Katolicy kontra buddyści w TVP

Piotr Kropisz SJ

Serial telewizyjny kształtuje świadomość społeczną o wiele skuteczniej niż program publicystyczny, nawet jeśli zaproszeni specjaliści zaskakują błyskotliwymi wypowiedziami. Niewielu pamięta na przykład zapewnienia lekarzy o tym, że ich praca wygląda zupełnie inaczej niż w "Dr House" czy "Ostrym dyżurze." To serialowe obrazy pozostają w głowach oglądających.

Podobnie, wyobrażenia Polaków o życiu zakonników i ich stosunku do wyznawców innych religii będzie kształtował w najbliższym czasie serial "Siła wyższa", emitowany w telewizyjnej "Jedynce" w najlepszym czasie antenowym w weekend - tuż po "Wiadomościach." W pierwszym odcinku telewidzowie dowiadują się, że w pobliżu klasztoru ojców franciszkanów buddyści zaczynają organizować kursy medytacji i relaksacji.

Wątek ten, jako punkt wyjścia serialu komediowego, może budzić zainteresowanie i wydawać się zabawny, ale jak wielu lekarzy nie jest entuzjastami "Dr House," tak i ja - zakonnik, mam nieco znaków zapytania po niedzielnej emisji "Siły wyższej." Pierwszy odcinek sugeruje, że franciszkanie są poczciwymi nieudacznikami, o bardzo ograniczonych horyzontach umysłowych, natomiast warsztaty prowadzone przez buddystów przyciągają raczej ludzi inteligentnych i osiągających sukcesy. To tylko fikcja czy odbicie rzeczywistości?

DEON.PL POLECA

Serial komediowy z reguły opiera się na stereotypach, które dla ich podkreślenia zostają przedstawione w karykaturalny sposób. Nikt rozsądny nie oczekuje od "Siły wyższej" obiektywnego i rzeczowego przedstawienia obrazu życia wspólnoty franciszkańskiej czy warsztatów buddyjskich. Mogliśmy, natomiast, zobaczyć to, co jest lansowane w mediach z dużą siłą, też i w poważniejszy sposób, tym razem w formie telewizyjnego żartu. Medialne przekazy zdają się mówić: katolicy to ludzie poczciwi, ale prości, ograniczeni, bywa, że fanatyczni, a już na pewno oderwani od rzeczywistości XXI wieku. Nowoczesny człowiek sukcesu albo ignoruje religię albo szuka jej poza chrześcijańską tradycją. Twórcy serialu, być może w sposób niezamierzony, powtarzają, a zarazem umacniają ten stereotyp. Klisza to tym bardziej niebezpieczna dla Kościoła, że bywa ignorowana jako niewinna i nieszkodliwa.

Choć większość energii w Kościele pożytkuje się obronę moralności, to właśnie stereotyp: "Kościoła niezbyt bystrych pieniaczy w podeszłym wieku", nie pozwala młodemu pokoleniu dostrzec w chrześcijaństwie charakterystycznej dla Jezusa odwagi samodzielnego myślenia, poddawania krytycznej ocenie tego, co oczywiste, poszukiwania prawdy, odrzucenia przekonań powierzchownych i płytkich. Franciszkańscy bohaterowie serialu są oburzeni odbywającymi się warsztatami buddyjskimi, nie wiedząc na czym one polegają. Możliwość poszukiwania Boga na ścieżce religii buddyjskiej odrzucają nie ze względu na własne doświadczenie Boga, ale wyłącznie dlatego, że jest nie do pomyślenia, by na tradycyjnej polskiej ziemi, szukać Go inaczej niż poprzez katolicyzm. Nie przekonuje to jednak ani sympatyzujących z buddyzmem bohaterów serialu, ani młodych wykształconych Polaków, którzy słyszą niekiedy podobne argumenty w odpowiedzi na pytanie: czy w Kościele katolickim mogę odnaleźć coś, co wniesie świeżość i nadzieję w moje życie, które jest zduszone rywalizacją na studiach, stresem pracy w korporacji czy po prostu tempem obowiązków rodzinnych. Nie negując bogatej tradycji religii Wschodu, chrześcijanie mają zdecydowanie wiele do zaoferowania. Nie potrzeba opłat za jakiekolwiek szczególne kursy. Wystarczy otworzyć Biblię i i zaczerpnąć z bogatej i dostępnej dla każdego tradycji modlitwy, która prowadzi do głębokiego duchowego pokoju.

