Justyna Kowalczyk zdobyła trzy medale w Oslo
Z trzema medalami - dwoma srebrnymi i brązowym - wyjedzie z narciarskich mistrzostw świata w Oslo Justyna Kowalczyk. W sobotę biegaczka z Kasiny Wielkiej była trzecia na 30 km techniką dowolną.
Kowalczyk ma 28 lat. Lubi książki, nie ma czasu na kino. Mówi o sobie, że jest leniwa, ale uchodzi za tytana pracy. Jej przygoda z "nartkami" - jak sama je pieszczotliwie nazywa - rozpoczęła się dosyć późno, bo w wieku 15 lat. Podkreślała wielokrotnie, że nie wie, jak do tego doszło, bo przecież straszny z niej zmarzluch.
"Ciągle było jednak lepiej i lepiej. To chyba pozwoliło mi je pokochać. Teraz nawet jak mam wolny dzień, to często mówię do trenera, że idę sobie pochodzić na nartach. Nie wyobrażam sobie bez nich życia" - powiedziała.
Jej dzieciństwo i początek kariery to dwa różne okresy. Jako dziecko nie uprawiała wyczynowo sportu, jednak wyróżniała się w ćwiczeniach fizycznych. Długo nie chciała słuchać, by zająć się tym na poważnie. Przeciwniczką była także jej matka, która marzyła o tym, by córka studiowała medycynę, choć humanistyczne zacięcie wskazywało, że bliżej jej do prawa.
Przygotował specjalny plan treningów, ale w klubie w Mszanie Dolnej brakowało pieniędzy i w końcu trafiła do szkoły sportowej w Zakopanem. Dość szybko zdobyła tytuł mistrzyni Polski juniorów, później seniorów i tak rozpoczęła się jej wielka kariera.
Z perspektywy czasu oceniła, że cieszy się, iż miała normalne dzieciństwo i dopiero w wieku 15 lat zajęła się "na poważnie" sportem. "Zostałam wszechstronnie przygotowana przez wuefistów, a siłę zdobyłam pomagając rodzicom na roli. Na pewno to pomogło" - uważa.
W 1999 roku rozpoczęła współpracę z trenerem Aleksandrem Wierietielnym. Szkoleniowcem, który wcześniej zajmował się biathlonistą Tomaszem Sikorą.
9 grudnia 2001 roku zadebiutowała w zawodach Pucharu Świata. We włoskiej miejscowości Cogne w sprincie stylem dowolnym zajęła 64. miejsce. Pierwsze punkty w PŚ zdobyła dziesięć dni później - także w sprincie, ale techniką klasyczną, sklasyfikowano ją na 30. pozycji. Jej karierę wstrzymało na trochę zamieszanie wokół leku, który miał pomóc na ból ścięgna Achillesa, a był przyczyną dwuletniej dyskwalifikacji za doping. Argumenty Kowalczyk i pomagającej jej prawników sprawiły jednak, że karę zmniejszono do pół roku.
Niespełna rok później - 27 stycznia 200 - wygrała pierwsze w karierze zawody Pucharu Świata. Była nie do pokonania na dystansie 10 km stylem klasycznym. Kolejny historyczny krok w karierze wykonała w sezonie 2007/08, który zakończyła na trzecim miejscu w klasyfikacji generalnej.
W lutym 2009 roku szczęśliwy dla niej okazał się Liberec. W Czechach rywalizację w mistrzostwach świata rozpoczęła od trzeciego miejsca na 10 km techniką klasyczną. W biegu łączonym i na 30 km stylem dowolnym była już nie do pokonania.
Ukoronowaniem sezonu była Kryształowa Kula - została pierwszą w historii narciarką klasyczną, która wygrała Puchar Świata, pochodzącą z kraju, który nigdy nie organizował zawodów tego cyklu.
Sezon 2009/10 to kolejne pasmo sukcesów. Wygrała prestiżowe Tour de Ski i ponownie sięgnęła po Kryształową Kulę. Przede wszystkim jednak zdobyła aż trzy medale igrzysk olimpijskich w Vancouver, po jednym każdego koloru, a finiszowa walka z Bjoergen na dystansie 30 km i jej minimalne zwycięstwo na stałe weszły do historii polskiego sportu.
Obecny sezon w biegach narciarskich to teatr "dwóch aktorek". W mistrzostwach świata triumfowała Bjoergen, ale to Polka zapewniła sobie trzeci z rzędu triumf w klasyfikacji generalnej PŚ i wygrała Tour de Ski.
Kowalczyk, mimo silnego charakteru, przyznaje się do chwil słabości. "Nie jestem maszyną, tylko człowiekiem. Czasami nie chce mi się wstać rano z łóżka. Zwłaszcza, gdy w perspektywie mam ciężki trening. Wtedy jednak sobie powtarzam, że to, czy mi się chce, czy nie, jest najmniej ważne, bo ja to po prostu muszę zrobić i tyle" - powiedziała w jednym z wywiadów.
O jej ambicji, zawziętości, harcie ducha nie trzeba nikogo przekonywać. W treningach jest bardzo systematyczna i jak powiedział Wierietielny "robi tyle, ile potrafią wykonać mężczyźni".
Zawodniczka ripostuje, że "to jest normalna praca". "Wykonuję ją jak najlepiej potrafię. Gdy zaczynałam miałam duże zaległości - fizyczne, taktyczne, techniczne. Uczyłam się i nadal się uczę biegać na nartach. Jestem stale skoncentrowana na tym, co robię. Staram się tak układać ciało, by jak najlepiej wykonać ćwiczenie. Człowiek ma to w sobie, że chce być lepszy i lepszy. Tyle już poświęcił, że przecież nie może nie wyjść" - podkreśliła.
Mimo sukcesów, biegi narciarskie nadal kojarzą jej się przede wszystkim z bólem. "On jest wszędzie. Boli całe ciało. Czasem nawet płuca palą. Nasza praca polega jednak na tym, by umieć z tym walczyć. Wygrywa ten, kto potrafi ten ból lepiej znieść i którego głowa potrafi oszukać ciało" - wyjaśniła Kowalczyk, która dwukrotnie w ciągu roku może świętować... urodziny.
Faktycznie przyszła na świat 19 stycznia 1983 roku w Limanowej, jednak zbieg okoliczności sprawił, że w dokumentach znalazł się 23 stycznia. Pomyłki nikt nie sprostował i ten dzień oficjalnie podaje za datę jej urodzin.
Skomentuj artykuł