Parafianowicz: Wojna jest daleka od rozstrzygnięcia. Kluczowe jest jednak to, że Ukraina nadal funkcjonuje jako państwo

Parafianowicz: Wojna jest daleka od rozstrzygnięcia. Kluczowe jest jednak to, że Ukraina nadal funkcjonuje jako państwo
Fot. PAP/EPA/STR

- Wojna jest daleka od rozstrzygnięcia. Po roku kluczowe jest jednak to, że Ukraina nadal funkcjonuje jako państwo. I to nieźle funkcjonuje, jak na skalę bombardowań czy zamęczania przez stronę rosyjską. Dla Zachodu ważne jest natomiast to, że został zdekonstruowany mit drugiej armii świata. Ukraina zatrzymała hazard dyplomatyczny, który światu oferował Putin. Ważne jest też to, o czym mówił Joe Biden w Warszawie, że rezultaty w wymiarze geopolitycznym są odwrotne od tych, których Kreml się spodziewał - mówi dziennikarz i reporter wojenny Zbigniew Parafianowicz, autor książki "Śniadanie pachnie trupem. Ukraina na wojnie".

Tomasz Kopański: Jak po ponad roku przebiega wojna na Ukrainie? Na czym obecnie najbardziej skupia się strona rosyjska?

Zbigniew Parafianowicz: - Władimir Putin tej wojny w oczywisty sposób nie wygrał. Ale nie wygrała jej też jeszcze Ukraina, która została pozbawiona dostępu do Morza Azowskiego i ma ograniczony dostęp do Morza Czarnego. Niebawem upływają terminy porozumień, które wynegocjowano w marcu ubiegłego roku w sprawie transportu zboża przez ukraińskie porty czarnomorskie. Najpewniej Rosja znowu wykorzysta rozmowy wokół tych porozumień do tego, żeby na Ukrainę naciskać. Ukraińcy po tym, jak nie pozwolili rosyjskim oddziałom przezimować w Bachmucie, wycofują się z tego miasta.

DEON.PL POLECA

Wojna jest daleka od rozstrzygnięcia. Po roku kluczowe jest jednak to, że Ukraina nadal funkcjonuje jako państwo. I to nieźle funkcjonuje, jak na skalę bombardowań czy zamęczania przez stronę rosyjską. Dla Zachodu ważne jest natomiast to, że został zdekonstruowany mit drugiej armii świata. Ukraina zatrzymała hazard dyplomatyczny, który światu oferował Putin. Ważne jest też to, o czym mówił Joe Biden w Warszawie, że rezultaty w wymiarze geopolitycznym są odwrotne od tych, których Kreml się spodziewał. On chciał finlandyzacji NATO, a ma Finlandię w NATO. To, co powiedział Biden zamyka w zgrabnej tezie całą porażkę Rosji w wymiarze geopolitycznym. Ale to, jak wojna się potoczy dalej jest sprawą otwartą.

Niedawno Chiny przedstawiły 12 punktowy „plan pokojowy” dla Ukrainy. Może także dojść do spotkania Xi Jinpinga z Putinem. Dlaczego Chiny nagle zaczęły angażować się w tę wojnę?

- To jest wieloaspektowa gra z ich strony. Chiny stosują to, co w doktrynie kryminalnej czy też rosyjskich służb specjalnych określa się mianem podejścia pakietowego. Z jednej strony Pekin przedstawia ofertę bliżej niesprecyzowanego planu pokojowego, zaś z drugiej strony wysyła sygnał, że może Rosję dozbrajać.

Chinom nie zależy na całkowitej porażce Rosji. Nie zależy im także na zwycięstwie Rosji, żeby nie mogła odnowić roli hegemona w byłym ZSRR. Byłe ZSRR to nie tylko Ukraina i Białoruś, ale też Uzbekistan, Tadżykistan, Kirgistan, Turkmenistan. Czyli wszystkie te państwa, którymi Chiny też się interesują i patrzą na nie jako na swoje strefy wpływów.

Przypomnijmy, że w XVIII-wiecznej doktrynie chińskiej wszystko, co znajdowało się poza granicami Chin właściwych było traktowane jako lenno. Wówczas definiowano w ten sposób również tereny nieodkryte, nieznane. W tym współczesnym wydaniu Chiny postrzegają byłe ZSRR jako teren, w którym mogą realizować własne interesy. Nie są zainteresowane tym, żeby Putin tę wojnę wygrał i potwierdził swoją hegemonię. Traktują Rosję jako „junior-partnera”, którego można wysysać na różne sposoby np. z tanich surowców, czy w ramach kooperacji wojskowej. Relacja chińsko-rosyjska jest bardzo specyficzna.