W postaciach serialowych zakonników przerysowano to, co jest jednym z realnych zagrożeń w polskim Kościele: infantylizację odpowiedzi na najważniejsze ludzkie dylematy. Pytań o szczęście i miłość, o cierpienie i sens śmierci, o pragnienia i spełnienie było i zawsze będzie wiele. Naszym zadaniem, ludzi odnajdujących jednak odpowiedzi w Ewangelii, jest ukazanie siły wolności i odnowy, obecnej w nauczaniu Jezusa. Coraz częstsze poszukiwania prawdy, choćby w buddyzmie, są po części przejawem autentycznego duchowego głodu, po części mody, a po części słabości Kościoła. Poczciwy, ale niezbyt bystry chrześcijanin, na wzór serialowych franciszkanów, może wzbudzać sympatię, ale nie będzie inspirował do zmierzenia się przed Chrystusem z pytaniami, które tkwią w sercu najgłębiej. Jezus zachęcał do odwagi myślenia i konfrontowania się z tym, co nieoczywiste. Wobec stereotypów, które podsycają media, warto pokazywać chrześcijaństwo, która łączy wiarę z rozumem. Wiara, która jest wierna Ewangelii, zaprasza do uczciwych poszukiwań umysłu i serca, który tęskni za niepoznanym jeszcze w pełni Bogiem.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Katolicy kontra buddyści w TVP
Komentarze (29)
K
krytyk
12 września 2012, 10:48
do widza: jak widzę łatwo idzie Ci ocena innych katolików. Bo oczywiście, tylko Ty, jaśnie oświecony krytyk filmowyi jak i autor tego felietonu wiecie, co katolik powinien i jaki katolik jest dobry, a jaki zły, jaki film niesie zagrożenie dla biednej duszyczki katolickiej. Braciszkowie są w "Sile wyższej" sympatyczni, choć z wadami, podobnie jest ukzany mnich buddyjski, i jakoś nikt z buddystow nie trąbi, że to skandal. Radzę się zastanowić, czy oby na pewno w tym serialu jest to, co piszesz, bo jakoś nie zauważyłeś innych wątków. Klapki na oczach??? I poczytać dokumnety Soboru Watykańskiego II, Encykliki JP II itp. Bo jakoś tak się składa, że nigdzie w nich nie ma starszenia buddyzmem czy innymi religiami. Jest apel o wzajemny szacunek. A co do filmu, to jasne, najlepiej, aby każdy ksiądz, zakonnik był przedstawiony jako omnibus intelektualno - moralny, tylko, że w rzeczywistości tak nie jest, a poza tym, istnieją pewne konwencję ukazaywania postaci zarówno filmowych jak i literackich. Więc zanim spalisz ten film na stosie, sięgnij po kilka książek, porozmawiaj z ludźmi, którzy się na kinie i literaturze choć trochę znają i zdejmij tzw. katolickie (piszę tzw. bo w rzeczywistości nie mające nic wspólnego z katolicyzmem) klapki z oczu. I daj innym cieszyć się fajnym serialem, nie wytykając ich palecem, że są wg. Twojego uznania marnymi katolikami. Najpierw popatrz na siebie. Tego m.in. uczy ten obśmiewany film i braciszkowie w nim - bo ich postawa to postawa świętych prostaczków. I to jest właśnie fajne.
W
widz
11 września 2012, 11:27
do krytyka, ależ oczywiście że niektórzy katolicy nie widzą żadnego problemu w tym filmie, bo właśnie maja takie samo stereotypowe wyobrażenie o zakonach i Kościele. I nie identyfikują się z Kościołem, a potem będą się śmiać, jacy to franciszkanie głupkowaci. Brat Zdrówko z "Jasminum" to był pozytywny, ciepły przykład zakonnika. W "Sile wyższej" króluje prześmiewczość i karykatura zakonników.
