Chciwość jest dobra?

Nowojorskie graffiti z Michaelem Douglasem jako Gordonem Gekko - bohaterem filmu "Wall Street" i autorem pamiętnego powiedzenia Greed is good (chciwość jest dobra) (fot. sabeth718 / flickr.com)
Piotr Żyłka / DEON.pl

Mamy do czynienia z kryzysem etycznym, ale to raczej skutek, a nie przyczyna. Nawet w społeczeństwie aniołów nie udałoby się uniknąć kryzysu finansowego w takim modelu gospodarczym, jaki dziś funkcjonuje. Wszyscy przyzwyczaili się żyć na koszt innych - mówi Prezydent Centrum im. Adama Smitha, Robert Gwiazdowski w rozmowie z portalem DEON.pl.

Piotr Żyłka: - Greed is good (chciwość jest dobra) - mawiał Gordon Gekko, bohater filmu Olivera Stone'a "Wall Street". Zgadza się Pan z tym twierdzeniem?

Robert Gwiazdowski: Very good. Jak pisał Michael Novak "demokratyczny kapitalizm każe odwrócić wzrok od moralnych intencji jednostek i spojrzeć na społeczne konsekwencje ich działań. Nawet jeśli człowiekiem w jego działalności ekonomicznej kieruje egoizm i chciwość, to w sposób niezamierzony przyczynia się on do ogólnego wzrostu gospodarczego. W ten sposób grzeszne pobudki sprzyjają osiągnięciu pozytywnych rezultatów".

Jest Pan Prezesem Centrum im. Adama Smitha. On sam pisał, że potrzeba generowania zysku jest prawdopodobnie największym czynnikiem postępu w biznesie. Jak więc to jest - zysk jest dobry czy zły? A jeśli dobry, to dlaczego tak krytykujemy pogoń za nim?

DEON.PL POLECA


Smith wykładał filozofię moralną. Jego pierwszym dziełem była "Teoria uczuć moralnych". Główną kategorią, wokół której koncentrują się zawarte w niej rozważania, jest zaczerpnięte od Dawida Hume’a i Thomasa Hutchesona pojęcie sympatii. Smith uznaje sympatię za czynnik, który sprawia, że człowiek interesuje się losem innych ludzi i że potrzebne mu jest ich szczęście choćby tylko po to, by "zyskać przyjemność, jaką daje fakt, że jest się jego świadkiem". Dopiero w tym świetle staje się jasne przesłanie, że "każdy człowiek czyni stale wysiłki, by znaleźć najbardziej korzystne zastosowanie dla kapitału, jakim może rozporządzać. Ma oczywiście na widoku własną korzyść, a nie korzyść społeczeństwa. Ale poszukiwanie własnej korzyści wiedzie go w sposób naturalny, a nawet nieuchronny, do tego, by wybrał takie zastosowanie, jakie jest najkorzystniejsze dla społeczeństwa". Smithowski homo economicus kieruje się żądzą zysku, ale i uczuciami sympatii. "Jakkolwiek samolubnym miałby być człowiek, są niewątpliwie w jego naturze jakieś pierwiastki, które powodują, iż interesuje się losem innych ludzi, i sprawiają, że ich szczęście jest dla niego nieodzowne" - zakładał Smith.

"Europa znajduje się w kryzysie ekonomicznym i finansowym, który w ostatecznym rozrachunku polega na kryzysie etycznym, zagrażającym Staremu Kontynentowi" - to słowa Benedykta XVI. Pan również uważa, że głównych przyczyn obecnego stanu gospodarki należy szukać w sferze etycznej?

