400 tysięcy ludzi na bruk w przyszłym roku

(fot. frau bb busy / flickr.com)
Andrzej Zwoliński / Money.pl / slo

Rząd zakłada, że w przyszłym roku ofiarą recesji w Polsce padnie około 100 tysięcy osób - tyle straci posady i nie znajdzie nowej pracy. Jednak według najgorszych przewidywań ekspertów armia bezrobotnych może powiększyć się nawet o 400 tysięcy. A branżą, która ciągnie gospodarkę w dół, jest budownictwo.

Finansowa płynność polskich firm pogarsza się bardzo szybko, a najbardziej zagrożona branża to właśnie budownictwo - wynika z ostatniego raportu Coface Poland, międzynarodowej firmy zajmującej się oceną ryzyka i koniunktury w gospodarce. W trzecim kwartale 2012 roku Coface zanotował kolejny wzrost liczby i wartości przeterminowanych należności objętych ubezpieczeniem. Oznacza to nic innego, jak szybki wzrost liczby firm, które stają na krawędzi bankructwa lub zmuszone są ją ogłosić.

Wzrost trwa nieprzerwanie od trzeciego kwartału 2011 roku, a wartość zgłoszeń w okresie ostatnich trzech miesięcy była ponad dwukrotnie wyższa niż w pierwszym kwartale przedkryzysowego 2008 roku, od którego rozpoczął się znaczący wzrost problemów z terminowym regulowaniem zobowiązań przez firmy.

- W branży budowlanej, która stanowi motor każdej gospodarki, pogorszenie płynności jest szczególnie widoczne - mówi Money.pl Marcin Siwa, dyrektor do spraw oceny ryzyka w Coface Poland.

DEON.PL POLECA

Dynamika upadłości w budowlance rośnie, co zdaniem Siwy, jest bardzo złym prognostykiem dla pozostałych branż, szczególnie blisko związanych z budownictwem, takich jak branża stalowa, elektrotechniczna, czy meblarstwo. - Rosnące zatory płatnicze, wzrost cen materiałów budowlanych, niekorzystnie podpisywane kontrakty zbierają teraz swoje żniwo. Już obecnie upadłości w tej branży stanowią 24 procent wszystkich bankructw w Polsce. Problem sektora budowlanego może się jeszcze nasilić zimą i wiosną, gdy prace budowlane w dużym stopniu zostaną ograniczone - tłumaczy ekspert.

* prognoza
Źródło: Money.pl na podstawie danych Coface Poland

- Mijający 2012 rok już na pewno będzie najgorszym pod względem upadłości od kilku lat i wszystko wskazuje na to, że tendencja wzrostowa szybko się nie odwróci. W ostatnim kwartale tempo wzrostu utrzyma się na poziomie około 20 procent, co oznacza, że łącznie w tym roku możemy się spodziewać do 900 bankructw - podsumowuje Marcin Siwa. Jeżeli ta dynamika się utrzyma w przyszłym roku liczba bankructw znacznie przekroczy tysiąc.

Przed kolejną, wielką falą plajt w 2013 roku ostrzega też Szymon Hajduk, dyrektor Departamentu Kredytów Korporacyjnych w Nordea Bank Polska. - Możliwa jest druga fala upadłości wynikająca z niskiego popytu na usługi budowlane. Firmy są przygotowane do racjonalizacji zatrudnienia - mówi ekspert.

Według ekspertów Coface jest duże prawdopodobieństwo, że do bankrutujących firm budowlanych mogą w przyszłym roku dołączyć deweloperzy. Ich zdaniem Polacy chcą kupować nieruchomości, jednak ostre regulacje kredytowe zmniejszają liczbę potencjalnych klientów deweloperów, którzy zresztą też mają problemy z bankami.

