Doznania kolejowe

Doznania kolejowe
(fot. Łukasz Kraczka)
Dariusz Piórkowski SJ / DEON.pl

Lawina narzekań na naszą rodzimą kolej nie ma końca. Sam nieraz dołączam do chóru kolejowych malkontentów. Po mojej ostatniej podróży w dwie strony z Krakowa do Warszawy, a ściślej mówiąc do Falenicy, spojrzałem na całą sprawę z większą przychylnością.

W historii PKP najbardziej zdumiewa fundamentalne odkrycie, a może po prostu fakt, że to wszystko jakoś się kręci. Dosłownie i w przenośni. Podobnie zresztą jak w przypadku służby zdrowia, która wiecznie upada i zarazem wciąż trzyma się na nogach. Ale przejdźmy do zalet podróżowania.

Jadąc w kierunku Warszawy najpierw dowiaduję się, że, o dziwo, nie tylko człowiek ma uczucia. Także pociąg przeżywa, podatny jest na zmiany, odczuwa namiętności. To mnie wielce zaintrygowało. Zbliżając się do stacji końcowej w głośniku odzywa się miły głos kierowniczki składu, która oznajmia, że pociąg ma doznanie. Nie zmysłowe, lecz czasowe. Doznał bowiem trzydziestominutowego opóźnienia.

DEON.PL POLECA

Ale to nie koniec. Jeśli po opuszczeniu Centralnego, wsiądziesz do ekskluzywnego pociągu Szybkiej Kolei Miejskiej, nauczysz się również na czym polega różnica między szybkością względną i bezwzględną. A więc ogromne zalety w pogłębianiu podstawowej wiedzy z fizyki, co oczywiście możesz odczuć na własnej skórze, Tylko hola, hola. Nie tak od razu. To wieloetapowy eksperyment, który wymaga czasu. Przede wszystkim, najpierw należy przejechać się w godzinach szczytu samochodem lub autobusem weźmy na to z Dworca Centralnego do Warszawy Falenicy (ok. 18 km). Większość czasu upłynie oczywiście na przedzieraniu się przez korki, tak że podróż potrwać może do godziny z dużym hakiem. Gdy następnego dnia człowiek dochodzi do wniosku, że nie popełni już tego błędu, z radością wybiera kolej. I szybko zauważa, że SKM to torpeda, jeśli porównać ją z prędkością przemieszczania się po zakorkowanych ulicach Warszawy. Dwudziestokilometrowy odcinek z Warszawy Falenicy do Śródmieścia kolejka pokonuje tylko w 40 minut. Przecież to prawdziwy luksus. Bezwzględnie wlecze się, ale względnie mknie jak błyskawica.

Po tygodniu wracam do domu. Pociągiem. Krążę po Centralnym. Po oczach bije blask nowości na wyremontowanych galeriach i korytarzach. Ponieważ mam prawie 1,5 godziny do odjazdu, postanawiam usadowić się w poczekalni. Ale takowej nie znajduję. Dochodzę do wniosku, że na peron trzeba przyjść w chwili odjazdu pociągu, bo inaczej narażę się na spore wychłodzenie organizmu, potem koszty antybiotyków, zwolnienie itp. I nie pomyślałem, że tutaj rządzi zupełnie inna logika. Nowo odrestaurowane i przestronne galerie zapełniają się sklepami i butikami z markowymi ciuchami, butami i gadżetami. Na każdym rogu wyrastają kawiarnie jak grzyby po deszczu, już nie w formie kanciastych bud kebabowych, lecz ekskluzywne i atrakcyjne lokale. Prawdziwa Europa. Co więc robisz? Oczywiście niezwłocznie szukasz cieplejszego kąta. Idziesz albo do księgarni, kupujesz książkę, wspierasz rynek wydawniczy. Potem przydałoby się jednak czymś rozgrzać. Więc bierzesz kawę. A i ciastko też nie zawadzi. Przechodząc w oko wpadnie ci jeszcze koszula lub kurtka, więc czemu by jej nie przymierzyć. W końcu po takim obchodzie na coś się skusisz i wyciągniesz kasę zza pazuchy. I tak Dworzec Centralny staje się dźwignią handlu i dodatkowych wpływów do budżetu. A człowiek jak cep szuka poczekalni. Myśli tylko o sobie i swoim ciepełku.

Kolej staje się również kuźnią cnót i umiejętności życiowych. Uczysz się zaradności, z odrobiną sportu i gimnastyki, co też wpływa korzystnie na zdrowie. Wsiadam (delikatnie mówiąc) do wagonu pociągu Interregio. A ponieważ to bardzo oblegana relacja z uwagi na niską cenę biletów, trzeba nie lada sprytu i szybkości, by zająć miejsce siedzące. Ale to w sumie pestka. Jeszcze pociąg nie ruszył z Centralnego, a pani konduktor spieszy zakomunikować, że w tym wagonie "nie będzie grzało". I nie da się z tym nic zrobić. I oto w darze otrzymujesz kolejną sposobność. Tym razem do zadzierzgnięcia intymniejszej więzi z pasażerami. W dobie narastającego indywidualizmu i wzajemnego wyobcowania, nagle jednoczy nas chuch narodu. Dogadujemy się w przedziale, że nie będziemy otwierać drzwi. Grzejemy przedział co sił własnymi ciałami i oddechem. W końcu sześciu panów jednak ma pojemne płuca, a i ciepła w sobie też im nie brakuje. Przynajmniej do czasu. Następuje więc przedziwna solidarność i wymiana.