Absolutnie nie. Oczywiście mamy do czynienia z kryzysem etycznym, ale to raczej skutek, a nie przyczyna. Nawet w społeczeństwie aniołów nie udałoby się uniknąć kryzysu finansowego w takim modelu gospodarczym, jaki dziś funkcjonuje. Wszyscy przyzwyczaili się żyć na koszt innych - jedni żyją na koszt obecnych podatników, inni - właśnie ci, na koszt których żyją ci pierwsi - żyją na koszt przyszłych pokoleń, kreując długi, które trzeba będzie w przyszłości spłacać. Wszyscy uciekają od odpowiedzialności za skutki swoich działań.

Kościół przez lata wypracował założenia swojego nauczania społecznego. Czy można tam znaleźć receptę na walkę z kryzysem?

Nauczanie społeczne Kościoła przeszło istotną ewolucję ze skutkiem rewolucyjnym. Działo się to powoli, ale od Rerum Novarum (encyklika papieża Leona XIII ogłoszona 15 maja 1891 - przyp. red.), która to encyklika zdecydowanie broniła wolnego rynku, własności prywatnej i kapitalizmu, przez doktrynę "równego dystansu" między kapitalizmem i socjalizmem i "trzeciej drogi", doszliśmy do potępienia liberalizmu przez Benedykta XVI. Niestety Papież uległ "demonowi", uznając za liberalizm coś, co z klasycznym liberalizmem nie ma wiele wspólnego.

We wrześniu 2007 roku mieliśmy pierwszą fazę kryzysu i jego źródło za oceanem, dziś przechodzimy kolejną. Tym razem źródło kryzysu bije w Europie. Co czeka nas w niedalekiej przyszłości - zgodnie z przepowiedniami Majów koniec świata? Może Majowe mieli na myśli koniec świata, do którego, zdaje się, zdążyliśmy się przyzwyczaić.

To jest ten sam kryzys - kryzys paradygmatu ekonomicznego, zgodnie z którym wszystko można wyprodukować, pod warunkiem, że ktoś to kupi. Do zapewnienia dobrobytu potrzebne jest więc odpowiednie "sterowanie zagregowanym popytem" przy pomocy różnych instrumentów finansowych. Kiedy nastąpi Koniec Świata to jeden Pan Bóg wie i nie sądzę, żeby podzielił się tą informacją z Majami. Mam nadzieję, że zbliżamy się jednak do końca świata dominującego paradygmatu ekonomicznego, którego wyznawcy przypominają niegdysiejszych geocentryków.

Dlaczego Amerykanie potrafili uporać się z kryzysem, bez problemów radzą sobie kraje azjatyckie, a także kraje takie jak Turcja czy Brazylia, a tak potężna Europa, która ciągle ma potencjał i intelektualny i gospodarczy, poradzić sobie nie umie?

Amerykanie potrafili??? Amerykańscy przedsiębiorcy mają na ten temat inne zdanie. FED nadrukował "worki" dolarów, a gospodarka stoi w miejscu, bezrobocie utrzymuje się powyżej 9% a dług publiczny rośnie i rośnie.

Dlaczego, Pana zdaniem - mimo gorączkowych prób - europejskim politykom nie udaje się znaleźć klucza do rozwiązania problemu?

Bo szukają jakiegoś uniwersalnego wytrycha. Tymczasem podstawy ekonomii są proste. "Roczna praca każdego narodu jest funduszem, który zaopatruje go we wszystkie rzeczy konieczne i przydatne w życiu", a jego wysokość "zależy od umiejętności, sprawności i znawstwa, z jakim swą pracę zazwyczaj wykonywa i od stosunku liczby tych, którzy pracują użytecznie, do liczby tych, którzy tego nie czynią" - pisał Adam Smith. Urzędnicy należą do tych "którzy tego nie czynią". A mało tego - jeszcze przeszkadzają tym, który "pracują użytecznie".

Pana zdaniem problemem Europy jest euro, czy też problemem byłaby Europa bez euro?

Europa - to nie to samo co Unia Europejska. Unia Europejska to nie to samo co strefa euro. Unia istniała bez euro i radziła sobie o wiele lepiej niż z euro. Euro było od samego początku projektem bardziej politycznym niż ekonomicznym - więc dziś mamy tego konsekwencje.

