Dziennikarze na granicy polsko-białoruskiej: są pozostałości koczowiska

Dziennikarze na granicy polsko-białoruskiej: są pozostałości koczowiska
Fot. PAP/Wojtek Jargiło
PAP / tk

Kolejna grupa dziennikarzy wjechała do strefy przygranicznej, aby relacjonować wydarzenia związane z naporem migrantów na Polskę. Namioty, koce, reklamówki – tyle aktualnie można zaobserwować w miejscu byłego koczowiska w rejonie Usnarza Górnego, gdzie po białoruskiej stronie granicy przebywała grupa migrantów.

Pobyt dziennikarzy organizuje i bezpieczeństwo zapewnia Straż Graniczna. Wizyta odbyła się w rejonie placówki SG w Szudziałowie, której funkcjonariusze ochraniają 15-kilometrowy odcinek granicy polsko-białoruskiej.

To właśnie w tym rejonie jest Usnarz Górny. O miejscowości zrobiło się głośno w mediach w sierpniu br., gdy w jej pobliżu po stronie białoruskiej przez dłuższy czas koczowała grupa imigrantów z Afganistanu i Iraku.

DEON.PL POLECA

Obecnie na terenie byłego koczowiska wciąż są jego pozostałości. Miejsce wygląda tak, jakby zostało opuszczone nagle i w pośpiechu. Służby białoruskie od tamtego momentu nie sprzątnęły tego terenu. Możemy zobaczyć rozbite namioty, koce, reklamówki – prawdopodobnie z żywnością lub ubraniami. Ze względu na zimową aurę, wszystko pokryte jest warstwą śniegu.

Na linii granicy jest ogrodzenie z concertiny. Na wysokości byłego obozowiska można zauważyć, że w pewnym miejscu concertina różni się nieznacznie kształtem. Jak informują funkcjonariusze Straży Granicznej, to właśnie tu doszło do siłowego forsowania granicy, po którym concertina została odbudowana. Tuż za ogrodzeniem po białoruskiej stronie leży też długa kłoda drewna, która była rzucana na concertinę podczas próby forsowania granicy.

Po naszej stronie, w pobliżu byłego koczowiska cały czas są polscy funkcjonariusze i uzbrojeni żołnierze, którzy patrolują linię granicy. Niedaleko jest też posterunek wojskowy, przy którym stoi kilku żołnierzy. Obok z ogniska unosi się dym.

Kpt. Krystyna Jakimik-Jarosz z Podlaskiego Oddziału Straży Granicznej w rozmowie z dziennikarzami w piątek przypomniała, co działo się w okolicach Usnarza Górnego jeszcze kilka miesięcy temu. - Zaczęło się na początku sierpnia, kiedy to pierwsze grupy pojawiły się w tym miejscu, rozbiły obozowisko i przez dwa miesiące pozostawały po stronie białoruskiej. Wszystko oczywiście odbywało się pod nadzorem służb białoruskich, które pilnowały tych osób – opisuje.

Jak przypomniał, do siłowego sforsowania granicy doszło tu dwudziestego października, kiedy agresywna grupa osób rzucała kamieniami w stronę polskich funkcjonariuszy. Użyto też gałęzi drzew, a na concertinę zostały położone grube kłody drewna. Na polską stronę przedarło się wtedy około 16 osób. Wszyscy zostali zatrzymani i doprowadzeni do linii granicy państwa.

- Dwa dni po tym zdarzeniu, rano wszystkie osoby, które koczowały po drugiej stronie granicy, zostały zabrane przez służby białoruskie i oddaliły się w głąb Białorusi. Kilkukrotnie przy użyciu kamer termowizyjnych sprawdzaliśmy, czy faktycznie to obozowisko opustoszało i potwierdziliśmy, że już nie w tym rejonie żadnych osób. Od tamtej pory, czyli 22 października nie obserwowaliśmy już, żeby jakiekolwiek nowe osoby się tutaj pojawiały – informuje kpt. Jakimik-Jarosz.

Jak dodał, dwa dni później - tylko kilkaset metrów dalej - ta sama grupa cudzoziemców koczujących wcześniej po białoruskiej stronie na wysokości Usnarza Górnego, próbowała siłowo przedostać się do Polski. Próba ta została udaremniona przez służby.

Na stronie Straży Granicznej opublikowano zasady obecności mediów w pasie przygranicznym z Białorusią. Redakcje mailowo zgłaszają chęć uczestniczenia w wizycie. Warunki do organizowania wizyty zapewnia Straż Graniczna. SG ustala termin trwania oraz szczegóły trasy, jaką przemieszczają się uczestnicy wyjazdu w pasie granicznym - biorąc pod uwagę sytuację na granicy i bezpieczeństwo uczestników.

Od 1 grudnia do 1 marca przy granicy z Białorusią obowiązuje zakaz przebywania, z którego wyłączeni są m.in. mieszkańcy, czy miejscowi przedsiębiorcy. Zgodnie z nowelizacją, która umożliwiła wprowadzenie tego zakazu, na czas określony i na określonych zasadach komendant placówki SG będzie mógł zezwolić na przebywanie na tym obszarze również innych osób.

Zakaz wprowadzono w 183 miejscowościach w województwach podlaskim i lubelskim przylegających do granicy z Białorusią. Wcześniej na tym samym obszarze, od 2 września do 30 listopada, obowiązywał stan wyjątkowy. Dziennikarze do strefy stanu wyjątkowego nie byli jednak wpuszczani. Obostrzenia w strefie nadgranicznej wynikają z kryzysu wywołanego przez reżim Białorusi na jej granicach z Unią Europejską.

Źródło: PAP / tk

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.
Zbigniew Parafianowicz

Wojny, do których państwa wolą się nie przyznawać

Kim są osławione rosyjskie zielone ludziki i kto nimi dowodzi? Do czego posuwają się najemnicy walczący w Syrii, Libii i na wschodzie Ukrainy? Kto destabilizuje sytuację w...

Skomentuj artykuł

Dziennikarze na granicy polsko-białoruskiej: są pozostałości koczowiska
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.