Co poeta miał na myśli?

(fot. uars / sxc.hu / CC)
Rafał A. Ziemkiewicz

Przykro to mówić, ale to właśnie topienie miłości Ojczyzny w romantycznym wariactwie sprawia, że tak trudno jest dziś wielu Polakom z Ojczyzną się identyfikować - pisze Rafał A. Ziemkiewicz.

Wielokrotnie mieliśmy w naszych dziejach pecha, szczególnie do przywódców, i w krańcowo trudnych czasach wielu uznało, że nie pozostaje nic innego, niż poniewczasie dorobić do tego pecha ideologię. Tym sposobem, jak już się rzekło, to, co jest odważnym środkiem do osiągania celu, zaczęto czynić celem samym w sobie. Aż sławiąc ułańską fantazję, pogardę śmierci i gotowość oddawania życia dla samego oddawania życia, sprawiono, że teraz, "w naszym wieku praktycznym", patriotyzm postrzegany jest przez większość Polaków jako coś kompletnie nijak mającego się do życia. W najlepszym wypadku - jako piękny, ale niepotrzebny bibelot, w gorszym - jako coś, co tylko życie utrudnia.

Przykro to mówić, ale to właśnie topienie miłości Ojczyzny w romantycznym wariactwie, uprawiane przez wielu szczerych i bardzo zacnych patriotów, sprawia, że tak trudno jest dziś wielu Polakom, zwłaszcza młodym, z Ojczyzną się identyfikować. I że tak łatwo jest rozmaitym manipulatorom wmawiać im, że do niczego Polski nie potrzebują, że od patriotycznych manifestacji i nabożeństw ich życie się nie poprawi. A tymczasem patriotyzm jest w istocie cnotą praktyczną. Jest po prostu produktem - na miarę zbiorowości - elementarnego zdrowego rozsądku.

Może najlepiej wyjaśnić to, przywołując zdanie, które swego czasu wbijane było każdemu Polakowi do głowy podczas lekcji polskiego (nie dam głowy, czy przetrwało reformy pani minister Hall, ale mam taką nadzieję) - zdanie z Mickiewiczowskiego "Konrada Wallenroda": "Szczęścia w domu nie znalazł, bo go nie było w Ojczyźnie".

"Co poeta miał na myśli?" Każdy odpowie odruchowo: poeta miał na myśli, że Alf, jako dobry patriota, nie był w stanie siedzieć w chałupie i cieszyć się osobistym szczęściem, kiedy Ojczyzna cierpiała. Musiał wszystko porzucić i cierpieć razem z nią. Ot i masz… Oto właśnie fundamentalna bzdura wynikająca z nieuważnej lektury wieszcza. Otóż, kochane dzieci i droga młodzieży, związek między szczęściem Ojczyzny i mirem domowym jest zarówno w poemacie Mickiewicza, jak i w realnym życiu znacznie prostszy, bardziej oczywisty i mniej wzniosły. Nie można zaznać szczęścia w domu, jeśli do tego domu w każdej chwili może wejść kopniakiem Krzyżak albo jakiś inny okupant, obić ci twarz, splądrować komory i zgwałcić żonę. Innymi słowy - uporządkowanie spraw publicznych jest warunkiem tego, by szczęście w domu było czymś trwałym, oczywistym. A czy przeciętny człowiek jest w stanie samodzielnie zapewnić swojemu domowi, swojemu prywatnemu życiu odpowiednio - nazwijmy to - przyjazne otoczenie? Oczywiście nie. Dlatego musi w tym celu jakoś porozumieć się z innymi podobnymi sobie.

Przepraszam, jeśli ktoś ma wrażenie, że mówię mu rzeczy oczywiste. Problem w tym, że to, co powinno być tak oczywiste, że aż niewarte przypominania, z jakiegoś powodu zostało przez wielu Polaków zapomniane. Patriotyzm to nie wzruszenie na widok łopoczącej flagi ani stawianie zniczy na grobach przodków - nie przede wszystkim, w każdym razie. Podobnie jak rodzina to nie tylko miłe chwile przy świątecznych pierogach i wizyty na grobach dziadków w Dniu Wszystkich Świętych. Tak jak wzruszenia związane z życiem rodzinnym nabudowane są na codziennej pracy dla swoich najbliższych, na wspomaganiu się nawzajem w życiowych potrzebach - tak i uniesienia, z którymi przywykło się kojarzyć patriotyzm, są w normalnym świecie tylko ukoronowaniem prozaicznej troski o wspólne dobro.

