Co w Polsce piszczy
Ciekawe za nami dni. Pełne emocji, historii, humoru i najprawdziwszej miłości.
Newsem nad newsy stał się Konkurs Eurowizji, a właściwie, jego "zwycięzczyń" (wybaczą Państwo ten kompromisowy z założenia zabieg słowotwórczy). Czy jest się czym emocjonować? Może i nie, ale media podchwyciły temat, internet oszalał, a politycy mają o czym rozmawiać - wszak przygotować się do takich dyskusji nie trzeba, bo wszystko "wiadomo" samo przez się.
Kobieta z brodą, mężczyzna z burzą seksownych loków, zwał jak zwał, na Youtube możemy zobaczyć panią Kiełbasę (Eurowizja poleca tłumaczyć nazwisko "Wurst" na języki narodowe, prawdopodobnie w celu przeciwdziałania dyskryminacji osób nie-niemieckojęzycznych - konsekwentne, prawda?) w przeróżnych wywiadach, po których widać, że jest przesympatyczna, urocza, dowcipna i obsypuje komplementami cały wszechświat.
Ma zaledwie 25 lat, bardzo tolerancyjną babcię i zarzeka się, że jeżeli do 80-tki nie zdobędzie nagrody Grammy, to ją ukradnie. Conchita Wurst przyznaje, że myśli pozytywnie nawet o osobach ją krytykujących - postawa iście chrześcijańska! Ponadto dzięki niej możemy już chyba dzielić polską scenę polityczną na pro-Wurst i anty-Wurst. Takie nazewnictwo przysłuży się zresztą całemu polskiemu społeczeństwu, sprawiając, że tajniki politycznych gierek przestaną się liczyć - liczy się wszak to, czy komuś spodobała się "Kobieta z brodą".
Pomińmy fakt, że piosenka była bardzo dobra, że była rewelacyjnie zaśpiewana, że - w przeciwieństwie do polskiego, maślanego, "przeboju" - nie wykorzystywała kobiety jako "produktu do użytku seksualnego". Miała prowokować... do myślenia? Chyba jednak głównie do zainteresowania wokalistką. Prosty zabieg marketingowy, a zadziałał.
Na szczęście sprawą zajął się poseł Tomasz Adamek, który na swoim Twitterze obiecał zaproponować zmiany w regulaminie Eurowizji - a jednak!, politycy jeżeli chcą, to potrafią budować nie tylko Polskę, ale całą Europę i jej kulturę!
Kolejną fascynującą informacją była ta z plakatów wyborczych prof. Jana Hartmana. Jakkolwiek lektura plakatów wyborczych zasługuje za odrębną monografię psychologiczno-socjologiczną, promocja w stylu Twojego Ruchu (brzmi prawie jak "Twój Styl"!) wyróżnia się. Po pierwsze w kolorystyce - nowoczesny design w granacie i pomarańczu przy kiczowato sfotoszopowanych zdjęciach polityków innych partii, daje nadzieję na lepsze jutro polskiego plakatu wyborczego. Do tego te hasła! Wspomniany profesor, znany ze swoich antyklerykalnych poglądów, oświadcza "Ja też wierzę!". Fajnie, jak miło, och, ach, ale o co chodzi? Pan polityk odkrył, że "wiara" nie dotyczy tylko Boga i tym właśnie się z nami dzieli. Bo on jest taki jak katolicy: dobry, uczciwy i miły, a nadto zdystansowany, inteligentny i zabawny. Jest taki jak katolicy, tylko jest przeciwny Kościołowi. No, katoliku Ty, weź zagłosuj, nie bądź taki drobiazgowy! Cóż, marketingu prawica mogłaby się od Twojego Ruchu uczyć, dla dobra wspólnego.
Skoro o profesorze, to musi być i o Uniwersytecie - Jagiellońskim. Kraków (Polska cała!) obchodzi hucznie 650. rocznicę jego powstania. Skrzynki mailowe studentów i pracowników naukowych pękają w szwach od wiadomości samego Rektora, przed Collegium Novum stoi ogromne, niebieskie "650", przy którym robią sobie zdjęcia wycieczki z Chin, Włoch, Niemiec i polskich przedszkoli. Kraków szaleje, a Facebook wciąż informuje o kolejnych wydarzeniach. Na Rynku Głównym odbyła się premiera widowiska historyczno-muzycznego "Universa - Opera Otwarta" samego Jana A. P. Kaczmarka, występ Zespół Pieśni i Tańca UJ "Słowianki" (taki Donatan dla wykształciuchów) i inne kulturalne atrakcje. Co tam jednak jakieś śmieszne pre-juwenalia. Ważne jest to, że José Manuel Barroso nie otrzymał tytułu doktora honoris causa UJ!
Róża Thun i prof. Ryszard Legutko przedstawiają argumenty za i przeciw, tłumacząc, jak wiele zła i dobra Barroso wyrządził. Bo nie możemy zapominać, że chodzi o niego, nie o wspomnianych komentatorów, którzy akurat (zbieg okoliczności) prowadzą kampanie wyborcze. A już to, że sprawa jest wyciągana bardzo post factum, bo senat uczelni podjął uchwałę w tej sprawie rok temu, jest argumentem nie na miejscu - tu chodzi przecież o osobistą tragedię pana Jose Manuela. Może wypadałoby wysłać mu na pocieszenie choć obwarzanek lub pączka z różą, a nie oskarżać biednych europarlamentarzystów o populizm polityczny?
Wisienką na torcie wydarzeń w ostatnim czasie stał się ślub cywilny Zbigniewa Zamachowskiego z Moniką Richardson. Gorzką wisienką. Przykro patrzeć na wielkiego aktora, który jest wyciągany na ścianki, lanse, pudelki i inne flesze. O klasie jego nowej partnerki trudno coś powiedzieć, jej intencje są zapewne najszczytniejsze (miłość, uczciwość, oraz że go nie opuści...), choć trzeba naiwności, żeby nie spodziewać się w perspektywie kilku lat kolejnego emocjonalnego "katharsis" pani Moniki. To smutne, bo media znów mają okazję na lansowanie cukierkowego "carpe diem". Po co rodzina, trud, dzieci, skoro można podróżować, realizować się i bez końca zakochiwać? Przykra ta wizja, szczególnie, że taka sinusoida wspaniałości jest okrutnie samotna.
Tak wyglądały hity ostatnich dni. Czy warto uczestniczyć w podobnych emocjach? Trudno powiedzieć, ale zawsze można analizować je psychologicznie, moralnie, ba, teologicznie. Zachęcam.
Skomentuj artykuł