MŚ 2010: Na początek dwa remisy

Siphiwe Tshabalala z RPA strzela pierwszą bramkę podczas piłkarskich MŚ 2010. (fot. EPA/KERIM OKTEN)
inf. wł. / ŁK

W meczu otwarcia mistrzostw świata w piłce nożnej, po raz pierwszy rozgrywanych na kontynencie afrykańskim, reprezentacja gospodarzy - Republiki Południowej Afryki - zremisowała 1:1 z Meksykiem. Pierwszą bramkę w turnieju finałowym zdobył Siphiwe Tshabalala. W drugim spotkaniu grupy A Urugwaj zremisował z Francją 0:0.

Przy ogłuszającym dźwięku wuwuzele rozpoczęli turniej piłkarze RPA i Meksyku. Ryk trąbek, który miał zagrzewać reprezentację gospodarzy, a dekoncentrować przeciwników, w pierwszych minutach przytłoczył zawodników "Bafana Bafana". W efekcie Meksykanie już w drugiej minucie mogli objąć prowadzenie. Gracze z Ameryki przeprowadzili akcję prawą flanką. Mocno dośrodkowaną piłkę odbił przed siebie - popełniając ewidentny błąd - bramkarz RPA Itumeleng Khune, ale uderzenie Giovaniego Dos Santosa do pustej bramki w ostatniej chwili zablokował jeden z obrońców.

Gracze z Meksyku przeważali. Atakując bocznymi strefami boiska raz po raz stwarzali zagrożenie pod bramką zagubionych, stremowanych gospodarzy turnieju i tylko niedokładność w polu karnym Khune'a sprawiała, że ekipa przyjezdna nie objęła prowadzenia.

Podopieczni Carlosa Alberto Parreiry obudzili się - na chwilę - po kwadransie gry. Szybka wymiana piłek w ataku skutkowała faulem na Siphiwe Tshabalali w odległości umożliwiającej skuteczny strzał z dystansu, ale uderzenie Stevena Pienaara poszybowało wysoko nad bramką.

Największym zagrożeniem dla graczy Meksyku był ich - niezbyt pewnie interweniujący - bramkarz Oscar Perez. Jego kiks w 22. minucie o mało nie skończył się golem.

W 38. minucie piłkarze Meksyku skierowali piłkę do siatki RPA, ale sędzia słusznie gola nie uznał, odgwizdując spalonego. Zmęczeni goście dopiero w końcówce pierwszej połowy oddali inicjatywę rywalom, co skutkowało serią rzutów rożnych dla RPA.

Po przerwie na boisku zrobiło się znacznie ciekawiej, a co ważniejsze - padły pierwsze bramki mistrzostw. Wielka w tym zasługa gospodarzy, który w szatni pozostawili tremę i zaczęli wreszcie grać tak, jak tego od nich oczekiwano. Należy jednak przyznać, że na prowadzenie gracze RPA wyszli dość nieoczekiwanie. W 55. minucie gospodarze wyszli z szybkim kontratakiem, zaskakując rywali. Piłka trafiła na lewe skrzydło do Siphiwe Tshabalal, który wpadł z nią w pole karne i ładnym uderzeniem w górny prawy róg pokonał Pereza. Piłkarze RPA przy linii bocznej odtańczyli taniec zwycięstwa, a tumult wywoływany przez wuwuzele sięgnął zenitu.

Meksykanie postanowili za wszelką cenę zepsuć gospodarzom święto, a przy okazji zwiększyć własne szanse na wyjście z grupy. Intensywnie zaatakowali odsłaniając tyły, co z kolei starali się wykorzystać podopieczni Parreiry. Wynik meczu ustalony został w 79. minucie. Dośrodkowanie - które już w tym meczu - graczy z Meksyku tym razem okazało się skuteczne, a błąd w ustawieniu popełnili rywale usiłujący zastawić pułapkę ofsajdową. Piłka trafiła do Rafaela Marquez, a ten posłał futbolówkę do siatki tuż obok rąk rozpaczliwie interweniującego Khune'a.

Ostatnie słowo należeć mogło do gospodarzy. W 89. minucie, po długim podaniu Khune'a sam na sam z bramkarzem Meksyku znalazł się Katlego Mphela, ale piłka po jego strzale zatrzymała się na słupku. Po upływie trzech minut doliczonego czasu gry sędzia zakończył spotkanie.

Tradycji zatem stało się zadość, a statystycy piłkarscy mogą chodzić z podniesionymi czołami. Gospodarze nie przegrali meczu otwarcia, trener Carlos Alberto Parreira nadal nie wygrał meczu podczas mistrzostw świata z reprezentacją inną niż Brazylia, a Meksyk nie przegrał spotkania rozgrywanego podczas mundialu w dniu 11 czerwca. I na koniec relacji ważna informacja dla Pań: do końca mistrzostw pozostały już tylko 63 mecze.

RPA - Meksyk 1:1 (0:0)
1:0 Siphiwe Tshabalala (55'), 1:1 Rafael Marquez(79')

Byli mistrzowie świata (Urugwaj 1930 i 1950, Francja 1998) spotkali się ze sobą po raz trzeci w historii największego i najpopularniejszego turnieju globu. W 1966 roku Urugwaj wygrał 2:1, a osiem lat temu był remis 0:0. W RPA ani jedni ani drudzy nie zaliczają się do grona faworytów. I oglądając pierwszą część spotkania nie należy się temu dziwić. Przez 45 minut niewiele ciekawego działo się na boisku.

Agresywnie zaczęli Francuzi. W 7 minucie pędzący lewą stroną Franck Ribery zagrał na środek pola karnego do wchodzącego między obrońców Sidneya Gouvou, ale ten odbił piłkę tak, że minęła ona słupek bramki urugwajskiej o kilkadziesiąt centymetrów. Po kwadransie przebudzili się Urugwajczycy. W 16 minucie świetny strzał Diego Forlana odbił bramkarz Hugo Lloris. I tak naprawdę to by było na tyle dobrych okazji. Może warto jeszcze wspomnieć o sytuacji z 31 minuty, kiedy idealnie zagraną do wychodzącego na czystą pozycję Govou przejął będący na spalonym Nicolas Anelka. Po co to uczynił, wie tylko on sam.

Po przerwie piłkarze gościli częściej pod bramkami rywali. Ale okazji strzeleckich nadal nie było zbyt wiele. W 69 minucie doszło natomiast do nieprzyjemnego zdarzenia. Po brutalnym faulu Jeremiego Toulalana na Alvaro Pereirze na płycie pojawił się francuski szkoleniowiec Raymond Domenech. Tego czynić nie wolno, ale japoński sędzia Yuichi Nishimura nie ukarał lubiącego być w centrum uwagi trenera.

W 72 minucie na boisku pojawił się odstawiony przez Domenecha od pierwszej "11" Thierry Henry. Pojawić się musiał, bo był chyba ostatnią nadzieją, że Francuzi zagrożą bramce Urugwaju. Nicolas Anelka, którego zastąpił, takim zagrożeniem nie był.

W 81 minucie z boiska wyrzucony został Nicolas Lodeiro. Młody Urugwajczyk pojawił się na nim zaledwie 16 minut wcześniej. Zdążył złapać już żółtą kartkę, a po brutalnym faulu na Bacarim Sagni otrzymał drugą i w efekcie czerwoną. Postawił swój w bardzo trudnej sytuacji. Francuzi rzucili się do szaleńczego ataku. Chcieli wykorzystać przewagę liczebną. Ale Urugwaj bronił się skutecznie.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

MŚ 2010: Na początek dwa remisy
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.