O Polsce z chilijskiej perspektywy

(fot. EPA/Ariel Marinkovic)
Z Chile Wojciech Bojanowski SJ

Czy pójście do wyborów to nasz obywatelski obowiązek? Osobiście uważam, że nie. Obowiązkiem polskiego obywatela jest dbanie o rozwój naszego społeczeństwa i troska o dobro wspólne.

Takie postawienie sprawy jest jednak zbyt proste. Pomija ważny fakt. Politykom nie musi wcale zależeć na tym, by ludzie poszli głosować. Im zależy na zdobyciu władzy, więc wystarczy, że zmobilizują swój własny elektorat. Moja wyborcza absencja może pomóc tym, którym chciałem się sprzeciwić. Pozostanie w domu to zdecydowanie za mało. Jeżeli ma się coś zmienić, trzeba podjąć działanie.

Istnieją różne możliwości aktywnego uczestnictwa w życiu społecznym: czynne zaangażowanie się w działalność organizacji pozarządowych, projekty i inicjatywy obywatelskie, listy czy maile do posłów i senatorów, demonstracje, akcje protestacyjne, petycje... To wszystko buduje społeczeństwo obywatelskie - czyli takie, które składa się z jednostek, chcących coś konkretnego zrobić, jednostek, które znają swoją siłę.

Choć socjologiem nie jestem, mam pewność, że współczynnik naszego społecznego zaangażowania jest niezwykle niski. Widać to gołym okiem. Zdecydowanie za rzadko korzystamy z wymienionych powyżej możliwości. Problem więc nie leży jedynie po stronie polityków. Są tacy, bo sami ich tak wychowaliśmy. Nie wystarczy wymienić polityków, by nagle w kraju zaczęło dziać się lepiej, bo i najlepszy trener nie wystarczy, gdy drużyna kiepska (co też znamy z autopsji).

Problem w dużej mierze dotyczy młodego pokolenia, do którego sam się jeszcze zaliczam. Wpis na facebook’u jednego z moich znajomych niestety bardzo reprezentatywny:

"a ja mam te wybory w.... :) nie oglądam wiadomości, nie czytam gazet (poza sportem), a radia słucham dla muzyki w aucie:) jestem spokojniejszy i się nie denerwuję:) przy naszej narodowej mentalności i tak nic się nie zmieni, bo Polak musi kombinować... muszą przeminąć pokolenia by demokracja miała sens..."

Niestety z takim podejściem to na pewno nic się nie zmieni.

Chilijska lekcja

Do napisania tego artykułu skłoniło mnie między innymi to, że mam obecnie okazję spoglądać na wydarzenia, dziejące się w naszej ojczyźnie z - dosłownie - dużego dystansu. Od prawie dwóch miesięcy mieszkam w Chile, uczę się języka, przygotowuję się do pracy w tym kraju i równocześnie poznaję problemy społeczeństwa chilijskiego. Dzieje się tu obecnie sporo. Można śmiało powiedzieć, że Chilijczycy przeżywają kolejny moment przełomowy w swojej historii. Od kilku miesięcy odbywają się tu regularnie ogromne protesty studentów i uczniów szkół średnich, którzy domagają się zmian w systemie edukacji. Mają o co walczyć. Studia - także na uniwersytetach państwowych - są płatne. Czesne za rok studiów wynosi co najmniej 4000 dolarów, a w przypadku studiów technicznych i medycznych jeszcze więcej.

Szkoły średnie są bezpłatne, ale te państwowe z reguły oferują tak niski poziom nauczania, że wszyscy rodzice, których na to stać, posyłają dzieci do płatnych szkół prywatnych. To wszystko sprawia, że społeczeństwo jest bardzo zamknięte - wiadomo, że dzieci z biednych rodzin w przyszłości też będą biedne i zepchnięte na margines, bo nie mają szans na otrzymanie dobrego wykształcenia. Bariera między biednymi a klasą średnią i bogatymi jest bardzo szczelna.