Po niejakiej godzinie podróży z unoszącymi się nad głowami chmurkami pary, pan z naprzeciwka, opatulony w gruby szal i z czapką na głowie, wyciąga z torby termos i w przypływie życzliwości, poruszony wyraźnym dygotaniem sąsiada, który skąpo się odział, postanawia poczęstować nieszczęśnika resztką gorącej kawy. Gdyby w przedziale nie można było oddychać z gorąca, co zdarza się często w mniej chłodne dni, człowiek nawet na drugiego by nie popatrzył, nie mówiąc już o tak altruistycznych gestach. A tu masz, zimno i dmuchający przez nieszczelne okna wiatr budzi w pasażerach ludzkie odruchy współczucia i życzliwości. Można wzróść etycznie.

Mało kto docenia również fakt, że wielogodzinne podróże, wydłużające się z roku na rok, w gruncie rzeczy pełnią terapeutyczną rolę. Człowiek ma niepowtarzalną okazję, by zwolnić tempo życia. Gnamy i biadolimy, że nie mamy czasu na to i na tamto. A w przedziale wchodzisz jakby w inny wymiar, zwłaszcza jeśli masz zamiar dostać się na drugi kraniec Polski. Wszystko zwalnia i relatywizuje się. Jednego razu zalega długa cisza, przerywana wprawdzie co pewien czas brzęczeniem komórek, ale da się to jakoś znieść. Możesz nadrobić ulubione lektury i w końcu zagłębić się w powieść, na którą w domu od kilku miesięcy jedynie spoglądałeś z wzdychaniem. A gdy się zamyślisz nad głębią jej przesłania, to i ciekawe myśli przyjdą ci do głowy.

W ramach rozrywki warto też pogapić się w okno. Niektórzy (jak oni to robią?) czynią to beznamiętnie godzinami. Niespodzianie jednak zauważysz, (zwłaszcza jeśli mieszkasz całe życie w mieście), że istnieją płowe zwierzęta skaczące w zaroślach lub na polach. Tudzież pociągnie cię inna osobliwość natury. Możesz również przyjrzeć się rozwojowi architektury polskiej lub przenieść się w czasie o dobre 100 lat wstecz, co nastroi cię do wspomnień nad własną przeszłością. (Uwaga: Ważne tylko na wybranych trasach w Polsce). Niektórzy pasażerowie to chyba w ogóle o niczym nie myślą, chociaż ponoć świadomość człowieka cały czas jest czymś zajęta. Ale i to ma swoje nieocenione walory. Dobrze jest tak posiedzieć, utkwić wzrok w szybie i pozwolić sobie na swobodny przepływ myśli. Nie po to, by coś obmyślić, wytworzyć i zaplanować. Trochę otępienia czasem nie zaszkodzi. Umysł odpoczywa i nie natęża się. Też przecież potrzebuje od czasu do czasu urlopu. A jak już się zmęczysz nicnierobieniem, to zapadasz w słodką drzemkę, rwaną co pewien czas stukotem i piszczeniem kół. No ale nie oczekujmy zbyt wiele. W każdym razie można nadrobić parę zarwanych nocy.

Poza tym zatrzymanie w szczerym polu ćwiczy pokorę, cierpliwość i opanowanie. Nie oczekuj zbyt namiętnie, że otrzymasz wyjaśnienie, dlaczego stoisz. Porzuć te nadzieje, nabierz dystansu, błogiej obojętności i wolności. Ucz się, że nie wszystko ma sens od razu i nie trzeba wszystkiego wiedzieć. Zostaw to innym.

Względy towarzyskie, oprócz etycznych dokonań, również są w pociągu w wielkiej cenie. Można przecież uciąć sobie miłą pogawędkę z pasażerem albo wdać się w poważną dysputę nad kondycją narodu polskiego, stanu gospodarki czy jakością rządów. Niestety to dość grząski grunt, bo kiedy wyjdą na jaw polityczne sympatie, to czasem jedyną rozsądną konkluzją tej dyskusji jest przejście do innego przedziału.

I tak od współpasażera dowiedziałem się, na przykład, że w pociągach Interregio istnieje oferta Regiokarnet na okaziciela. Za 99 złotych możesz odbyć podróż w trzech dowolnie wybranych dniach w ciągu dwóch miesięcy od dnia zakupu biletu. Prosta kalkulacja i wychodzi na to, że wybierając pociąg Interregio z Warszawy do Krakowa zapłacę w jedną stronę tylko 33 złotych, podczas gdy podróż pociągiem EuroIntercity na tej samej trasie kosztuje w jedną stronę prawie 115 złotych. Te same tory, ta sama energia, zbliżony czas przejazdu. No może nieco lepszy komfort w pociągach EIC. Ale i tak człowiek zachodzi w głowę, skąd taka różnica. Pyta, ale nie znajduje odpowiedzi. Zadziwia się. Staje się filozofem. Otwiera się na niepojętą tajemnicę.

A wszystkie te pożytki za tak niewielką cenę. Wystarczy tylko co pewien czas wsiąść do pociągu byle jakiego.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Doznania kolejowe
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.