Postawienie zarzutów korupcyjnych premierowi zarekomendowała izraelska policja. Grożą mu trzy procesy w sprawach korupcyjnych; chodzi m.in. o przyjmowanie kosztownych prezentów od znajomych biznesmenów czy oferowania korzystnych dla pewnych mediów zmian w prawie w zamian za pozytywne przedstawianie jego osoby. Netanjahu twierdzi, że jest niewinny.
Wcześniej w środę izraelska komisja wyborcza opublikowała ostateczne wyniki przedterminowych wyborów parlamentarnych z 17 września. Wygrał je sojusz Gantza, zdobywając 33 mandaty w 120-miejscowym Knesecie. Prawicowy Likud Netanjahu wywalczył 32 mandaty.
Zgodnie z wynikami jednak - zaznacza AFP - Netanjahu ze swoimi tradycyjnymi i potencjalnymi sojusznikami może obecnie liczyć na 55 mandatów, podczas gdy Gantz - na 54.
"Więcej szans (na utworzenie rządu) ma Netanjahu, popierany przez 55 deputowanych, podczas gdy Gantz tylko 54, przy tym 10 z tych 54 ogłosiło, że nie wejdą w skład rządu" - wyjaśniał swoją decyzję Riwlin na konferencji prasowej, na której wystąpił wspólnie z Netanjahu.
Szef państwa mówił o deputowanych skupiającej partie arabskie Zjednoczonej Listy, pod przywództwem Ajmana Odeha, która stała się po wyborach trzecią siłą w parlamencie. Poparli oni kandydaturę Gantza na premiera, jednak nie chcą należeć do rządu.
Na razie żadne ze stronnictw nie zebrało 61 mandatów w Knesecie, koniecznych do uzyskania większości, prezydent Riwlin apelował więc do polityków o utworzenie "rządu jedności" z udziałem Likudu i Niebiesko-Białych. Zdaniem agencji Reutera rozmowy prowadzone z Gantzem na temat wspólnego rządu nie odniosły skutku.
Netanjahu będzie miał teraz sześć tygodni na utworzenie koalicji. Jeśli mu się to nie uda, misja powołania rządu zapewne zostanie powierzona Gantzowi.
Po poprzednich, kwietniowych, wyborach Benjaminowi Netanjahu - który rządził Izraelem przez 13 lat - nie udało się utworzyć większościowej koalicji i po upływie terminu na sformowanie rządu parlament został pod koniec maja zmuszony do samorozwiązania.
Skomentuj artykuł