Jakie stanowisko w europejskim sporze o kształt Unii i sposobach kontrolowania pieniądza i instytucji finansowych powinna przyjąć Polska, by było to zgodne z naszym narodowym interesem?

Powinniśmy skoncentrować się na wykorzystaniu własnych zasobów, a nie wisieć na klamce UE.

Pierwszym jest nasze położenie geograficzne. Przez lata z politycznego punkt widzenia położenie między Niemcami i Rosją było naszym nieszczęściem. Dziś, z ekonomicznego punku widzenia, jest ważnym atutem. Leżymy przecież w centrum Europy, na skrzyżowaniu głównych szlaków handlowych. Rozumieją to doskonale firmy logistyczne, które budują w Polsce swoje centra usługowe.

Drugim są zasoby ludzkie. Jest nas 38 mln. Ale nie to jest dziś najważniejsze. Niedawno minęła 30. rocznica stanu wojennego. Generał Jaruzelski, który zmarnował mi młodość, niechcący przyczynił się do demograficznego boomu, który może mi pomóc na starość. Jak nie mieliśmy, co robić - robiliśmy dzieci. W Polsce i tylko w Polsce mamy wyż demograficzny wchodzący dziś na rynek pracy. Młodzi, nieźle wykształceni ludzie, spragnieni sukcesu, przyzwyczajeni do pracy w "systemie ośmiogodzinnym" - czyli od ósmej rano do ósmej wieczorem. Otwierają przed nimi granice inne kraje europejskie. A my opodatkowujemy ich pracę w Polsce podatkiem akcyzowym o stawkach jak na wódkę.

Trzecim naszym zasobem jest suwerenność walutowa. W epoce pieniądza fiducjarnego (waluta nie mająca oparcia w dobrach materialnych - przyp. red.), kiedy to stopy procentowe są najistotniejszym elementem wpływania przez pierwotnego emitenta tego pieniądza (czyli banki centralne) na gospodarkę, suwerenność w tym zakresie, którą można wykorzystywać do optymalizacji ilości pieniądza w obiegu i stóp procentowych, jest nie do przecenienia. Bo jeśli stopy są ważne - to jak stworzyć jedną stopę dla gospodarek tak różnych jak niemiecka z jednej strony, grecka z drugiej i polska pośrodku? No chyba że ani podaż pieniądza nie ma znaczenia, ani stopy procentowe nie mają. Ale wtedy zlikwidujmy już dziś Radę Polityki Pieniężnej, która te stopy określa i niepotrzebnie się w tym trudzi.

Zaczęliśmy filmowo, tak też skończmy. Jakie, Pana zdaniem, możliwe są scenariusze rozwoju obecnej sytuacji. Czeka nas horror, dreszczowiec, melodramat czy też komedia miłosna z happy endem?

A może jakiś reality show? Ta rzeczywistość wcale nie jest taka ponura.

Robert Gwiazdowski będzie gościem XXXIV Szkoły Zimowej organizowanej przez Instytutu Tertio Millennio. DEON.pl jest patronem medialnym tego wydarzenia.

