Francja w strachu

Francja w strachu
Małgorzata Bilska

Morderca trzech francuskich żołnierzy, nauczyciela i trojga uczniów żydowskiej szkoły, okazał się islamskim terrorystą powiązanym z Al Kaidą, wyszkolonym do zabijania w Pakistanie. Dość szybko został wytropiony i zabity przez policję w czasie szturmu na jego mieszkanie w Tuluzie.

Ale zanim się odkryto, że to akt terroryzmu bojownika dżihadu, podejrzenia były kierowane w stronę radykalnej prawicy. Szukano nacjonalisty, rasisty i antysemity. Francja od dawna ma problem z multikulturalizmem. Dziś nabiera on nowego wymiaru.

Idea wielokulturowości

DEON.PL POLECA

Dla zwolenników wielokulturowego modelu społeczeństwa, usytuowanych głównie na lewicy, równe uznanie dla kultur (ras, grup etnicznych itd.) jest moralnym imperatywem - głosem sumienia aroganckich, białych kolonialistów. Sprawa wygląda nieco odmiennie w "krajach osadników" ze Starego Kontynentu. Stany Zjednoczone, Kanada czy Australia, były tworzone od podstaw. Naród, który składa się z samych imigrantów (i podbitych, rdzennych mieszkańców), inaczej pojmuje różnorodność niż ten, w którym społeczność przyjmująca jest "zasiedziała" od wieków, pielęgnując tradycje przodków. W Europie kraje postkolonialne były otwarte na imigrantów z Afryki czy Azji z prozaicznych powodów. Po II wojnie światowej szukano taniej siły roboczej. Poza tym kształcenie, socjalizacja, integracja mieszkańców byłych kolonii, dawała nadzieję na zachowanie tam swoich wpływów.

Po kilku dekadach głoszenia tolerancji, zaczęły dochodzić do głosu różne problemy. Imigranci zamiast się asymilować, woleli tworzyć światy równoległe, swoiste getta. Nie wszyscy, ale spora część z pewnością. Wbrew logice otwartości, szacunku i pokoju, dochodziło do aktów terroru. We Francji pod koniec 1995 r. w dziewięciu zamachach (między innymi na żydowską szkołę w Lyonie) 10 osób zginęło, a ponad 200 zostało rannych. Do dziś islamscy ekstremiści uważani są za największe zagrożenie dla bezpieczeństwa państwa i obywateli. Mohammed Merah nie miał problemu ze zgromadzeniem broni i dokonaniem zamachów, ale nawet on był obserwowany przez służby...

Hamulec bezpieczeństwa?

Szok przyszedł po ataku na wieże World Trade Center 11 września 2001 r. Potem przyszła kolej na Europę - zamachy terrorystyczne w hiszpańskim (11 marca 2004) i londyńskim (7 lipca 2005) metrze pochłonęły ok. 250 ofiar, setki osób były ranne. Ataki miały bezpośredni wpływ na politykę (wygrana Partii Socjalistycznej Zapatero w Hiszpanii), a pośrednio - na zmianę mentalności. Wywołały publiczną dyskusję na temat stosunku władz wobec imigrantów i mniejszości. Zaczęło być widać, że polityka wielokulturowości, z której Wielka Brytania była kiedyś dumna, i polityka przeciwdziałania terroryzmowi, są nie do pogodzenia. Bo jak głosić tolerancję, gdy podejrzliwie traktuje się wyznawców pewnych religii, niektóre mniejszości inwigiluje, a obywateli zachęca się do składania na nich donosów?

Po śmierci Osamy Bin Ladena sytuacja zagrożenia nie minęła, ani w USA, ani w Europie. Do tego doszedł kryzys gospodarczy, który uruchomił ukryte pokłady niechęci bogatych Europejczyków wobec imigrantów. Klęskę idei wielokulturowości ogłosił rok temu David Cameron, wtórowała mu Angela Merkel. Dziś to samo, jeszcze mocniej, mówi prezydent Francji Nicolas Sarkozy. Nie lepiej jest w pozostałych krajach "idei pluralizmu". Spokojna, syta Norwegia po masakrze na wyspie Utoya i zamachu przed rządowymi budynkami w Oslo, boi się następców Andersa Breivika. Premier Holandii, symbolu tolerancji, w obawie przed utratą wyborców, nie potępia antyimigranckiego portalu. Woli narazić się na krytykę Unii Europejskiej i straty wizerunkowe. Ważniejsi są wyborcy - a ci chętnie dziś głosują na radykalną prawicę, szukając u niej poczucia bezpieczeństwa, klarowności i ładu.

Klimat nienawiści

Młody, islamski terrorysta, Mohammed Merah, gdy mordował, nagrywał filmy. Chciał je przekazać telewizji informacyjnej France24. Szukał zemsty: za ustawę zakazującą islamskich chust, za udział francuskich wojsk w wojnie w Afganistanie, za śmierć palestyńskich dzieci w Izraelu itd.. Chciał "powalić Francję na kolana". To mu się nie udało. Ale zamachy mogą wiele zmienić, m.in. wynik wyborów prezydenckich i układ sił politycznych we Francji. Lewica już grzmi o wrogim klimacie i prawicowej nietolerancji, które podsycają nienawiść. Bardziej przekonujący mogą być jednak liderzy Frontu Narodowego z Marine Le Pen na czele. W końcu to nie był atak białego Francuza na "obcych", lecz odwrotnie - egzekucja ludzi podzielających wartości Zachodu. Dokonana przez Francuza pochodzenia algierskiego, muzułmanina, wspieranego przez brata i wyznawców, szkolonego za granicą.

Prezydent Sarkozy, lawirując między skrajnościami, może zyska w kampanii. Coś się we Francji zmieni - niezależnie od wyborów.

Najdziwniejsze jest to, że idea pokojowego życia w różnorodności wali się głównie ze strachu przed przemocą. A wyrosła ze sprzeciwu wobec arogancji, dominacji i przemocy imperialistów kolonizatorów.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Francja w strachu
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.