K
Krytyk
11 września 2012, 11:22
Najgorzej jest jak na temat sztuki - tu kina, scenariuszy itp. wypowiadają sie religijni fanatycy. Serial jest świetny, bo zarówno mnich buddyjski jak i zakonnicy są pokazani z przymróżeniem oka. Poza tym , coż - braciszkowie są rozbrajająco zacofani i szczerzy, mówią staropolskim jęykiem, co jest oczywistym nawiązaniem do kreacji takich postaci w polskim filmie czy literaturze - braciszek w habicie zawsze bywał cokolwiek jowialny, wesoły, ale jednocześnie do rany przyłóż. W "Sile wyższej" akcja rozwija sie powoli, ale już można zauważyć, że w zakonie bedzię się działo, że przeor trafnie uchwycił sedno kłopotów jednej z bohaterek. Poza tym jest sielsko i anielsko, ciepło i na pewno oglądając go można oderwać myśli od spraw tego świata, czyli po prostu wypocząć. I o to chodzi, bo jest to przecież tylko serial, na dodatek komediowy. Pisanie, że serial promuje buddyzm jest nieuzasadnioe, a nawet śmieszne. Poza tym, należałoby się chyba cieszyć, że mamy wreszcie serial bez przemocy, seksu, wulgarymzów itp. Ale jak widać, choć mija sporo lat po Soborze Watykańskim II, po Deklaracji o wolności religijnej, niektórzy nadal tkwią mentalnie w innej epoce - wojen krzyżowych, tylko tym razem uprawianych za pomoca internetu i publikowanych w nim bzdur. Bo bzdurą jest dopatrywanie się zagorożeń tam, gdzie ich nie ma. Kibicuję Piotrowi Fronczewskiemu i twórcom serialu.Nie wszyscy katolicy są tak przewrażliwieni, moi znajomi oceniają serial pozytywnie, bo traktują go z dystansem. Ma być komedią, a ta rządzi się swoimi prawami, czy się to komuś podoba czy nie!!!!! I może niech autor przyczepi się do innych - mniej katolickich seriali, epatujących przemocą, seksem czy głupotą.
A
Aga
10 września 2012, 22:33
Obejrzałam żeby sprawdzić czy moje obawy przedemisyjne były słuszne i chyba były... Serial ma oswajać z buddyzmem, jedyna szansa w tym, że nikt go nie będzie oglądał, bo jest nudny, płytki, a postacie papierowe i sztampowe...Jako komediowy ma zapewne wyśmiewać delikatnie wady obu stron, pokazując że w efekcie niczym się nie różnimy... w efekcie obśmiewa zakonników, którzy są odmalowani jako płaskie typy rodem ze średniowiecza... obśmiewa też buddystów, a przynajmniej wytyka ich braki - właściciel ośrodka bodajże nie radzi sobie z wychowaniem córki i ma problemy osobiste, większość kandydatów "do oświecenia" przyjechała do ośrodka w celach seksualnych przygód, jeden z panów choć "nie ma nic przeciw homoseksualistom" boi się spać w jednym pokoju z drugim, którego o homoseksualizm podejrzewa... kobiety przedstawia się jako pałające żądzą seksu harpie, gotowe rzucić się na każdego faceta, czy to kolegę z kursu czy też samego lamę.. Który zresztą (najlepszy moment filmu) indagowany przez niewiastę o seks tantryczny każe jej oddychać...przez 5 lat, aż zrozumie, że seks jest w życiu niepotrzebny, bo nie prowadzi do wyzwolenia karmicznego :) Założe się że za kilka odcinków te grupy bohaterów się dogadają, odkryją, że buddyści dążą do czegoś co katoliccy celibatariusze już dawno odkryli i wspólnie będą medytować udrażniając kanały energetyczne nosa...in peace and harmony...