Chilijczycy mają dużo więcej powodów do narzekania niż my. Ale nie tylko narzekają. Działają. I godne podziwu jest to, że prym wiodą w tym ludzie młodzi. Od tych dwóch miesięcy, gdy jestem w Chile, nie zdarzyło się, by był jakiś tydzień bez kilkutysięcznego marszu studentów. Miesiąc temu zorganizowany został dwudniowy, narodowy strajk generalny - do studentów dołączyli pracownicy. W tych dniach na ulice wyszło kilkaset tysięcy ludzi, według władz w Santiago protestowało prawie 200 tysięcy osób, według organizatorów trzy razy więcej. Niekiedy formy protestu są bardziej radykalne. Kilka szkół średnich było okupowanych przez zbuntowanych uczniów, a niektórzy z nich podjęli nawet strajk głodowy.

Inną ciekawą rzeczą jest to, że młodzi ostatnio zaczęli masowo deklarować chęć uczestnictwa w wyborach. W Chile gdy młoda osoba osiąga pełnoletność, może, lecz nie musi, dopisać się do listy wyborców. Gdy zadeklaruje chęć głosowania, udział w wyborach jest obowiązkowy, za zignorowanie obowiązku grozi kara grzywny. Jeszcze rok temu procent młodych, dopisujących się do listy wyborców był niezwykle niski, wynosił około 20 procent. Obecnie wyraźnie wzrasta. Przed rokiem społeczeństwo chilijskie było mniej więcej tak apatyczne, jak nasze obecnie. Nikt nie przypuszczał, że nagle coś się zmieni.

Co się więc stało? Otóż obywatele poczuli, że ich głos i sprzeciw coś znaczą. Skutecznie protestowali przeciwko budowie ogromnej tamy na rzece w środku parku narodowego na południu kraju. Projekt, gdyby został zrealizowany, mógłby przyczynić się do dewastacji pięknego środowiska naturalnego tej części Chile. Dzięki demonstracjom z udziałem tysięcy ludzi pomysł upadł. Do ludzi dotarło: skoro udało się z tamą, to czemu nie miałoby się udać z edukacją?

Choć obecnie jeszcze nie wiadomo, jak to wszystko się zakończy, jedno jest pewne - politycy będą musieli poważnie wziąć się do roboty. Dostali konkretny sygnał: żądamy bezpłatnej edukacji, jeżeli nie uda się wam tego zrobić, po wyborach już nie będziecie rządzić.

Do dzieła!

Wróćmy na nasze polskie "podwórko". Co musiałoby się stać, byśmy i my poczuli, że nasz głos może mieć naprawdę dużą siłę oddziaływania? Na razie niestety wszelkie akcje społeczne ograniczają się do niewielkiej grupy ludzi, którzy realnie chcą coś zmienić. Jaki sygnał wysyłamy politykom? Mam wrażenie, że nasza apatia jest im jak najbardziej na rękę, bo narzekamy, ale się nie buntujemy.

Wystarczy spojrzeć na wprowadzenie opłaty za drugi kierunek studiów. Moim zdaniem polscy studenci utracili tu dużą szansę pokazania swojej siły i sprzeciwianie się temu pomysłowi. Nieśmiałe protesty i 80 tysięcy osób, które na facebook’u "polubiło" stronę: "Mówimy NIE ustawie wprowadzającej opłaty za drugi kierunek studiów" to o wiele za mało. A przecież przed zbliżającymi się wyborami zdecydowany sprzeciw na pewno przyczyniłby się do wycofania się koalicji z tego projektu. Tak sobie myślę, co by się stało, gdyby na miejscu polskich studentów pojawili się ich chilijscy koledzy, którzy teraz tydzień w tydzień wychodzą na ulice, by walczyć o lepszy system edukacji… Jestem przekonany, że projekt upadłby bardzo szybko.

Piszę to wszystko po to, by zachęcić do działania. Przykład Chile pokazuje, że nasze zaangażowanie ma sens, jeżeli tylko wierzymy w to, że wspólnie możemy coś osiągnąć, coś zmienić na lepsze.