Niemniej jednak Chiny będą próbowały doprowadzić do tego, żeby sytuacja na froncie nie przechyliła się zbytnio na korzyść Ukrainy.

Z jednej strony Chiny wchodzą do gry z planem pokojowym, który ma pokazać, że są gotowe do dialogu, a z drugiej strony cicha współpraca z Rosją jest groźbą pokazującą, że „Jeśli nie będziecie z nami rozmawiać, to możemy podjąć inne kroki i zrobić wam krzywdę”. Pytanie brzmi, na ile to jest w ogóle realne i na ile Chiny nie są fikcją, tak samo jak kłamstwem jest Rosja.

Przy okazji wizyty Joe Bidena w Polsce słychać było głosy, że wojna na Ukrainie toczy się tak naprawdę między USA a Rosją. Czy to prawda? Nie jest to wyolbrzymione stwierdzenie?

- Ameryka z pewnością nie chciałaby wchodzić w ten konflikt. Ma swoje tematy na Pacyfiku. Teza o tym, że jest to wojna USA z Rosją, jest bardzo popularna w rosyjskiej propagandzie i nie należy w tę narrację wierzyć. Stany Zjednoczone i świat Zachodu są na wojnie. Ale po to by wspierać prawo międzynarodowe i zasady polegające na tym, że nie można najechać suwerennego państwa, pozbawić go niepodległości lub próbować podejmować za te państwo decyzji. Jens Stoltenberg (sekretarz generalny NATO – przyp. red.) mówił podczas niedawnej wizyty w Helsinkach, że Rosja nie ma prawa weta w kwestii przystąpienia Ukrainy do NATO. Kreml chciałby takie prawo mieć.

To nie jest wojna, w której USA chcą zdominować Rosję, narzucić jej jakąś wolę, wejść w jej obszar i zacząć mówić jej językiem, czyli językiem stref wpływów. To jest po prostu obrona pewnych zasad, wojna o podstawowe reguły prawa międzynarodowego, jak obrona suwerenności niezależnego państwa, które ma prawo do określenia swojej przyszłości.

Przez ponad rok trwania wojny Polska wyrosła na jednego z liderów pod względem pomocy Ukrainie. Bardzo mocno angażuje się w konflikt. Dlaczego tak samo nie postępują państwa zachodnie, np. Niemcy? Jaki mają cel w tej wojnie?

- Ich rola jest rozczarowująca. Szczególnie jeżeli chodzi o ostatnie doniesienia dotyczące tego, że Francuzi i Niemcy proponują Ukrainie rozmowy za wszelką cenę. Po roku wojny te obydwa państwa nie zrozumiały, że składając tego typu propozycje mogą skuteczniej „zdenazyfikować” Ukrainę, że odwołam się do pojęć stosowanych przez Putina w odniesieniu do zmiany władzy w Kijowie - niż Rosja.

Jeżeli Zełenski zgodzi się na rozmowy, w których będą istotne koncesje terytorialne, to zostanie zmieciony przez bunt ludowy na Ukrainie. On doskonale o tym wie. Ma słuch społeczny i wie jakie emocje społeczne dominują. Prezydent Ukrainy rozumie, że po roku wojny wchodzenie w układy z Putinem, w których walutą przetargową jest terytorium, będzie oznaczało utratę przez niego władzy. Jest to dla niego ogromne zagrożenie, prawdopodobnie większe niż armia rosyjska.

Szczególnie niepokojąca jest rola Niemiec, które ciągle siedzą okrakiem na płocie. W nowym świecie, który kształtuje się w tej wojnie pewne role są określone dość jednoznacznie. Jest grupa państw wspierających zasady ładu międzynarodowego opartego na prawie międzynarodowym. W tej grupie jest Polska, kraje bałtyckie, Anglosasi. Po przeciwnej stronie są Niemcy, którzy zakładają, że trzeba współpracować Chinami i rozmawiać z Rosją. Niemcy nie porzuciły swojego modelu rozwojowego w oparciu o współpracę z Chinami. W przypadku takiej współpracy powtarzają ten sam błąd, który popełniły współpracując z Rosją w energetyce. Uzależniły się od tanich rosyjskich surowców energetycznych i dawały czas by Kreml mógł przygotować się do wojny.