P
poldek34
10 września 2012, 19:02
Wg teologii Katolickiej świętość to doskonała odpowiedź na Boże wezwanie by pójść za Nim kimkolwiek się jest. Stąd forma widzialna doskonałej świętość zależeć będzie zawsze od tego jakie zadania w życiu się pełni oraz w jaki sposób odpowiadam swoim zyciem na to Boże zaproszenie do pójścia za Nim. Stąd inna forma świętości cechuje Maryję, inna Św.Piotra, inna św.O.Pio, inna Maksymiliana Kolbego, inna św.Franciszka. Żadne z wierzących Maryją już nie będzie gdyż Ona została powołana do odegrania niezwykłej roli w historii Zbawienia człowieka. Zatem, nie ma sensu licytowanie świętości pomiędzy świętymi. Sens ma odpowiedź osobista dana Bogu oraz podporządkowanie się Jego Prawu - prawu Miłości. To jest zaś niezwykłe, gdyż świętość osobista każdego z nas wierzących układa się jak kolory tworzące tęczę. Każdy nasz osobisty rys świętości jest odbiciem blasku świętości Boga. Każdy rys jest jedyny i niepowtarzalny, gdyż każdy z nas jest jedyny i niepowtarzalny. Życzę więc świętości. Pozdrawiam.
N
niewierny
10 września 2012, 18:12
do wierny To życzę Ci powodzenia w "staraniach się" o świętość. Maryja przyjęła Tę pełnię od Boga. A więcej od "pełnia" nie ma. W niebie, nie ma mniej lub bardziej szczęśliwych. Są poprostu szczęśliwi. Proste? proste.
W
wierny
10 września 2012, 16:20
Do niewiernego. Odpowiem ci na ostatnie pytanie: po to, aby być szczęśliwszym od NMP, nie po to aby błyszczeć ani być podziwianym, choć niektórzy mają takie ambicje, aby sobie pobłyszczeć w niebie. A szczęśliwszy to akurat chcę być bo z drugiej strony czego chcieć od Pana Boga jak nie szczęścia i to w głębokim sensie nadprzyrodzonym? Świętość nie polega tylko na czynieniu cudów, ale również polega na dawaniu świadectwa. Cuda są najlepszym świadectwem dla niewierzących, lepszym niż dobre życie bez cudów, lepszym niż męczeństwo, choć nie dla Boga (za Stalina i Hitlera też umierano, za Rzym itp.). Bo można żyć święcie nie mając tej łaski czynienia cudów, ale nie można czynić cudów nie żyjąc święcie, choć i to nie jest gwarancją zbawienia jeśli od cnoty się odstąpi. Jeśli by nie było stopni świętości to nie możnaby orzec o NMP, że jest najświętsza ze wszystkich stworzeń (do tej pory :) ).  Jak dotychczas Kościół się stacza pod naporem laicyzacji, a ma bardzo dobre nauczanie, tyle, że ono jest za bardzo naturalistyczne, dlatego jest odrzucane. W człowieku jest silny pierwiastek nadprzyrodzony i jeśli Kościół go nie zaspokoi to zaspokoi go piekło. I jak widać robi to skutecznie.
N
niewierny
10 września 2012, 14:42
do wierny chyba mylnie rozumiesz... Czy można tak mierzyć "poziom" świętości-że ktoś jest bardziej świętszy od kogoś innego?(może wtedy będzie miał lepsze miejsce w niebie;D ) Czy świętość polega tylko na czynieniu cudów? W ogóle, czym dla Ciebie jest świętość? I po co Ci ona? żebyś był podziwiany i lepszy, świętszy od Maryi, świętszy od Boga?