Możesz nie pójść na wybory, ale pomyśl, co możesz w zamian za to zrobić dla Twojej ojczyzny i społeczeństwa, w którym żyjesz. Ja ze względu na to, że mieszkam teraz w Chile, nie mam zbyt wielu okazji aktywnie włączyć się w działalność społeczną. Dlatego też przynajmniej pójdę zagłosować, mimo że do polskiej ambasady mam trochę dalej niż większość Polaków. Tyle mogę - pójdę głosować i wybiorę tych, którzy moim zdaniem w tym całym politycznym zwariowaniu wykazują najwięcej zdrowego rozsądku. A Ty - co zrobisz?

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

O Polsce z chilijskiej perspektywy
Komentarze (19)
KL
kumpel lumpa
11 października 2011, 23:28
Chodzi o to, aby protesty pociągały za sobą też pewną odpowiedzilność: jeśli komus nie podoba się sposób, w jaki rządzony jest kraj, niech sam się w to rządzenie włączy, i robi to lepiej. OK - już se idę lepiej porządzić krajem :D
.
.
11 października 2011, 23:17
Mam mieszane uczucia po przeczytaniu tego artykułu. Nawoływanie do włączania się w aktywność społeczną jest na pewno dobre. Ale proponowane formy aktywności, szczerze mówiąc wydają mi się własnie nawoływaniem nie tyle do ewolucji, ile do rewolucji (strajki, protesty). Może dobre są w kraju, w którym potrzebne są jakieś naprawde radykalne zmiany. My to już raczej mamy za sobą. Czas walki minął, teraz mamy czas budowania. Można właczać się w życie społeczne przez konkretną pracę, na rzecz istniejących partii, a jak ktoś chce niech tworzy nowe. Chodzi o to, aby protesty pociągały za sobą też pewną odpowiedzilność: jeśli komus nie podoba się sposób, w jaki rządzony jest kraj, niech sam się w to rządzenie włączy, i robi to lepiej.
M
Marta
11 października 2011, 21:27
Nie padłam ofiarą dezinformacji, nie uległam żadnej manipulacji, po prostu obserwuję wydarzenia i wyciągam dobrze przemyślane wnioski oparte na wielu źródłach. Nie chcę wdawać się w żadną dyskusję.  Co do kwestii komunizmu: Camila Antonia Amaranta Vallejo Dowling (ur. 1988) – chilijska działaczka komunistyczna i przewodnicząca Federacji Studentów Uniwersytetu Chilijskiego, organizatorka studenckich protestów w Chile. Podobnie jest z wieloma "poważanymi" osobami (wykładowcy, pracownicy, itd.) biorącymi udział w protestach - wielu z nich ma bądź miało do czynienia z organizacjami komunistycznymi. Zdaję sobie sprawę, że nie to było esencją artykułu, ale po prostu nie zgadzam się z prezentowanym opisem sytuacji w Chile.  P.S. Księdzu życzę powodzenia w nauce języka hiszpańskiego oraz liczę na inne ciekawe artykuły może też z odrobinką Chile :) ¡Qué Dios le bediga!
V
veritas
9 października 2011, 19:48
@ Marta Ci ludzie, w większości, tak naprawdę sami nie wiedzą o co walczą. Poza tym to prawie wszyscy komuniści... Niech ksiądz lepiej przemyśli ponownie swój stosunek do strajków studentów w Chile... Obawiam się, że padłaś ofiarą podobnej dezinformacji, jaką obecnie stosuje się wobec protestujących w USA. Tam też próbuje się z nich zrobić komunistów. Owszem - były też i takie transparenty, ale są podejrzenia, że były prowokacją w celu  zdyskredytowania całego ruchu.
WB
Wojtek B.
8 października 2011, 22:19