Nie wierzę w ewolucję stanowiska niemieckiego. Mam wrażenie, że jest to państwo, które zawsze będzie prowadziło podwójne, potrójne gry. Najpierw na szczycie Sojuszu w Bukareszcie w 2008 nie zgodziły się na rozpoczęcie akcesji Gruzji i Ukrainy do NATO. Później, po 2014 r. - rozmowami w formacie normandzkim - legalizowały to, co Putin uzyskał anektując Krym i wywołując separatyzm na Donbasie. W obydwu przypadkach dawały czas Kremlowi na przygotowania do kolejnych faz podboju. I teraz też, nie wyciągając wniosków z przeszłości chcą zamrożenia konfliktu, który po takim ruchu za kilka lat wybuchnie z nową siłą.

Niemcy nie mają problemu z tym, że takie państwa jak Ukraina, Gruzja czy Mołdawia mogą pozostać państwami półupadłymi i mieć na swoim terytorium pakiet kontrolny Rosji w postaci separatystów czy ugrupowań prokremlowskich. W trakcie wojny w Gruzji w 2008 roku prezydencję w UE sprawowała Francja. Jej prezydent Nicolas Sarkozy pojechał wówczas do Tbilisi z namaszczeniem Angeli Merkel. W imieniu UE, czytaj Berlina i Paryża bo Polska na przykład była przeciw - przywiózł plan pokojowy, który napisał… Siergiej Ławrow. To nie był plan napisany przez prezydencję unijną. Sarkozy zawiózł tak naprawdę warunki kapitulacji przygotowane przez Ławrowa.

Jak rozumiem, dzisiaj oferując Zełenskiemu rozmowy, Niemcy i Francja grają dokładnie w to samo. Mimo że wprost nie mówią, iż reprezentują interes Kremla, to w rzeczywistości tak robią. Nie trzeba być rosyjskim agentem, żeby realizować interesy rosyjskie. Wystarczy, że prowadzi się politykę, która jest korzystna z punktu widzenia Moskwy. A taką polityką jest negocjowanie porozumienia i handlowanie terytorium Ukrainy oraz dawanie czasu Putinowi, żeby przygotował się do ewentualnej kontrofensywy.

Pojawiła się teza, że brytyjski premier także bierze udział w grze polegającej na handlowaniu terytorium ukraińskim. Z tym, że Rishi Sunak oferuje mechanizm, który miałby polegać na niewchodzeniu Ukrainy do NATO, ale zbrojenie jej w sposób systemowy tak skutecznie, aby mogła się sama obronić w razie przyszłej agresji. Jest to bardzo ryzykowne. Przez rok, półtorej, kiedy Zachód będzie dalej pamiętał traumę wojny ukraińsko-rosyjskiej, będzie zbroił Ukrainę, ale za pięć lat przestanie to robić. Nie ma gwarancji, że te dostawy będą trwałe. Po pięciu latach odbudowany Putin uderzy jeszcze raz. Dawanie czasu jest błędem. Rozstrzygnięcie wojny na Ukrainie powinno polegać na jej jednoznacznym zwycięstwie lub przynajmniej odbiciu terenów do linii sprzed 24 lutego 2022 roku.

Putin nie spełnia obietnic dotyczących Ukrainy, które dał swoim rodakom. W niedawnym, nudnym orędziu nie powiedział nic nowego, zaskakującego. Czy Rosjanie w dalszym ciągu wierzą Putinowi?

- Nie wiem, w co wierzą Rosjanie. To pytanie do psychiatry. Natomiast faktycznie kiedy prześledzimy narrację Putina, retorykę występującą w obozie władzy, jest ona mało kreatywna. Nie pojawia się zbyt wiele nowych tropów, nowych tez, celów, wyzwań. Tematy, które wrzuca Putin są już przechodzone.

Włodzimierz Bączkowski (polski dziennikarz i sowietolog – przyp. red.) sformułował niegdyś tezę, że Zachód chciał się karmić wizją, iż Rosja sowiecka za chwilę upadnie albo zmieni się władza na mniej opresyjną. To są wizje naiwne. Nawet jeśli władza w Rosji się zmieni, to prawdopodobnie na gorsze.

Bączkowski zastanawia się, jak należy definiować Rosję? Stawia tezę, że jest pełna ciągłość pomiędzy tyranią budowaną przez carat i sowietów. To w rzeczy samej i dziś cywilizacja opryczno-NKWDowska.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.
Zbigniew Parafianowicz

Pierwszy reportaż z wojny w Ukrainie

„Operacja specjalna” miała skończyć się po trzech dniach – rozpadem ukraińskiego państwa i marionetkowym rządem w Kijowie. Trwa jednak do dziś. Codziennie relacjonują ją gazety i portale internetowe. Ale...

Skomentuj artykuł

Parafianowicz: Wojna jest daleka od rozstrzygnięcia. Kluczowe jest jednak to, że Ukraina nadal funkcjonuje jako państwo
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.