcze niektórym księżom głupi świeczuch musiał to tłumaczyć? Że pasterz ma dbać nie tylko o tych, którzy i tak przyjdą i zniosą w tym Kościele wszystko (za wyjątkiem jajka)? Że zapowiedzi mesjańskie Starego Testamentu nie traktują o ich ulubieńcach z TV?

Że premier - chrześcijanin - ma prawo "dawać świadectwo"? Niech daje. Niech pokazuje (może na uchodźcach, może na niepełnosprawnych) jak wciela w życie słowa papieża Franciszka, że polityka "to jedna z najwyższych form praktykowania miłości miłosiernej". Najlepiej pracą, życiem, przykładem. A nie gadką, bo i ja, człowiek który gada bez opamiętania, wiem że mikrofon dźwignie wszystko (ja to aż się czasem sam wzruszę tym, co mówię, ale chrześcijaninem nie jestem od tego lepszym ani o milimetr).

Że musi jednak słowem, bo porusza sprawy ważne dla społeczności? Nie żyjemy w wieku XIV, w którym trzeba było iść do kościoła, bo tylko tam zbierała się gawiedź, by ogłaszać ważne dla społeczności rzeczy, dziś od ogłaszania ważnych dla społeczności rzeczy polityk ma media społecznościowe. A jeśli jakaś grupa chrześcijan chce spotkać się z kimś kogo lubi i posłuchać? Są sale, są kluby. Sam często gadam w takich okolicznościach, ale dla mnie sprawa jest jasna: jeśli mówi się w kontekście Eucharystii (a tak mówił PMM, po błogosławieństwie, ale przed procesją wyjścia, z celebransami w prezbiterium, w momencie w którym zwykle są połączone z Eucharystią nabożeństwa), w mojej ocenie wolno mówić wyłącznie katechezę, głosić kerygmat. Bo Eucharystia i wszystko co wokół niej to nasze Święte Świętych, jeśli ona nas zacznie dzielić, to nie będzie już nic, co nas połączy.

Zmiłujcie się, ludzie: to nie jest żadna walka z PiS! To walka o to, by wyborca PiS i wyborca Kukiza oraz PO mieli choć to ostatnie miejsce, gdzie będą mogli się przyjaźnie, jako ludzie, nie wyborcy, spotkać!

To nie żadne spychanie wierzących do zakrystii. Wręcz przeciwnie - to wypychanie z niej tych, co się do niej pchają, by sprawdzili się nie w ministranturze i śpiewie kościelnym, a w boju, przy myciu najsłabszym nóg.

To nie ograniczanie roli świeckich. Rzeźnik ma prawo czytać lekcję, magazynier opowiadać o swoim nawróceniu podczas - jak to się u nas w branży mówi - konferencji. Jeśli premier jest członkiem Rodziny Radia Maryja (to była pielgrzymka tej organizacji), ma święte prawo ze swoimi środowiskowymi ziomami się modlić. W mojej ocenie, szeregowego polskiego katolika, jego przemowy z Wałów narodowego sanktuarium (które - jak przypomniał ostatnio Episkopat - nie jest żadnej grupy, bo żadna grupa to nie cały naród), jako urzędującego premiera, w kontekście Eucharystii to - powtórzę - czysta patologia.

I - na koniec - nie, nie obudziłem się dzisiaj. Ja już kilkanaście lat temu, za AWS-ów i ZChN-ów z pięć razy pisałem ten sam tekst: przed wejściem do każdego kościoła powinien stać ktoś, kto nie wpuszcza gości z transparentami, czynnych polityków na służbie. Oni zawsze lgnąć tam będą, bo oni zawsze lgną do miejsc, gdzie zbierają się ludzie, bo to potencjalny elektorat (od tej pokusy wolny nie był nawet Aleksander Kwaśniewski uwielbiający, jak wiemy, wesołą kompaniję biskupów, prezydent Komorowski pląsający na Lednicy też). Bo to, co wyraźnie widać po każdych literalnie wyborach - zwykli sprzedawcy, a nie zastęp ideowych zuchów.

Których po raz kolejny proszę - nie róbcie z Domu mojego Ojca targowiska. Kraj zabieracie mi regularnie, Kościoła zabrać mi nie pozwolę.

Po raz drugi dziękuję za uwagę.

***

Dziękuję Państwu za tak żywy odzew na wczorajszy post, to znaczy, że temat jest i w nas żyje. Dziękuję i tym, którzy...

Opublikowany przez Szymon Hołownia Wtorek, 10 lipca 2018

Przeor Jasnej Góry odpowiada na list w sprawie narodowców >>

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.
Szymon Hołownia

Od tysięcy lat ulegamy tym samym skłonnościom: pożądliwości oczu, pożądliwości ciała i pysze. Nie jesteśmy jednak skazani na ich niszczący wpływ, istnieje bowiem kato-botoks, czyli sprawdzona przez lata potrójna recepta. Jest nią: modlitwa, post i...

Skomentuj artykuł

Szymon Hołownia: nie dziwię się ludziom, którzy widząc takie herezje, rezygnują z uczęszczania do kościoła
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.