@ Marta sytuacja w Chile jest bardzo skomplikowana. Powyższy artykuł nie miał na celu analizowania tego w szczegółach. Celem artykułu było pokazanie, że najgorszym rozwiązaniem jest bezczynność i narzekanie. Wierzę, że dzięki tym protestom w Chile coś się zmieni. Na razie społeczeństwo jest bardzo zamknięte - rozwarstwienie społeczne jest ogromne. Myślę, że będąc w Chile mogła Pani też tego doświadczyć. Jeżeli studia kosztują miesięcznie prawie tyle co dwukrotna płaca minimalna, to naprawdę jest wielu, których nie stać na ich podjęcie. Bez zmian w edukacji, nie rozwiąże się problemu rozwarstwienia. Świadomość potrzeby reform w tym względzie jest coraz szersza w prawie całym chilijskim społeczeństwie. Nie zgadzam się z Pani opisem sytuacji, że protestujący to wandale (zamieszki wywołują anarchiści, którzy wcale nie walczą o bezpłatne studia) i że to prawie wyłącznie komuniści (ruch jest o wiele szerszy i obejmuje różne grupy społeczne - nie tylko studentów, ale też i wielu profesorów, pracowników itd.). pozdrawiam Autor
V
veritas
8 października 2011, 16:35
Ciekawy tekst księże Wojciechu, ale powiem krótko: PIEPRZYSZ! Frekwencja wyborcza w Polsce spada. Kościół powinien zachęcac, by isć na wybory, Żartujesz? Kościół ma stać na straży naszej pseudodemokracji i napędzać aferzystom frekwencję? A po wyborach zapewne napiszesz, że Kościół zrobił swoje, i teraz wara mu do polityki. A jaką moralność przedstawia kościół katolicki,żadną.Kościół ten zawsze był za tymi ludźmi którzy oferowali jemu darmowe przywileje.Do tego jeszcze bardziej przyczynił się Jan Paweł 2 od początku swojego pontyfikatu.Do tej pory są przekręty nie tylko ekonomiczne jak i pedofilskie i homoseksuale w kościele katolickim w Polsce a zamiatane pod dywan,załaniając się Jezusem. Wygląda na to, że troll ma dzisiaj zespół napięcia przedmiesiączkowego.
M
Marta
8 października 2011, 10:06
Stanowczo nie zgadzam się z opisem sytuacji w Chile. Sama śledzę na bieżąco wydarzenia w tym kraju, ponieważ mój ukochany pochodzi stamtąd i obecnie tam mieszka. W 2010 roku odwiedziłam także Chile na 3 miesiące. Strajki studentów walczących o darmową edukację... Cele szczytne, och, jak to pięknie brzmi, wszyscy się jednoczymy z nimi. Wygląda to jednak zgoła inaczej! W praktyce strajki są jedynie aktami wandalizmu dokonywanymi przez młodych bandziorów w kominiarkach. Przepraszam, jaki student należący do inteligencji kraju wyjdzie na ulicę, będzie rzucał kamieniami w policję, budował barykady ze śmietników, palił opony i niszczył wszystko co stanie na jego drodze? Czy w ten sposób przyczynia się do NAPRAWY kraju? Chyba nie tędy droga. Ci ludzie, w większości, tak naprawdę sami nie wiedzą o co walczą. Poza tym to prawie wszyscy komuniści... Niech ksiądz lepiej przemyśli ponownie swój stosunek do strajków studentów w Chile... 
K
km
7 października 2011, 21:15