W
wierny
10 września 2012, 14:25
Katolicyzm jest odrzucany przez wielu bo nie oferuje nic poza świętością na niezbyt wysokim poziomie. Jako przykład mogę powiedzieć, że gdy pytałem teologów czy można być doskonalszym np. od NMP to odpowiedź była zazwyczaj negatywna a to jest minimalny próg świętości interesujący dla przeciętnego człowieka, tzn. posiadanie odkupionego ciała już tu na ziemi i życie pełnią życia zmartwychwstałego Pana dostępną już tutaj. Natomiast mówiono również, że ten stan nie jest teoretycznie nieosiągalny, problem w tym, że Bóg nie da komuś dojść do takiej świętości bo nie chce. Przynajmniej takie jest nauczanie. Moim zdaniem wbrew Pismu Świętemu, na co mogę podać konkretne cytaty. To czego Kościół wymaga to góra trudu za mysz świętości. Ludzie nie mają motywacji do bycia świętymi. Nie chcą po prostu tylko dobrze żyć i być w miarę szczęśliwymi. A gdzie uzdrawianie, wskrzeszanie zmarłych, a nawet bycie nieśmiertelnymi jako znak żywej obecności Boga pośród członków Kościoła? Zamiast utyskiwać to proponuję o. Piotrowi Kropiszowi wskrzeszenie np. św. Piotra Apostoła. Wtedy będziemy wiedzieli co zrobić, aby mieć ciała przemienione na zmartwychwstałe już tu na ziemi. To jest marzenie wielu ludzi jednak w obecnej nauce uważane jest za niemożliwe do realizacji. Więc może czas zmienić nauczanie? Pytanie jest następujące: czy obecny stan Kościoła sławi Zmartwychwstanie Pana? Proszę sobie na to pytanie samemu odpowiedzieć.
P
poldek34
9 września 2012, 13:04
Księże Piotrze, Odnośnie serialu, nie sądzę aby uczynił jakiekolwiek szkody. Mądry nie "kupuje serialu" jako rzeczywistość, a głupi da się nabrać na każdy trick. """Nie negując bogatej tradycji religii Wschodu, chrześcijanie mają zdecydowanie wiele do zaoferowania. Nie potrzeba opłat za jakiekolwiek szczególne kursy. Wystarczy otworzyć Biblię i i zaczerpnąć z bogatej i dostępnej dla każdego tradycji modlitwy, która prowadzi do głębokiego duchowego pokoju."" To pozorna prawda. Nawet chrześcijanie potrzebują przewodników którzy nauczą czytać Biblię. Wszak wielu chrześcijan ma problem z pogodzeniem "wizerunku" Boga Starotestamentowego z tym NowoTestamentowym i to dotyczy wielu Katolików. Więc aby wierzący mógł się zabrać za czytanie Biblii - ale takie, pełne zrozumienia, musi najpierw zrozumieć i dowiedzieć się o czym mówi Biblia. Czytanie wymaga zrozumienia, a więc przygotowania. Zaś co do tzw. tolerancji do innych dróg szukania Boga, ciekawie zabrzmiało to spod pióra Księdza. Tak się zastanawiam czy czytając Dzieje Apostolskie, Listy apostolskie a takze Ewangelię znalazłbym taki akapit który w tak tolerancyjny sposób odniósłby się do poszukujących Boga poza JEzusem z Nazaretu. Przecież chodzi o poznanie Jezusa Chrystusa, poza którym nie ma zbawienia. Nic mi nie wiadomo o tym, że Buddyzm do Niego prowadzi.. ? Owszem, nie każdy ma łaskę wiary w Jezusa. Ale  jako Jego wyznwcy zobowiązani jesteśmy do dawania świadectwa a nie równanie wszystkich religii pod jeden wyznacznik - jak dla mnie sztański - jakoby wszystkie religie i filozofie religii były równoległymi drogami prowadzącymi do jednego celu. Tak nie jest, bo przyjęcie Jezusa jako Pana i Zbawiciela jest Drogą do Zbawienia. Inne zaś drogi nie są są Drogami - w takim znaczeniu jakie - o jakiej mówił Jezus. A przecież życie chrześcijańskie polega na skupieniu się na kroczeniu za Jezusem i dawania świadectwa o NIm a nie na "legitymizowaniu" innych religii. Pozdrawiam.
K
kott
9 września 2012, 12:51
Pierwszy odcinek bardzo nudny. Właściwie o niczym. Szkoda czasu.
