Jak zwykle czeka nas powtórka z rozrywki?
Ostatni weekend wakacji upłynął pod znakiem przedwyborczych przepychanek i tłumaczenia, co kto chciał powiedzieć. Zwłaszcza, co chciał powiedzieć i o kim myślał poseł Hofman - pisze redaktor naczelny "Przewodnika Katolickiego" ks. Dariusz Madejczyk.
Jedna z rzeczy, które najbardziej mnie irytują w polityce (chyba od czasów prezydentury Lecha Wałęsy), to tłumaczenie, co polityk miał na myśli, gdy wygadywał bzdury lub popełniał polityczne gafy. Sam Hofman i jego wypowiedzi o chłopach, czyli o PSL, jak nam to tłumaczono, to tak naprawdę tylko kropka nad "i" - konkretny przykład, jak można się wystawić na pośmiewisko, gdy człowiek na co dzień przekracza granice, których przekraczać nie powinien. Takich jak on w innych partiach też nie brakuje. Dobrze wiemy, że i politycy PO, i SLD, i innych partii takie gafy popełniali. Wołanie o ich usunięcie z partii to też polityczna norma, do której zdążyliśmy się przyzwyczaić.
Kiedy patrzę na takie "powtórki z rozrywki", utwierdzam się w przekonaniu, które nie tak dawno wyraził Marek Jurek w rozmowie na antenie TVN24. Mówiąc w skrócie: czas na zmiany. W obliczu zbliżających się wyborów i w związku z trwającą właśnie kampanią wyborczą trzeba sobie uświadomić, że nasza scena polityczna potrzebuje radykalnej zmiany aktorów. Oczywiście, że i pan marszałek Jurek ma interes polityczny, by tak mówić i proponować wymianę kadr. Jego partia w sondażach jest raczej słabo widoczna. Ale prawdą jest też, że należy on do tych - mam wrażenie nielicznych - polityków, którzy w imię wartości potrafili zrezygnować z najwyższych stanowisk i najbardziej intratnych propozycji. Może przede wszystkim dlatego warto ten głos usłyszeć.
Jeżeli układ sił w parlamencie się nie zmieni, nie wejdą do niego nowe partie i nowi politycy, można się spodziewać, a właściwie mieć pewność, że czeka nas kolejna kadencja Sejmu, która będzie powtórzeniem tego, co obecnie obserwujemy. Czekają nas w dalszym ciągu utarczki, przepychanki, brak merytorycznej dyskusji, pogoń za wpadkami politycznego przeciwnika, skupienie się na tym, co go może pogrążyć, zamiast na dobru ojczyzny, które powinno być dla każdego posła i senatora najważniejsze.
Może to już czas, by usunąć w cień partyjne jedynki? Może czas się zastanowić, co zrobić, by to manipulowanie miejscami na liście i kolesiowskie układy zniknęły z naszej sceny politycznej na rzecz tych, którzy będą więcej robić, a mniej zajmować się sobą… Wiem, że to nie jest proste. Ale nasze głosy coś jednak mogą zmienić. Wpierw trzeba jednak zmienić przyzwyczajenia i przekonanie, że nie ma na kogo głosować. Jest. Tylko trzeba sobie zdać sprawę, że nasz kandydat nie musi być na pierwszym miejscu.
Skomentuj artykuł