Dobroczynność w budżecie domowym

(fot. Ted's photos - For me & you / Foter / CC BY-NC-SA)

Każdy z nas minął bezdomnego żebrzącego na chodniku, proszącego - według zapewnień - na jedzenie. Również każdy z nas słyszał, widział billboard lub oglądał w telewizji ogólnopolską akcję pomagania tym czy tamtym. Nie ukrywajmy: jesteśmy otoczeni apelami o pomoc!

Jak każdy "szanujący się Polak" węszymy wszędzie podstęp. Przecież wiadomo, że ten żebrak zbiera na wódkę. Z kolei jakaś tam duża organizacja charytatywna na pewno po cichaczu wypłaca sobie grube miliony na premie zarządu. Przecież to takie oczywiste…

Ten stan naszego umysłu nie rozwiązuje potrzeby drzemiącej w każdym człowieku: chęci niesienia pomocy. Czyż nie czujemy się usatysfakcjonowani, gdy pomożemy sąsiadowi we wniesieniu zakupów do domu? Lub też czy nie czujemy wewnętrznego ciepła, gdy bliska nam osoba odzyskuje nadzieję po rozmowie z nami? Nazwałbym tę sytuację skalą mikro. Pomagamy tu i teraz. Działamy i otrzymujemy efekt. Dzieje się to w naszym środowisku, dobrze nam znanym.

Warto zauważyć, iż nie każdy ma ten komfort posiadania znajomych gotowych do pomocy. Co więcej, nie każdy, pomimo chęci, ma możliwość pomagania innym. A w jaki sposób można w ogóle pomagać? Intuicja podsuwa dwie odpowiedzi: pomagać można poprzez poświęcanie swojego czasu lub pieniędzy. Logika nakazuje uprościć to równanie - i tak naprawdę poświęcamy tylko czas przy pomaganiu innym, nawet jeśli pomagamy poprzez wręczenie żywej gotówki. Dlaczego? Ponieważ w pracy zawodowej, która, daj Boże, generuje nam przychód, już poświęcamy czas. Ucinając filozoficzne zapędy: to, czym dysponujemy, jest czas albo precyzyjniej: sposób, w jaki go spożytkujemy.

DEON.PL POLECA

Jak dobrze wiemy, doba liczy 24 godziny. Aby zaspokoić potrzebę pomagania, trzeba w jakiś sposób zagospodarować jakąś część 24-godzinnej doby. Weźmy na warsztat pana Jana Kowalskiego. Pan Jan chciałby przeznaczyć - i ma taką możliwość - 2 godziny na pomaganie innym w ciągu tygodnia. Jak na złość, pan Jan żyje w sąsiedztwie, które sobie samo radzi z problemami dnia powszedniego. Co więcej, w jego rodzinie też nie dzieje się najgorzej. Brak możliwości fizycznej pomocy sprawia, iż pan Jan zagospodarowuje ten czas (w naturze nic nie ginie) na pracę zawodową. Jednakże potrzeba pomocy nie została zaspokojona.

Panie Janie! Głowa do góry, nie ma co się martwić. Jest rozwiązanie! Pamiętajmy, że to, czym dysponujemy, to czas, a owoce jego wykorzystania (jak półprodukty) mogą być przetwarzane dalej. Co to oznacza? Zaplanowany czas na pomoc innym został zagospodarowany w ramach pracy zawodowej. Bardzo łatwo obliczyć, ile pan Jan otrzymał wynagrodzenia za 2 godziny swojej pracy w tygodniu lub - jak przedstawię to w kolejnym fragmencie - miesięcznie.

Załóżmy, że pan Jan zarabia miesięcznie na rękę 3000 zł. Upraszczając: miesięcznie na pełnym etacie pan Jan poświęca pracy zawodowej 160 godzin. 3000 zł / 160 h = 18,75 zł/h - tyle wynosi roboczogodzina pana Jana.

Ile pan Jan zarobił miesięcznie podczas czasu przeznaczonego na pomaganie innym? Przekalkulujmy: 2 h/tydzień daje nam 8 godzin w miesiącu. 8 h * 18,75 zł/h = 150 zł. Pan Jan wie, jaką kwotę wypracował "w ramach czasu" na pomaganie innym. Pan Jan dochodzi do jakże odkrywczego faktu: "Nie miałem możliwości fizycznie komuś pomóc, ale wygenerowałem 150 zł, które mogę przeznaczyć na pomoc innym".

Pan Jan właśnie stworzył w ramach swojego budżetu domowego kategorię "dobroczynność" i zadeklarował, że będzie miesięcznie przeznaczał 5% swoich wpływów na dobroczynność - i to, moi mili, są już konkrety.

Sarkastycznie przedstawiona mentalność Polaków w pierwszych akapitach nasuwa pytanie: "No dobra, ale komu mógłbym pomóc?". Powiem szczerze: jest to rzecz wtórna. Cel naszej darowizny nie jest najważniejszy, lecz kluczowa jest sama czynność i to, że nam się w ogóle chciało pomyśleć o finansach (tudzież czasie) z perspektywy drugiego człowieka.

Na pewno z pomocą przychodzi nam internet. Rozejrzyjmy się wokół nas. Spójrzmy: czy coś w naszym najbliższym otoczeniu nie działa tak jak powinno? czy dzieje się komuś jakaś krzywda? czy komuś czegoś brakuje? Gdy już dostrzeżemy jakiekolwiek braki w "matrixie", poszukajmy informacji na ten temat w internecie. Może już funkcjonuje jakieś stowarzyszenie lub fundacja, która tym problemem się zajmuje. Mając określony budżet na dobroczynność, będziecie już wiedzieć, ile przelać takiej organizacji. Co więcej, internet jest najłatwiejszym sposobem monitorowania działalności organizacji. Gdy coś nam się nie podoba w działalności danej organizacji, po prostu można zmienić beneficjenta naszych funduszy.

Moi drodzy, jeżeli tkwi w Was potrzeba pomagania innym, ale niekoniecznie chcielibyście lub moglibyście pomagać osobiście, wyznaczcie część swojego budżetu domowego na dobroczynność, na pomaganie innym. Określicie jasno, jaka to ma być kwota, aby móc łatwo uspokoić sumienie, że za 150 zł nakarmiło się kilkoro dzieci w Polsce lub też kilkanaścioro dzieciaków dostało leki przeciwmalaryczne w Afryce.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Dobroczynność w budżecie domowym
Komentarze (2)
E
ech:)
14 grudnia 2014, 14:05
Piękne. Tyle tylko, że nie wielu tak zrobi. A spora częśc po prostu poczeka na swiateczną orkiestrę Owsiaka. I tak potrzebujący dostaną ochłapy a on ze switą całą resztę. Ten kto chce pomóc pomaga, bez przeliczania roboczogodzin, których wysokość jest dla wiekszości nie prawdziwa. Z reguły pomagają ci, którzy nie mają 150 zł na zbyciu. druga sprawa, która bardzo jasno obrazuje chęć pomocy. Wystarczy spojrzeć na wpisy. Ten ma aż dwa, a artykuł o wynurzeniach podobno szczęsliwej niby sieroty autorki tegoż artykułu aż 140. Widać jasno jak bardzo nas to interesuje i chcemy liczyć roboczogodziny. Trochę sie ruszy gdy ruszy Owsiak. wtedy jedni wrzucą do jego puszek, a drudzy nawrzucają mu pod artykułami np na DEONIE.
P
pytajnik
11 grudnia 2014, 11:57
Dobry tekst, pomaga rozwiązać trochę dylematów.