W
Walter
9 września 2012, 11:37
Gdyby to byli benedyktyni, to mogliby zaprosić buddystów do klasztoru na zazen;)
J
jari
9 września 2012, 10:30
 poldek34, niestety masz rację. dostaję emaile z wccm.pl i wccm.org, ale to mało. film może jednak wywrzeć i wywrze ogromny wpływ, będzie go oglądało kilka milinów ludzi
P
poldek34
9 września 2012, 00:23
Ja TV nie oglądam - poza sportem i dokumentami. Dziwię się, że na powaym portalu analizuje się scenariusz jednego z seriali. Czas jest taki, aby tworzyć nową jakość = alternatywę dla prania mózgów.. . To miałem na myśli pisząc, że promotorzy medytacji chrześcijańskiej, zaczną wreszcie ją promować i udostępniać. Jak obserwuję owo zjawisko, promotorzy medytacji wschodnich znacznie lepiej odnajdują się we współczesności, oferując wypalającym się pracownikom wielkiich korporacji "spokój umysłu, równowagę oraz leczenie skołatanej stresem psychiki.". Tal się zastanawiam czy medytacja chrześcijańska wogóle istnieje, oraz czy owi chrześcijanie wierzą w sens medytacji? Mam wątpliwości. 
K
kenoip
8 września 2012, 23:20
Mam podobną refleksję odnośnie serialu, choć z drugiej strony buddyści też mogą czuć się nim dotknięci. W pierwszym odcinku wyraźnie brakowało różnobarwności postaci. Wszyscy zakonnicy, wedle spenariusza, są tacy sami. W buddyjskiej wiosce nie jest lepiej (mam na myśli mistrza i tą siostrę buddyjską).  Po preorze (zakonniku, którego gra Piotr Fronczewski) spodziewałem się większej mądrości, podczas gdy daje się on sterować narwanemu współbratu. Postacie dwóch pozostałych zakonników to cienie chodzące za przeorem i bratem narwanym. Scenarzyści próbowali nadać im kształt zewnętrznymi praktykami (jeden śpi krzyżem na podłodze, drugi to prostoduszna ciapa), ale to nie wystarczy, aby postacie te można uznać za ciekawe. Mnich buddyjski jest dziwakiem, co mogłoby być ciekawe, ale brakuje w nim "tego czegoś".  Przeorowi dodałbym roztropności w postępowaniu, w hamowaniu zapędów współbraci. Scenarzyści mogliby ogapić trochę od św. Filipa Neri, który sprawdzając czy zakonnica dokonywała cudów kazał jej czyścić swoje buty. Wówczas narwaniec byłby dla niego ciekawą przeciwwagą. Jeden z pozostałych braci mógłby pozostać ciapowaty (ten wysłany na przeszpiegi), ale drugi powinien być racjonalny i charyzmatyczny (taki braciszek z gitarą). Jeśli chodzi o zakon buddystów to mniszka powinna być ślepo zapatrzona w mistrza, a nie być osobą, która tłumaczy jego dziwne poczynania. Wydaje mi się, że dodałoby to dynamiki serialowi i napewno wpłynęłoby na bardziej pozytywny odbiór, bo obecnie to taki serial o ciapach. 
F
Franek
8 września 2012, 11:52
Nic dodać, nic ująć
P
poldek34
8 września 2012, 02:14
Rzeknę krótko, że w przedstawionym przez Ojca scenariuszu kryje się pewna prawda. A mianowicie to, że w Polsce potrafią "prosperować" ludzie którzy oferują medytację, relaksację opartą na różnych tradycjach( niekoniecznie chrześcijańskich) a promotorzy medytacji chrześcijańskiej - mówiąc marketingowo - śpią i nie zauważają, że na rynku jest ogromne zapotrzebowanie na "taką usługę". Może tenże serial okaże się przebudzeniem dla "promotorów" medytacji chrześcijańskiej, i będzie ona stanowiła konkurencję dla różnych szarlatanów, otwierających duszę nieświadomych ludzi na kosmiczną energię - nie wiadomo jakiego źródla.. . Pozdrawiam serdecznie
G
gość
8 września 2012, 00:17
Włączyliśmyżeby zobaczyć reklamowany  nowy serial telewizyjny. Jeden z domowników ne wytrzymal i na samym początku poszedł do kompa. Po jednym mam dosyć. Nudy na pudy - film orzeziewany przeze mnie.  Artykuł ten nie przeziewałem. Ciekawy.. Dzięki!
