Ksiądz o polityce
Duchowny to też obywatel
Mniej więcej panuje zgoda co do autonomii i niezależności porządku państwowego i kościelnego, mniej więcej panuje zgoda co do fundamentów wolności religijnej - nikt nie powinien być zmuszany do wyznawania jakiejkolwiek religii i nikomu nie powinno się zabraniać ani ograniczać praktyk religijnych. Mniej więcej wszyscy zgadzają się co do pewnej powściągliwości politycznej osób duchownych - w takich sprawach, jak wstępowanie do partii politycznych, zaangażowanie w kampanię przedwyborczą, czy też udział w demonstracjach o charakterze politycznym. Ograniczenia te służą zarówno misji Kościoła jak i właściwemu funkcjonowaniu nowoczesnego państwa demokratycznego.
Natomiast sprawa nieco się komplikuje, gdy od ogółu przejdziemy do szczegółu, a więc, kiedy postawimy pytanie, czy ksiądz powinien mówić i pisać o polityce. Różne są opinie wśród duchownych, różne wśród osób świeckich. Tę kwestię regulują bardziej obyczaje i szeroko rozumiana kultura polityczna, niż jakieś sztywne prawo. Zasada wolności słowa zakłada powszechne prawo wszystkich obywateli i wszystkich podmiotów życia społecznego do wypowiadania się na tematy dla danej społeczności ważne. Konstytucyjna zasada równości wobec prawa zabrania wykluczania kogokolwiek. Kościół katolicki ze swej strony również podkreśla swoje prawo do wypowiadania się na tematy ważne społecznie - w imię dobra wspólnego. Jeżeli więc duchowny, nie angażując się w działalność partyjną, zabiera jednak głos w kwestiach, które mają, pośrednio czy bezpośrednio, polityczny wydźwięk - to trudno mu takich wypowiedzi zabronić. Zwłaszcza jeśli dotyczą one różnych aspektów sprawiedliwości społecznej.
Między ideałem a rzeczywistością
Dlatego pytanie: Czy duchowni powinni mówić o polityce? warto zastąpić pytaniem: Jak duchowni powinni mówić o polityce? Zważywszy na fakt, że wielu gorliwych księży (znacznie mniej sióstr zakonnych) na rozmaitych forach i w mediach - zarówno katolickich jak i świeckich poświęca swój czas politycznym dyskusjom; gdzie szczerze i autentycznie pragną oni zmienić ten świat na lepszy, chciałbym wyszczególnić trzy cechy tej aktywności, które mnie niepokoją i wydają się warte przemyślenia:
a) amatorski charakter tych wypowiedzi;
b) nieradzenie sobie z pluralizmem poglądów i nieumiejętność publicznej dyskusji;
c) częste obrażanie się na krytykę.
Po pierwsze - każdy student dziennikarstwa uczy się, że poważna i rzetelna publicystyka wymaga solidnego warsztatu, przygotowania i odpowiedzialności za słowo (w sensie etycznym i prawnym). Ważny jest dostęp do bazy danych w dziedzinie, o której się pisze, a także sprawdzenie informacji w co najmniej dwóch niezależnych źródłach, nie mówiąc już o zachowywaniu obiektywizmu i przedstawianiu argumentów z obu stron danego sporu.
Tymczasem nas, księży, praktycznie nie uczy się podczas formacji seminaryjnej (zakonnej czy diecezjalnej) solidnych podstaw i metod uprawiania publicystyki. Bardzo często, gdy czyta się artykuły pisane przez księży, to uderzają w nich nie tylko elementarne braki warsztatowe, ale również nagminne mieszanie gatunków literackich. Pojawia się produkt, który zawiera troszkę katechezy, odrobinę egzegezy Pisma św., garść teologicznych i filozoficznych uogólnień, próbkę analizy społeczno-politycznej i dużo, dużo moralizatorstwa. Moralizatorstwo ma to do siebie, że często spycha na plan dalszy troskę, by nie naruszyć dóbr osobistych osób, o których się pisze. Liczy się przecież misja dziejowa, która wszystko usprawiedliwia... Inna sprawa to styl - bywa tak, iż język naukowy, obfitujący w cytaty i przypisy, przeplatany jest językiem zabarwionym emocjonalnie, budowanym na definicjach perswazyjnych.
Na pierwszy rzut oka, można odnieść wrażenie, że piszący ksiądz, z racji swoich święceń, jest ekspertem w każdej poruszanej dziedzinie. Dokładna lektura pokazuje jednak coś zgoła innego, a potwierdza to dodatkowo słaby oddźwięk w prasie ogólnokrajowej i społeczna niszowość publicystyki religijnej. Opiniotwórczość kościelnych artykułów jest znikoma, częściej opiera się ona na eklezjalnej pozycji piszącego, niż na samej treści artykułu. Największą atrakcją duchownego publicysty bywa napisanie czegoś nieortodoksyjnego, nie po linii oficjalnego nauczania Kościoła, albo ujawnienie własnych brudów. Wówczas nawet przeciętny artykuł okazuje się gratką dla mediów i staje się, paradoksalnie, opiniotwórczy.