PKB Polski wzrośnie w przyszłym roku najwyżej o dwa procent, a bezrobocie sięgnie 13,6 procent - przewidują eksperci Instytutu Badań nad Gospodarką Rynkową. - Czekają nas trzy kolejne kwartały, kiedy to tempo wzrostu gospodarki będzie coraz wolniejsze. Dopiero w trzecim kwartale 2013 zacznie wzrastać - przewiduje Marcin Peterlik z IBnGR.

Prof. Krzysztof Rybiński mówi wręcz o "masakrze w budownictwie". - Czeka nas taka fala upadłości, że przedsiębiorcy z sentymentem będą wspominać najgorsze jak do tej pory lata 2001-2002. Kończą się wielkie inwestycje infrastrukturalne, nabudowano mieszkań, których nikt nie jest w stanie kupić. Nie tylko będą padały takie firmy DSS Hydrobudowa czy PBG, budujące autostrady i stadiony, ale też deweloperzy będą padać jak muchy - prognozuje.

Biorąc pod uwagę dynamikę upadłości firm i podział na branże, około połowy tej liczby to pracownicy budowlanki i handlu, a ponad 30 procent to głównie pracownicy firm produkcyjnych i transportowych.

Pogorszenie koniunktury w budownictwie już od stycznia odbija się na rynku pracy. We wszystkich firmach zatrudnienie spadło od początku roku o blisko 40 tys. osób i aż ponad 30 procent tego spadku wynika ze zwolnień w budowlance. - Wprawdzie bezpośredni udział budownictwa w całej gospodarce wynosi tylko 7 procent, trzeba jednak pamiętać o jego znacznym pośrednim wpływie, co wynika z licznych powiązań tej branży z innymi sektorami gospodarki, na przykład z wieloma sekcjami przemysłu przetwórczego, wytwarzającymi na potrzeby budownictwa. Dlatego całkowity wpływ pogorszenia kondycji budowlanki na gospodarkę i rynek pracy będzie większy niż wynika to z dość niewielkiego bezpośredniego udziału w PKB i całkowitym zatrudnieniu - argumentuje Szymon Hajduk.

Donald Tusk w swoim drugim expose zapowiedział duże wydatki na inwestycje infrastrukturalne, miedzy innymi w sektorze energetycznym mają wynieść 60 mld zł, nakłady na autostrady i drogi krajowe 43 mld zł, a nakłady na modernizację kolei 30 mld zł. Czy to uratuje gospodarkę przed zapaścią?

- Pomimo że kwoty te wyglądają imponująco, to należy zwrócić uwagę na fakt, iż horyzont tych inwestycji jest dość długi. W przypadku energetyki mowa jest o wydatkach do roku 2020, natomiast w przypadku dróg i kolei to perspektywa do 2015 - ocenia Szymon Hajduk z Nordea Bank Polska. Jego zdaniem doświadczenie uczy, że w praktyce trudno jest zrealizować zakładane poziomy wydatków inwestycyjnych. - Było to dotychczas szczególnie widoczne w przypadku inwestycji kolejowych. Trudno oczekiwać, aby wydatki inwestycyjne realnie wzrosły, rząd raczej stara się, aby spadek produkcji budowlanej był mniej dotkliwy. Musimy również pamiętać, że w ostatnich latach nakłady na infrastrukturę były bardzo pokaźnie, ale duża ich liczba do realizacji w krótkim okresie czasu przyczyniła się między innymi do fali upadłości.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

400 tysięcy ludzi na bruk w przyszłym roku
Komentarze (1)
5 listopada 2012, 13:23
 Odnoszę wrażenie, że ten artykuł ma być podkładką pod intwerwencję rządu poprzez dofinansowanie firm budowlanych. Byłoby to bardzo złe rozwiązanie. Jednakże nic nie stoi na przeszkodzie, aby znacznie uprościć przepisy związane z budowaniem nowych domów, dróg i obiektów przemysłowych itp.  Należy dążyć do całkowitego odbiurokratyzowania gospodarki, jak to uczyniła na początku lat 90. ustawa Wilczka. Można zacząć od budownictwa.