C
Cortez
7 września 2012, 22:19
hehe, dominikanie polecają artykuł jezuity. dobre owoce serialu :)
I
irena
7 września 2012, 21:14
 Ojcze, dziękuję za podzielenie się refleksją. Choć sam film nie zachęca do kolejnych odcinków, to może zachęcić do refleksji. Nie wszystko co za pieniądze rozwiązuje problemy....
TJ
także jezuita
7 września 2012, 18:08
Tytuł jest trafny, bo nie mówi o przeciwstawianiu buddystów katolikom w ogóle, tylko o przedstawianiu ich w takim świetle przez serial TVP. I to jest w tytule.
A
antynatanek
7 września 2012, 16:52
lukanus wyluzuj z tą intronizacją natankowcze... Natanek nie zbawi świata, sczególnie poza Kościołem...
J
jezuita
7 września 2012, 15:18
Nie oglądałem jeszcze tego serialu, ale zastanawiam się nad trafnością tytułu. Znam trochę buddystów, z różnych szkół, i nie spotkałem się u nich z konfrontacyjnymi postawami wobec katolików. To raczej producentom tego serialu zależy na takiej konfrontacji, a tytuł w tę konfrontację się wpisuje!
S
szusteczka
7 września 2012, 15:01
Dzięki za ten tekst. Z tego co obserwuję, chyba jest taka potrzeba żeby właśnie takimi tekstami pobudzać do myślenia. Łamać niemądre stereotypy. A przy okazji...wiem co teraz nadają w TVP ;)
O
Ola
7 września 2012, 14:26
Pierwszy odcienek - tragedia. W niedzielne wieczory będę miała więcej czasu na przeczytanie czegos wartościowego lub obejrzenie filmu na DVD.
L
Lukanus
7 września 2012, 14:10
Wy ludzie konsekrowani dla Boga oraz hierarchia powinniście się zbierać na mieustannej, cyklicznej  na modlitwie za cały naród, który stacza się w otchłanie okultyzmu, nieczystości, kłamstwa i głupoty i pokazać ludziom piekno Boga. Zamkniecie wtedy usta wszystkim mediom, publiscystom i innym "oświeconym" 21 wieku. Jaki nie wiecie jak to zrobić, to pojedzcie na pielgrzymke do Medugorje i zobaczycie na czym polega wiara. Codziennie 3 cześci Różańca, Msza św.,modlitwa o uzdrowienie duszy i ciała, 3 razy w tygodniu godzinna adoracja Najświętszego Sakramentu, w piatek godzinna adoracja krzyża. A u nas koscioły puste, komunie swiętą podają świeccy albo bracia zakrystianie w zakonach, a zatroskani Księża biskupi listy piszą i nie chcą słyszeć o Intronizacji...To macie buddyzm i innne okultyzmy: jogi,medytacje, czerowne nitki, kabały i pierścienie atlantów. # mln ludzi korzysta z wróżek. Obudzcie się!+M
M
Mariusz
7 września 2012, 13:20
Chociaż zostałem ochrzczony i wychowany w wierze katolickiej, to od wiary tej odszedłem w okresie szkoły średniej. Nie formalnie, ale faktycznie. Nie uczestniczyłem w życiu liturgicznym Kościła i miałem agnostyczny pogląd na świat. Do Kościoła wróciłem na studiach z powodu ... miłości. Choć miłość odeszła ode mnie,to ja już w Kościele pozostałe z powodu Miłości, którą w nim znalazłem. Po co to piszę? Bo wciąż żyję tym doświadczeniem i uważam je za istotę chrześcijaństwa i największy dar jaki Kościół ma dla ludzi.
B
Budapeszt
7 września 2012, 12:16
http://www.youtube.com/watch?v=pAzQV5fPapI
W
Witek
7 września 2012, 12:12
Wazny glos w waznej sprawie - infantylizacja wiary katolickiej. O tym powinno sie czesciej mowic na kazaniach. Dzieki Ojcu. Witek.