Co ja będę miał, potrafią dziś pytać młodzi ludzie, z tego, że się rozliczy, na czyj rozkaz kiedyś tam przed laty zastrzelono jakichś górników? Co dla mnie osobiście wynika z tego, czy wyjaśnimy tragedię w Smoleńsku, czy nie wyjaśnimy? Przeciętny patriota na takie pytania reaguje oburzeniem; jak śmiesz pytać o siebie, jak możesz myśleć, co ty będziesz z tego miał - zamiast się starać, by Ojczyzna miała więcej z ciebie!

Niesłusznie. Pytanie: "Co ja będę miał z Ojczyzny?" jest jak najbardziej uzasadnione. A odpowiedź na nie brzmi prosto: Ojczyzna to coś takiego, co może nam dać więcej, niżby wynikało z prostego zsumowania naszych indywidualnych wysiłków. Ojczyzna, mówiąc językiem współczesnym, agreguje wysiłki nas wszystkich i dbając o nią, możemy się spodziewać udziału w tej "wartości dodatkowej", której bez niej by nie było.

Polska nie powinna być - jak by to wynikało z naszej wielkiej romantycznej poezji - potworem, który domaga się od Polaków stałych ofiar, upiorem, który wysysa z nich krew, pożera siły i dobytek, ani ofiarnym stosem, na który Polacy mają się rzucać po to, by się zmienić w garstkę popiołu i za jedyny zysk z tego samospalenia zyskać pośmiertną sławę. Polska to wspólny, dobrze pojęty interes, w który powinniśmy inwestować i o który powinniśmy dbać, żeby nam dawał zysk. Jak każdy interes, tak i ten wiąże się z ryzykiem, szczególnie gdy nie jest dobrze zarządzany. Ale o sposobach minimalizowania tego ryzyka będzie kawałek dalej. Na razie jesteśmy przy generaliach i oczywistościach.

Jeśli zabrzmiało to zbyt zawile, to można powiedzieć prościej: potrzebujemy Polski do normalnego życia. Jeśli nie funkcjonują prawidłowo sądy i policja, nie można się bogacić ani robić biznesu. Jeśli nie funkcjonują prawidłowo urzędy, banki i inne instytucje, nie można na przykład normalnie zbudować domu. Albo można zostać z tego domu i innych owoców własnej pracy okradzionym, i to w majestacie prawa."

Fragment książki Rafała A. Ziemkiewicza "Myśli nowoczesnego endeka"

Teksty red. Ziemkiewicza ukazywały się w "Newsweeku", "Wprost", "Polityce" i "Przewodniku Katolickim". Aktualnie jego felietony publikują "Rzeczpospolita", "Uważam Rze", "Niezależna, Gazeta Polska" oraz portal Interia.pl.
Pisze o sobie: "Urodziłem się pod znakiem zakazu wjazdu i tak zostało. Należę do starszych, niewykształconych i z małych miasteczek, niezadowolonych z transformacji politycznej i z III RP oraz sfrustrowanych rozbieżnością między nadziejami i obietnicami sprzed 20 lat a ich realizacją. Szanuję tylko te autorytety, których szanować się nie opłaca. Odrzucam z góry argumenty "wszyscy wiedzą", "trzeba być w zgodzie z nowoczesnością, modą, postępem etc." Spotkanie poprowadzi prof. Krzysztof Koehler: poeta, eseista, krytyk literacki, publicysta oraz wykładowca akademicki

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Co poeta miał na myśli?
Komentarze (4)
S
słowik
30 listopada 2012, 08:18
Mam z Ziemkiewiczem stały problem: bardzo często zgadzam się z tym, co mówi, ale równie często nie mogę znieść tego, *jak* mówi. Gdyby wszystkie jego teksty były podobnie uniwersalne, ponadpolityczne i sine ira, to wychwalałbym faceta pod niebo, ale - nie podobają mi się jego koledzy i paskudnie napastliwy ton, jaki niestety nazbyt często przybiera. Dlatego tak przyjemnie czytać teksty jak powyższy - można się zgodzić, można nie zgodzić (chociaż doprawdy - z tak rozsądnie przedstawioną kwestią chyba nawet nie ma po co się nie zgadzać), ale człowiek ma ochotę porozmawiać, a nie odejść z niesmakiem.
P
Pretorianin
29 listopada 2012, 14:44
Ziemkiewicz to aktualnie jeden z trzech najlepszych dziennikarzy.
A
adam
27 listopada 2012, 18:29
Dopóki zestaw lektur szkolnych składa sie z samych "Konradów Wallenrodów" na żadną zmiane liczyć nie można.
Ł.
Łucja .
27 listopada 2012, 13:56
nie da się ukryć :)