Więcej informacji znajdziesz na stronie internetowej Szkoły.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Chciwość jest dobra?
Komentarze (12)
M
młody_chemik
13 stycznia 2012, 16:04
do Ekonomista: Bankierzy postąpili jak postąpili, bo byli PEWNI, że za swoję złe postępowanie nie poniosą konsekwencji, nawet finansowych. Poza tym bańka spekulacyjna na rynku nieruchomości została napędzona przez działanie RZĄDU! FED wydrukował pieniądze, dał pieniądze banką i kazał dawać wszystkim niskooprocęntowane kredyty na zakup nieruchomości- w myśl Keynesowskiego paradygmatu godospodarki popytowej. W "zdrowym" kapitalizmie chciwość jednostek prowadzi do niezamierzonego celu- poprawy bytu innych jednostek, bo współpraca społeczna okazuję się najskuteczniejszym narzędziem w poprawie własnego bytu. W tej XX w. hybrydzie keynesizmu, marksizmu i Bóg wie jeszcze czego ci którzy mają dostęp do władzy robią sobie co chcą (często kosztem innych) i nie ponoszą tego konsekwencji. Wszak tzw. rynki finansowe działają na zasadzie drzwi wahadlowych- urzędnicy rządowi regularnie wymieniają się z tymi korporacyjnymi. Ręka ręke myje. W państwie prawa niepohamowana chciwość jest temperowana  prostym i czytelnym prawem.
M
MR
13 stycznia 2012, 10:10
        Chciwość jest jednym z grzechów głównych, więc dobra  być nie może. Wszyscy potępiamy zgodnie chciwość rekinów finansowych. A chciwość "drobnych ciułaczy" którzy uwierzyli, że pieniądeze biroą się z kasy lub bankomatu, którzy jak wielu z nas chcieli by mieć po prostu więcej, bo uwierzyli, że "są tego warci", "maja prawo", " zafundują sobie odrobinę luksusu" etc. Bardzo destrukcyjna dla moralności jest komercja  i ideologowe wszelkich mozliwych i nie możliwych "praw" Jedną z najtrudniejszych rzeczy jest przyjąć do wiadomości gdzie jest moje miejsce i na co mnie stać, a na co nie. 
A
ABAR
13 stycznia 2012, 09:46
Panie Teologu, dziękuję za sklasyfikowanie mnie w grono manicheistów ( zapoznałem się z tematem na Wikipedia). Twierdzi Pan, że demon kapitalizmu przysłania Panu dzisiaj istotę chrześcijaństwa, można przypuszczać , że parę lat wcześniej demon socjalizmu pomagał Panu w jego widzeniu.
C
Czarek
13 stycznia 2012, 02:53
Jezus krytykował własność prywatną?! (to a propos wątków przeczytanych poniżej). Chciwość jest grzechem każdego systemu, a właściwie niemal każdego człowieka. Iluż z nas wybiera taki zawód, który zapewni dobrobyt z uwagi na jego usytuowanie w systemie wymiany usług lub dóbr, ale na przywileje emerytalne (kosztem innych, którzy pracują często jeszcze ciężej). Współczesne państwa, np. Polska, nie są w dużej mierze państwami sprawiedliwymi (solidarności społecznej opartej na pomocy grupom upśledzonym, wykluczonym (aktywizacji tych grup), równych szansach, równej konkurencji), ale państwami grup nacisku, które starają się uzyskać przywileje kosztem grup, które nie są zorganizowane. We współczesnej Polsce tolerujemy sytuacje, w których 40 kilkuletni urzędnik państwowy przechodzi na emeryturę, np. w wysokości 14 tys. zł (14 statystycznych jednoosobowych przedsiębiorców będzie go utrzymywać przez następnych kilkadziesiąt lat), a bezdomnych i dzieci ze środowisk patologicznych zostawia się samym sobie. Co więcej nie podejmuje się nawet debaty politycznej o aktywnej pomocy dla ludzi, którzy z własnej winy lub w sposób niezawioniony nie mogą wyjść z trudnej sytuacji i w najlepszym wypadku są skazani na nisko płatną albo nielegalną pracę i życie na marginesie społeczeństwa, mimo, że to oni pracują na redystrybujcję dochodów dla grup cieszących się przywilejami.
