Piękna piłka jest Hiszpanką

(fot. EPA/Arne Dedert)
Piotr Żyłka / DEON.pl

Hiszpania wygrała w półfinale z Niemcami i zagra o historyczne zwycięstwo w Mistrzostwach Świata. Dlaczego La Roja gra tak pięknie? Jak doszło do odrodzenia Niemiec? Czy istnieje jakakolwiek nadzieja dla polskiej piłki?

Hiszpania gra futbol przepiękny. Premiera Division z FC Barceloną i Realem Madryt na czele jest jedną z najciekawszych i najbardziej emocjonujących lig na świecie, a piłkarzy takich jak Iniesta, Xavi, Puyol, Villa, Fabregas czy Torres chciałby mieć w swoim klubie każdy trener na świecie.

W ciągu ostatnich trzech lat kibice piłki kopanej byli świadkami spektakularnych sukcesów piłkarzy z Półwyspu Iberyjskiego - najpierw reprezentacja zdobyła Mistrzostwo Europy, nie dając szans przeciwnikom na boiskach w Austrii i Szwajcarii, potem piłkarski świat zachwyciła Barcelona, wygrywając w jednym sezonie wszystko, co było do wygrania (6 trofeów, w tym zwycięstwo w Lidze Mistrzów i Klubowych Mistrzostwach Świata), a teraz Hiszpanie są w finale mundialu i w niedzielę po raz pierwszy w historii powalczą o wymarzony Puchar Świata.

Gdzie tkwi tajemnica sukcesów hiszpańskiej piłki? Wiele mówi się o latynoskim temperamencie, szczęściu do dużej ilości młodych talentów oraz o ogromnych pieniądzach pompowanych przez sponsorów w kluby Premiera Division. To jednak tylko część prawdy.

Skąd się biorą prawdziwe gwiazdy?

Matka sukcesu ma na imię La Masia. Ta katalońska szkółka FC Barcelony jest kwintesencją wszystkiego, co w hiszpańskiej piłce najlepsze. Co piąty jej wychowanek zostaje graczem wysokiej klasy. Dlaczego akurat ich szkolenie jest tak skuteczne? Na „produkowanie” piłkarskich gwiazd składa się ogromna ilość szczegółów i szczególików, a każdy z nich musi zostać doprowadzony do perfekcji.

Młodzi chłopcy, którzy trafiają do tej swoistej „fabryki gwiazd”, od samego początku mają wpajaną filozofię perfekcjonizmu. Przyszłe gwiazdy światowego futbolu mają rozwijać się kompleksowo. Jeżeli trener widzi, że zawodnik bardzo dobrze gra prawą nogą, a lewą radzi sobie słabiej, tworzy dla niego indywidualny plan treningowy, mający na celu dalszy rozwój talentu, z równoczesną korekcją słabszych stron młodego piłkarza. Od najwcześniejszych zajęć wpaja się im podstawowe cele, jakie Barcelona stawia sobie w każdym meczu. Po pierwsze, próbować zwyciężyć, grając ciekawy, ładny futbol. Po drugie, próbować zwyciężyć bez niesportowych zachowań.

W stolicy Katalonii wiedzą, że piłkarz nie tylko gra nogami, ale również głową - musi myśleć i być kreatywny. Dlatego bardzo dużą wagę przykłada się do edukacji. Władze szkółki piłkarskiej ściśle współpracują ze szkołą, w której uczą się jej wychowankowie. Pilnie śledzone są ich postępy, kontrolowane są i wyniki w nauce, i zachowanie. Sposób na motywowanie młodzieży jest bardzo prosty. Jeżeli ktoś nie chce się uczyć, albo narozrabia, dostaje szlaban na treningi. Ma wiedzieć, że jeśli się nie poprawi, nie będzie grał. Chłopcy nie wyobrażają sobie surowszej kary.

Szkółka w Barcelonie nie jest oczywiście jedyną w Hiszpanii. Podobne działają prężnie na terenie całego kraju. O ich efektywności świadczą nie tylko sukcesy reprezentacji i klubów hiszpańskich na arenie międzynarodowej, ale również ilość wychowanków ze szkółek grających później w pierwszej drużynie danego klubu. Według FIFA, która sklasyfikowała kluby z całego świata, biorąc pod uwagę odsetek wychowanków wystawianych w oficjalnych meczach, wśród 10 najlepszych drużyn, aż 5 to ekipy hiszpańskie.

Hiszpańskie odrodzenie Niemiec

10 lat temu piłkarska reprezentacja Niemiec była w opłakanym stanie. Doszło do tego, że w 1998 roku żaden trener nie miał ochoty z nią pracować. Najgorsze było jednak przed nimi. Finał Euro 2000 był dla naszych zachodnich sąsiadów totalną klęską. Nie wyszli z grupy, strzelili jednego gola, tracąc 5, zdobyli zaledwie jeden punkt wymęczony w remisie z Rumunią. Przegrali z Anglią, a na koniec zostali rozbici przez Portugalię 3:0.

Minęła dekada i Niemcy są nie do poznania. W RPA zdemolowali reprezentacje Anglii i Argentyny (odpowiednio 4:1 i 4:0) i przy odrobinie szczęścia mogli wczoraj wygrać z Hiszpanią. Co więcej, po raz pierwszy od wielu lat grają naprawdę ładnie. Płynne akcje, szybkie wymiany piłek i zabójcze kontrataki to nowe znaki rozpoznawcze reprezentacji, o której do niedawna kibice z całego świata mówili z dużą niechęcią, mając na myśli ich brzydki dla oka, defensywny i toporny styl gry.