Nie ma bezpłatnej edukacji, zawsze ktoś za nią płaci.... podatkami i to nie koniecznie ci co będą studiowali. Poza tym to demoralizujące dawać coś za darmo, gdy inni na to ciężko pracują. Lepiej uruchomić system przystępnych kredytów, ale opłaty muszą pozostać, bo inaczej stanie się tak, jak ze szkołami publicznymi czyli drastycznie spadnie ich poziom. Myslę, że w Polsce doskonale to widać. Mamy wielu absolwentów różnej maści uczelni wyższych, którzy nie potrafią myśleć samodzielnie i bez pomocy "państwa" nie są w stanie nic osiągnąć. Nie zgadzam się. Mieszkam w Danii, gdzie państwo wspiera swoich obywateli (darmowa opieka zdrowotna bez czekania kilka miesięcy w kolejkach, darmowa edukacja łącznie ze studiami) - w tym sensie jest bardzo opiekuńcze. I zawód nauczyciela jest jednym z bardziej poważanych (tak samo pracowników służby zdrowia, wykładowców) i nie przeszkadza to w trzymaniu wysokiego poziomu studiów. Tylko że system podatkowy działa tu sprawnie od kilkudziesięciu lat: podatki są wysokie, ale każdy zgadza się na nie, bo wie, że m.in. dzięki nim zdobył wykształcenie, ma darmowy szpital itd. Duńczycy doceniają taki model i wcale nie są wyręczani przez państwo. A przy tym należą do najbogatszych krajóww Europie.
KL
kumpel lumpa
7 października 2011, 20:42
@absolwent Frekwencja wyborcza w Polsce spada. A skąd te informacje? Właśnie dziś PAP donosi, że: 66 proc. badanych deklaruje, że na pewno weźmie udział w wyborach, 20 proc. jeszcze nie wie, czy zagłosuje; jedynie 14 proc. zdecydowanie wyklucza, że będzie głosować - wynika z najnowszego sondażu CBOS. Choć wcale ci się nie dziwię, że nie wierzysz ani CBOS ani PAP.
K
klara
7 października 2011, 20:20
Frekwencja wyborcza w Polsce spada. Kościół powinien zachęcac, by isć na wybory, a nie propagowac oprotestowywanie całego kraju. Protesty mogą przynieść coś dobrego, ale mogą zaszkodzić też gospodarce... Najbardziej szkodzą  gospodarce nasi "wybrańcy". Jeśli tego nie widzisz, to kiepskie szkoły pokończyłeś ~absolwencie.
V
veritas
7 października 2011, 20:10
Ciekawy tekst księże Wojciechu, ale powiem krótko: PIEPRZYSZ! Frekwencja wyborcza w Polsce spada. Kościół powinien zachęcac, by isć na wybory, Żartujesz? Kościół ma stać na straży naszej pseudodemokracji i napędzać aferzystom frekwencję? A po wyborach zapewne napiszesz, że Kościół zrobił swoje, i teraz wara mu do polityki.
A
abslwent
7 października 2011, 20:00
Ciekawy tekst księże Wojciechu, ale powiem krótko: PIEPRZYSZ! Frekwencja wyborcza w Polsce spada. Kościół powinien zachęcac, by isć na wybory, a nie propagowac oprotestowywanie całego kraju. Protesty mogą przynieść coś dobrego, ale mogą zaszkodzić też gospodarce... A przełom w Poslce... za 4 lata najwcześniej, jak zmienić się partie wiodące (pamiętacie AWS-UW, czy SLD-PSL)?
K
klara
7 października 2011, 17:58
A przecież przed zbliżającymi się wyborami zdecydowany sprzeciw na pewno przyczyniłby się do wycofania się koalicji z tego projektu. Oj, jedno co mi się ciśnie na klawisze, to słowa piosenki "Na Wojtusia z popielnika" Choć, opowiem ci bajeczkę, bajka będzie długa. Wojtku drogi, u nas prawa dyktują urzędnicy z różnych komisji UE oraz tutejsi lobbyści - ale nie wyborcy:)
K
klara
7 października 2011, 17:49
Ten protest w obronie środowiska natruralnego - w porządku. Ale już żądania bezpłatnego kształcenia zajeżdżają trującą mentalnością roszczeniową. Żadna postawa roszczeniowa! Podatki są pobierane nie po to, żeby utrzymywać coraz większą armię urzędników, tylko żeby finansować sferę nieprodukcyjną - tzn. również oświatę i służbę zdrowia. Bez łaski!
7 października 2011, 16:26
