Biblii opluwać nie pozwolę

Biblii opluwać nie pozwolę

W życiu nie zgodzę się, by w imię bycia "otwartym, tolerancyjnym i cool" katolikiem, pozwolić na deptanie największych świętości.

Błażej Strzelczyk w artykule "Mnie Doda nie obraża", komentuje sprawę skazującego wyroku sądu ws. Doroty Rabczewskiej, która w jednym z wywiadów powiedziała, że "bardziej wierzy w dinozaury niż w Biblię, bo ciężko wierzyć w coś, co spisał jakiś napruty winem i palący jakieś zioła".

Jak możemy dowiedzieć się już z tytułu tekstu, słowa wypowiedziane przez Dodę zbytnio autora nie dotknęły. I oczywiście nie ma w tym nic złego - jeśli uważa, że nie stało się nic godnego potępienia, to jego sprawa. Ja jednak postrzegam sytuację diametralnie inaczej.

Kogo oni obrażają?

Strzelczyk ironizując, że Doda "zgorszyła dwóch wierzących" i snując wywody na temat różnicy pomiędzy obrazą a oburzeniem, stara się udowodnić, że katolicy to generalnie przesadzają z reakcjami na "ataki ze strony otaczającego świata".

Tak naprawdę sam mam problem ze zdefiniowaniem tego co to dokładnie są "uczucia religijne" i rozumiem, że takie same zachowania mogą jednych obrażać, a innych w ogóle nie ruszać. Sęk w tym, że w tej sprawie wcale nie chodzi o emocje.

Jestem człowiekiem wierzącym i w związku z tym Biblia jest dla mnie czymś bezcennym, sensem życia, czymś na czym opieram całe swoje istnienie (to ziemskie i wieczne). Ale przede wszystkim jest to Słowo Boga, tekst napisany pod natchnieniem Ducha Świętego i gdy słyszę, że ktoś mówi, że jest to stek bzdur napisany przez kogoś kto był napruty i naćpany, to nie chodzi o to, że ktoś mnie obraża. Dla mnie przymknięcie oka na publiczne opluwanie Pisma Świętego jest jak przyzwolenie na opluwanie matki albo ojca. W życiu nie zgodzę się, by w imię bycia "otwartym, tolerancyjnym i cool" katolikiem, pozwalać na deptanie największych świętości.

Polityka, sztuka i prowokacja

Szczerze mówiąc mam już dosyć słuchania w kółko, że katolicy nie mogą tak "histerycznie" reagować na sytuacje w których ktoś obraża nasze wartości. Zawsze znajdzie się jakiś powód dla którego nie powinniśmy się "oburzać i obrażać".

Prawie dwa lata temu, gdy na Krakowskim Przedmieściu grupy "postępowej warszawskiej młodzieży" profanowały Krzyż, słyszałem, że to nie była profanacja tylko spór w społeczeństwie. Że to wszystko wina polityków, bo wciągnęli Krzyż w walkę międzypartyjną.

Na początku listopada ks. Adam Boniecki mówił, że publiczne darcie Biblii i nazywanie jej "kłamliwą księgą" przez Nergala, to też nie powód do zdecydowanego sprzeciwu, bo to przecież tylko "taka gra".

Teraz redaktor Strzelczyk próbuje powiedzieć, że powinniśmy zachowywać się jakby Doda nie zrobiła nic złego, bo to było dziecinne zachowanie i prowokacja.

Na koniec autor pisze: "Warto, abyśmy jako katolicy zadawali sobie pytanie, jak zdefiniować obrazę uczuć religijnych. Kiedy reagować?". Zgadzam się, że jest to bardzo ważne pytanie i nie jestem też zwolennikiem wizji Kościoła "oblężonej twierdzy", ale słuchając i czytając kolejne komentarze o "nie przesadzaniu w reakcjach" odnoszę wrażenie, że najlepiej by było gdyby katolicy widząc jak profanuje się Krzyż i Biblię bili brawo i jeszcze przyłączali się do tych "happeningów".

I zawsze w takich momentach spoglądam z podziwem na żydów i muzułmanów, którzy nigdy nie pozwoliliby sobie na publiczne obrażanie ich wiary, wartości i Boga.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Biblii opluwać nie pozwolę
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.