Jak doszło do tej niewiarygodnej przemiany? Niemcy po porażce we wspomnianych Mistrzostwach Europy, wiedząc, że są już bardzo blisko dna, postanowili podjąć radykalne działania. Wybrali hiszpańską drogę. Obecni gracze reprezentacji, w przytłaczającej większości są wychowankami sieci szkółek piłkarskich stworzonych na wzór tej z Katalonii. Dziś w Niemczech działa blisko 30 takich szkół, do tego jest prawie 50 centrów treningowych i ponad 300 punktów konsultacyjnych, nad którymi patronat sprawuje niemiecki związek piłkarski (DFB).

Związek wydał na wdrożenie nowego programu ponad 100 mln euro i wymusił na klubach Bundesligi utworzenie profesjonalnych ośrodków szkolenia młodzieży. Na efekty nie trzeba było długo czekać. Z zawodników, którzy grają dla Niemiec w RPA, przez szkółki utworzone przez związek i kluby przeszli m.in. Manuel Neuer, Per Mertesacker, Toni Kroos, Mesut Oezil, Serdar Tasci, Jerome Boateng, Dennis Aogo, Philipp Lahm, Bastian Schweinsteiger, Thomas Mueller i Sami Khedira. Jeśli dodamy do tego trenera Joachima Lewa, który przyznaje się do fascynacji hiszpańskim futbolem (już jako początkujący szkoleniowiec jeździł do Barcelony podglądać, jak funkcjonuje kataloński klub), możemy śmiało stwierdzić, iż mamy dziś do czynienia ze swoistym hiszpańskim odrodzeniem niemieckiej piłki.

Co z tą Polską?

Czy nasza rodzima piłka ma szanse na równie spektakularne odrodzenie? W tej chwili wydaje się to mało prawdopodobne. To, że nasz system szkolenia młodzieży jest w fatalnym stanie, a w zasadzie nie istnieje, wiedzą wszyscy od kilkunastu lat. Niestety żadne poważne kroki nie są podejmowane. Z roku na rok piłkarski świat rozwija się coraz bardziej, a my stoimy w miejscu.

Wielkie nadzieje pokładano w Euro 2012. Jednak budowa nowych stadionów czy też rządowy program Orlik to zdecydowanie za mało. Wychodzenie z założenia, że zbudujemy kilka pięknych aren oraz sieć boisk dla młodzieży i wszystko będzie dobrze doprowadzi nas donikąd. No bo cóż z tego, że będzie gdzie kopać piłkę, jeśli nikt młodym chłopakom nie pokaże, jak należy to robić.

Bez stworzenia systemu szkoleniowego z prawdziwego zdarzenia nie mamy nawet co marzyć o powrocie polskiej piłki do czasów swojej świetności. Oczywiście można działać tak, jak teraz robi to Franciszek Smuda – szukać piłkarzy z polskim pochodzeniem wyszkolonych w innych krajach, ale w ten sposób poza ewentualnym doraźnym sukcesem nic nie osiągniemy.

W Polsce z pewnością jest wiele nieodkrytych lub nieoszlifowanych piłkarskich talentów, ale jeśli w polskiej piłce nic się nie zmieni, pozostaną oni wiecznie nieodkryci i nieoszlifowani. No chyba, że będą mieli szczęście - w dzieciństwie wyjadą na zachód i trafią do normalnie prowadzonego klubu tak, jak Podolski czy Klose. Aż strach pomyśleć jak i gdzie graliby dziś „polscy Niemcy”, gdyby przyszłoby im nabierać szlifów w naszym kraju. Byłby to Górnik Zabrze, a może GKS Katowice?

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Piękna piłka jest Hiszpanką
Komentarze (2)
M
Marek
9 lipca 2010, 09:52
Wiara, że system uleczy wszystkie bolączki naszej piłki jest tyleż piękna, co naiwna. Podstawą jest baza i ludzie. Nie chodzi o boiska, zaplecze, szatnie, kadrę dla ligowców, ale dla młodzieży. To się powoli zmienia, lecz jeszcze długo nie będzie odpowiadać potrzebom. I nic dziwnego - trzeba czasu, a z pewnością sukcesy polskiego piłkarstwa nie są priorytetem dla nas jako społeczeństwa. Tym bardziej, że zainteresowanie sportem jest u nas okazjonalne - czekamy od jednej wielkiej imprezy do następnej imprezy, przy okazji w szybkim tempie stając się ekspertami od każdego sportu, w którym Polacy zaczynają odnosić sukcesy. Ten słomiany zapał i słomiane narzekanie ad hoc ściśle wiąże się z zagadnieniem drugim: ludźmi. U nas sportem młodzieżowym zajmują się dziadki, które już wypadły z głównego nurtu, albo młodzi trenerzy, którzy dopiero zaczynają przygodę. Nie ma pieniędzy, ale nie ma też chwały - w Hiszpanii, Niemczech, Stanach Zjednoczonych - wszędzie mecze dzieciaków oglądają tłumy. U nas pies z kulawą nogą. I to się nie zmieni, bo jako naród wolimy siedzieć z puszką piwa przed telewizorem, mądrząc się na komentatorów i sportowców, niż sami zająć się uprawianiem sportu. Nie brak systemu - ale nasze lenistwo sprawia, że jest jak jest. A ponadto mecz był przedwczoraj.
KA
kibic amator
8 lipca 2010, 16:40
  Bardzo ciekawy , "trzeżwo"  napisany artykuł.  Zwłaszcza  ostatni akapit  daje do myślenia .  Po co jest  PZPN?