T
Teolog
13 stycznia 2012, 01:28
@ABAR jednego czego możemy być pewni to, że robienie tego "to co do niego należy" nie jest wezwaniem do bierności i zostawienia świata demonicznej sile pieniądza, ale próba takiego życia w którym nasze naśladowanie Chrystusa będzie próbą naprawienia tego świata, który zresztą z winy ludzi wygląda dziś tak jak wygląda. Pańska substancjalizacja szatana zakrawa na jakiś manicheizm, to że demon kapitalizmu zasłania nam dziś istotę chrześcijaństwa jest faktem, ale jest on wynikiem ludzkiego upadku a nie boskiej impotencji która stworzyła świat niedoskonałym (jak zdaje się Pan sugerować).
A
ABAR
13 stycznia 2012, 00:13
Panie Teologu jeżeli się mylę to proszę o sprostowanie. Uważam, że wystarczy by każdy robił w granicach ludzkiej determinacji, to co do niego należy, a będzie dobrze. Naszym zadaniem nie jest, aby w nadludzkiej determinacji dokopać szatanowi. Bóg go stworzył i jest nam potrzebny, bo jego działanie daje nam szansę na zbawienie. 
T
Teolog
12 stycznia 2012, 21:13
„Jezus krytykował mamonę i własność prywatną”, ale On jest już w niebie, a my z mamoną i szatanem na ziemi. i co z tego? sednem Wcielenia jest zadanie przed którym stajemy, a którym jest naśladowanie Chrystusa. Jeśli chcemy pozostać mu wierni a nie służyć doczesnym, szatańskim siłom pieniądza, to musimy się zdobyć na zniesienie jego wszechogarniającej władzy, którą dzięki kultowi własności prywatnej ma dzisiaj. Nikt nie mówił (a już na pewno nie Chrystus), że nauka z jaką przychodzi jest prosta, wręcz przeciwnie, jest radykalna i wymaga nieludzkiej determinacji do tego by ją wiernie realizować.
A
ABAR
12 stycznia 2012, 20:25
 „Jezus krytykował mamonę i własność prywatną”, ale On jest już w niebie, a my z mamoną i szatanem na ziemi.
E
Ekonomista
12 stycznia 2012, 19:46
Polecam w tym kontekście nowy film "Chciwość" dotyczący ostatniego kryzysu za który wbrew temu co mówi pan Gwiazdowski nie odpowiadają rozbuchane socjalne wydatki (przynajmniej nie tylko one, taka diagnoza każe zresztą sądzić, że pan Prezes ma bardzo krótką pamięć), ale bankierzy którzy spowodowali cały ten chaos, na którego zażegnanie narodowe państwa wyłożyły miliardy dolarów głownie dlatego się zadłużając. "Chciwość" (którą tutaj polecam) w przeciwieństwie do swojej poprzedniczki z Hollywood czyli "Wall Street" Olivera Stone’a doskonale pokazuje, że wszystkie kryzysy i nieprawidłowości nie są anomalią spowodowaną grzesznością niektórych osób, ale strukturalnym problemem, który sprawia, że tak naprawdę wszyscy zaczynają być chciwi czy chcą tego czy nie. Chciwość jest istotą (a nie anomalią) kapitalizmu to ona w kapitalizmie organizuje stosunki międzyludzkie, przewidział to już Chrystus krytykując tak ostro mamonę i własność prywatną, choć w jego czasach nie ulegały one jeszcze takiemu ubóstwieniu (niszczącemu wszelką wspólnotowość) z jakim mamy do czynienia dzisiaj.
W
wuj
12 stycznia 2012, 13:58
fajny wywiad
A
ABAR
12 stycznia 2012, 12:52
Bardzo dobry artykuł, nie zgadzam się jedynie ze stwierdzeniem „że wszyscy przyzwyczaili się żyć kosztem innych”. W ekonomii, tak jak w przyrodzie musi być zachowana równowaga. To właśnie ilość pieniądza fiducjarnego odzwierciedla nam skalę żyjących kosztem innych. Giełdy światowe przestają sobie już radzić z upustem nadmiernej ilości tego pieniądza, co w konsekwencji doprowadzić może świat do konfliktu zbrojnego.
A
Alfista
12 stycznia 2012, 11:11
Robert Gwiazdowski jak zwykle w formie.