Nie głosowanie to uprawianie polityki nierealnej, nie ma wymówek, nie głosowanie to też wybór - pozostawienie wyboru innym. Jeśli nie możesz wybrać większego dobra, to wybierz chociaż mniejsze zło. Hitler osiągnął sukces w wyborach demokratycznych, w kraju z przebogatą kulturą... Postawa kolegi z fesjbuka z jedenej strony dobra - wybór spokoju - z drugiej nieprawidłowa - nic nie robienie (pozostawienie wyboru innym) w imię trudnej do oceny (kto jest to w stanie ogarnąć?) mentalności Polaków i tezy o wielopokoleniowej naturze zmian. Zmienia się wszystko i ciągle! Zmiany toczą się obecnie, bierzemy w nich udział - czynnie lub biernie. Jakich zmian chcesz? A może chcesz kultywować stereotyp: "Polak musi kombinować..."? Czego pragniesz? "Według wiary waszej niech wam się stanie!" Ten protest w obronie środowiska natruralnego - w porządku. Ale już żądania bezpłatnego kształcenia zajeżdżają trującą mentalnością roszczeniową. Powinny być - jak pisali przedmówcy - jakieś kredyty, systemy stypendialne, także w Polsce, by kraje rozwijające się nie kształciły za ciężkie pieniądze specjalistów - przyszłych emigrantów - dla państw zamożnych. Przyszyli emeryci kształcą (a obecni kształcili) darmo młodzież - jej część, która nie spłaca im "długu", bo psiocząc na ojczyznę dezerteruje... Za dużo socjalizmu demoralizuje. Zamiast wychodzić na ulice, lepiej działać w sposób sprawdzony i skuteczny: modlić się za ojczyznę i medytować. Niezależnie od światopoglądu, wyznawanej religii przynosi takie działanie - przy konstruktywnej intencji - wyłącznie dobre rezultaty. Najważniejsze zmieniać siebie - wtedy i świat się zmienia wokół: pomagając sobie, pomagamy innym.
S
starykiemlicz
7 października 2011, 12:10
A namiot na placu przed Pałacem Prezydenckim to nasz wkład w temacie zaangażowania. Na razie.
S
starykiemlicz
7 października 2011, 12:09
Przebóg, księżoszku, czyżbyś zamierzał udzielać się w chilijskich demonstracjach? To juz lepiej poprzestań na głosowaniu...
S
starykiemlicz
7 października 2011, 12:07
Nie ma bezpłatnej edukacji, zawsze ktoś za nią płaci.... podatkami i to nie koniecznie ci co będą studiowali. Poza tym to demoralizujące dawać coś za darmo, gdy inni na to ciężko pracują. Lepiej uruchomić system przystępnych kredytów, ale opłaty muszą pozostać, bo inaczej stanie się tak, jak ze szkołami publicznymi czyli drastycznie spadnie ich poziom. Myslę, że w Polsce doskonale to widać. Mamy wielu absolwentów różnej maści uczelni wyższych, którzy nie potrafią myśleć samodzielnie i bez pomocy "państwa" nie są w stanie nic osiągnąć. A najgorsze jest to,że najczęściej ci co nie potrafią myśleć mają także znajomości i plecy a co za tym idzie, pracę, a reszta może się zatrudnić do sprzątania mimo tego,że myśli i jest wykształcona...
M
marek
7 października 2011, 11:28
Nie ma bezpłatnej edukacji, zawsze ktoś za nią płaci.... podatkami i to nie koniecznie ci co będą studiowali. Poza tym to demoralizujące dawać coś za darmo, gdy inni na to ciężko pracują. Lepiej uruchomić system przystępnych kredytów, ale opłaty muszą pozostać, bo inaczej stanie się tak, jak ze szkołami publicznymi czyli drastycznie spadnie ich poziom. Myslę, że w Polsce doskonale to widać. Mamy wielu absolwentów różnej maści uczelni wyższych, którzy nie potrafią myśleć samodzielnie i bez pomocy "państwa" nie są w stanie nic osiągnąć.