Ten nieszczęsny dar pluralizmu
Po drugie - pluralizm. Dużym wyzwaniem dla księży, z którym sobie zazwyczaj nie radzą, jest pluralizm poglądów w sprawach politycznych, ekonomicznych i społecznych. To, że ktoś ma inne poglądy na temat systemu podatkowego, ubezpieczeń zdrowotnych, czy stopnia integracji Polski z Unią Europejską, jest dla wielu duchownych równie naganne jak posiadanie odmiennych poglądów na temat Trójcy św., czy istoty sakramentów w Kościele. Piętnowanie odmiennych poglądów w sprawach społecznych przypomina zwalczanie heretyków, i to na śmierć i życie. Uznawanie konkurentów politycznych za zdrajców i nieprawdziwych Polaków, często w gorszący sposób okraszane retoryką religijną, nie jest w naszym kraju rzadkością. W takich wypadkach dyskusja traci na merytoryczności i psuje kulturę polityczną, obniża się też poziom wiarygodności katolickich mediów.
Trzecia cecha dotycząca obecności duchownych w mediach to skłonność do przesadnego obrażania się, która jakoś się łączy z poprzednią. Zdarza się, że publicznie wypowiadający się ksiądz nie ogranicza się do przedstawienia ogólnych zasad katolickiej nauki społecznej, ale idzie o wiele dalej - szczegółowo komentuje wypowiedzi polityków, dyskredytuje niektórych z nich (nie przebierając w słowach), ostro gromi nielubiane przez niego ruchy polityczne. Zdarzają się i harce polityczne. Jeśli polityk z atakowanego obozu powie coś ostrego o duchownym, wówczas rozlega się lament - jak ktoś mógł tak odnieść się do księdza katolickiego! Zadziwiająca asymetria i stosowanie podwójnych standardów... Duchownemu wolno wcisnąć komuś szpilę, świeckiemu zaś - nie!
Pole do popisu dla świeckich
Czy jest to powód do narzekania? Trudno odpowiedzieć jednym zdaniem. Styl księży obecnych w mediach jest zróżnicowany. Są przykłady bardzo dobrych piór i dobrych komentarzy; są też przykłady świetnych samouków. Można by lapidarnie powiedzieć, że wolność słowa nie zabrania nikomu eksperymentować z gatunkami literackimi, pisać po amatorsku, nawet kiepsko, w sposób mało przekonywający. Ba! Wolność słowa nie zabrania nawet uprawiania ideologii (jawnej czy zakamuflowanej). Nie brak wszak przykładów, kiedy to piszący ksiądz broni swojej ulubionej partii politycznej, używając przy tym języka Dekalogu.
Jak bumerang, powraca jednak pytanie - Czy tak musi być? Czy musi być tak, że media katolickie są tak bardzo niszowe, mało przekonujące, mało obecne w społeczeństwie obywatelskim i nie najlepiej przygotowane? I nie chodzi tu o nastawienie kontr-kulturowe religijnych mediów (to jest temat na osobny artykuł). Chodzi o zwykłe braki warsztatowe i braki w kulturze dyskusji. Może są to wszystko znaki, które podpowiadają nam konieczność docenienia roli osób świeckich w Kościele - zwłaszcza osób wykształconych teologicznie i mających profesjonalny warsztat dziennikarski. Ci świeccy fachowcy mogą być znakomitymi współpracownikami dla osób duchownych, znakomitymi ludźmi mediów. Warto przy tej okazji skorzystać z mądrości Kościoła, wyrażonej chociażby w dokumencie Soboru Watykańskiego II, jakim jest "Konstytucja duszpasterska o Kościele w świecie współczesnym - Gaudium et spes":
"Świeckie obowiązki i przedsięwzięcia należą właściwie, choć nie wyłącznie, do ludzi świeckich. (...) Od kapłanów niech zaś świeccy oczekują światła i mocy duchowej. Niech jednak nie sądzą, że ich pasterze są zawsze na tyle kompetentni albo że są do tego powołani, żeby dla każdej kwestii, jaka się pojawi, nawet trudnej, mogli mieć na poczekaniu konkretne rozwiązanie. (GS, 43)
Dobra współpraca z ludźmi świeckimi nie będzie prowadzić ani do sekularyzacji struktur kościelnych, ani do wycofania się z zabierania głosu w sprawach ważnych społecznie. Wręcz przeciwnie - taka współpraca jest konieczna, byśmy bardziej byli Kościołem - Kościołem misyjnym i odpowiedzialnym za sprawy życia społecznego.
Skomentuj artykuł