O. Krzysztof Homa SJ: Ukraińcy mają ufność, że do wojny nie dojdzie

Ukraina. Cywilne ćwiczenia z udzielania pierwszej pomocy medycznej (fot. Mykola Tys/EPA/PAP)

- Sytuacja nie jest tragiczna. Nie widać wśród Ukraińców apatii, opuszczonych rąk czy poddania się i beznadziei - tak mieszkający na Ukrainie jezuita o. Krzysztof Homa SJ ocenia zachowanie i nastroje społeczeństwa w kraju, który już od ośmiu lat zmaga się z rosyjską agresją i w sytuacji, gdy prezydent Władimir Putin zgromadził nad granicą z Ukrainą ponad stutysięczne rosyjskie siły inwazyjne.

Tomasz Kopański: Jakie nastroje panują wśród Ukraińców w związku z możliwą inwazją Rosji na ten kraj?

O. Krzysztof Homa SJ: Mogę powiedzieć jedynie w swoim imieniu, z zachodniej części Ukrainy, bo mieszkam w Czerniowcach na granicy z Rumunią. Tutaj ludzie czują się w miarę bezpiecznie, bo to jest dość daleko od granicy z Rosją. Miejsce, w którym pracuję, sprawia, że nie czuje się bezpośredniego niebezpieczeństwa wojny, nie widzi się wojska na ulicach. Życie toczy się normalnie, ludzie pracują, dzieci chodzą do szkoły.

Większym problemem jest pandemia i ograniczenia z nią związane niż możliwy konflikt z Rosją. Natomiast to, co się podkreśla to to, że wojna trwa już od 2014 roku. Co prawda jest ograniczona terytorialnie do wschodu i południa. Rosja z Ukrainą są w stanie wojny hybrydowej. Częściowo ludzie do tego przywykli.

DEON.PL POLECA

Pozytywne jest to, że w trakcie tego ośmioletniego konfliktu armia ukraińska i społeczeństwo mocno się zmieniło. Jest lepiej zorganizowane, lepiej poinformowane i przygotowane na ewentualny konflikt.

Czy mieszkańcy Ukrainy mają świadomość, że z dnia na dzień może nastąpić inwazja Rosji na ich kraj?

- Media podają różne możliwe scenariusze wojny. Jak rozmawia się z ludźmi, jest między nimi pewna ufność czy nadzieja, że jeżeli byłaby to klasyczna wojna, to armia i społeczeństwo ukraińskie są na tyle przygotowane, że byłyby w stanie się obronić. Jest wiara w to, że wojna nie musi się skończyć klęską. Jest to inna sytuacja, niż była w 2014 roku.

Są na tyle zmobilizowani, że są w stanie chwycić za broń i pójść walczyć za swoją ojczyznę?

- Jest z tym różnie. Rząd i prezydent zachęcają w ostatnich tygodniach do spokoju, żeby nie panikować. Przypominają, że ten konflikt już trwa, a problemem jest nasilenie jego skali. Dyplomacja ukraińska jest dość aktywna, to widać. To sprawia, że Ukraińcy nie są apatyczni, sami się organizują.

Część kobiet otrzymała wezwanie do wojska z listą zadań, jakie mogą pełnić w przypadku działań wojskowych. Mała mobilizacja trwa. Służby ukraińskie nie są bierne, cały czas działają. Są stale dozbrajane. To pokazuje pewnego rodzaju gotowość.

Sytuacja nie jest tragiczna. Nie widać apatii, opuszczonych rąk czy poddania się i beznadziei. Raczej mam wrażenie, że jest dużo nastawienia ufnego, pozytywnego. Wielu ludzi uważa, że nie dojdzie do takiej eskalacji, która zakończyłaby się otwartą, szeroką wojną.

Czy w takich miejscach jak to, gdzie ksiądz przebywa, widać np. młodych Ukraińców idących do wojska, czy też wracających rannych w wyniku trwającego konfliktu?

- Na Ukrainie jest służba kontraktowa. Część młodych ludzi sama idzie do wojska, bo to daje możliwość zarobku. W szeregach armii ukraińskiej jest wielu bardzo młodych ludzi.

Mimo że jest stan wojny, to rzadko się zdarza, żeby w ostatnich miesiącach ktoś zginął. Są ranni, czasem jest śmiertelny wypadek, niekoniecznie ze względu na postrzelenie. Teraz widać jednak ruchy rosyjskich wojsk, co bardzo zaniepokoiło Ukrainę i NATO. Zaczęto wyciągać stąd wnioski, że może dojść zajęcia Ukrainy. Chodź sam prezydent i politycy uspokajają, wyciszają emocję. Mają nadzieję, że nie dojdzie do wojny.

Czy dostrzega się w ostatnim czasie, żeby z obawy przed rosyjską inwazją, Ukraińcy uciekali ze wschodu na zachód?

- Ci, którzy chcieli uciec, już wyjechali. Niektórzy po to, by studiować, a inni by się chronić. Ci, którzy pozostali, jeżeli nie będą zmuszeni uciekać, to zostaną. Są przyzwyczajeni. Wielu z nich żyło w czasie Związku Radzieckiego. Jeśli doszłoby do wojny, to byłaby to wojna tw pewnym sensie bratobójcza, bo tych ludzi wiele wiąże, często więzi rodzinne z Rosjanami.

Czy Ukraińcy odczuwają duchowe wsparcie płynące od papieża Franciszka i katolików z całego świata? Środa była specjalnie ustanowionym przez papieża dniem modlitwy o pokój na Ukrainie.

- Oczywiście, że tak. Wiedzą, że świat się za nich modli, wspiera ich. W mediach pokazuje się wyrazy wdzięczności za pomoc duchową i materialną, która na Ukrainę dociera. Akurat dzisiaj byłem w Krzemieńcu na Wołyniu w dawnym kolegium jezuickim. Odbyło się spotkanie polsko-ukraińskie z inicjatywy polskiego konsulatu. Rozmawialiśmy o polskim jezuicie, który budował to kolegium. Mówię o tym, bo w trakcie tego spotkania rozmawialiśmy o sąsiedztwie z Polską, o wspólnym dziedzictwie kulturowym, które nas łączy.

Ukraińcy czują, że nie są sami i cenią sobie to. Szukają znaków przynależności do Europy, czują, że mogą się oprzeć o to sąsiedztwo i nie są zmarginalizowani. Dużo mówi się o niepokojach, a jednak ludzie się spotykają, kultywują swoją kulturę i dziedzictwo historyczne.

Modlitwa za Ukrainę jest ważna dla jej obywateli i daje im wsparcie?

- Jak najbardziej. Już teraz w Polsce jest kilka milionów Ukraińców, którzy tworzą więzy z Polakami. Te więzy pomagają Ukraińcom czuć się nieosamotnionymi. Pozwalają mieć nadzieję również teraz, w czasie kryzysu czy niebezpieczeństwa. Jest silna nadzieja, że ten konflikt nie przerodzi się w regularna wojnę, a powoli wygaśnie.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

O. Krzysztof Homa SJ: Ukraińcy mają ufność, że do wojny nie dojdzie
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.