Pływak Leszek Naziemiec po pokonaniu 250 km rzeką Jukon: dotknąłem czegoś pierwotnego
250 km wpław rzeką Jukon na Alasce pokonał w pięć dni specjalizujący się w lodowym pływaniu Leszek Naziemiec. - Chciałem się sprawdzić, dotknąłem czegoś pierwotnego, co utraciliśmy. Kontakt z naturą nienaznaczoną przez człowieka był niesamowitym uczuciem - powiedział PAP pływak.
Naziemiec "uzbrojony" tylko w czepek, kąpielówki i okulary pokonał odcinek między wioskami Eagle i Circle. Nikt wcześniej nie zdecydował się na długodystansowe pływanie w Jukonie.
- O długości odcinka zadecydowała… Alaska. Po prostu tam jest bardzo trudno dotrzeć do rzeki, bo rzadko są odpowiednie drogi. Innej możliwości wyznaczenia trasy po prostu nie było - wyjaśnił ze śmiechem.
Przyznał, że eskapada była trudna organizacyjnie.
- Myślałem o niej od 2017 roku. Początkowo zrezygnowałem, obawiałem się, że nie ogarnę tego wszystkiego i zamiast Alaski postanowiłem pływać w syberyjskiej Lenie. Tyle, że najpierw była pandemia koronawirusa i nie dostałem rosyjskiej wizy, a potem wybuchła wojna w Ukrainie. W efekcie wróciłem do pierwotnego pomysłu i udało się go zrealizować - stwierdził Naziemiec.
Zaznaczył, że podzielił dystans na pięć dni, bo tak nauczyło go doświadczenie nabyte podczas pokonania Wisły.
- Płynąłem z prądem, średnio na godzinę wychodziło po 7 km. Siłą ramion na długim dystansie pokonuję zwykle po 3 km, pozostałe 4 dawał prąd. Tyle, że czasem trzeba było wykonać sprinty w poprzek rzeki, by dostać się do odpowiedniej odnogi, albo na brzeg. Zdarzały się też zatoki pozbawione prądu, albo odcinki z 'cofką'" - wspominał pływak.
Codziennie spędzał w wodzie niemal 12 godzin z trzema krótkimi przerwami. Towarzyszyła mu - na dwóch łodziach - czteroosobowa ekipa, w tym ratownik medyczny.
- Nocowaliśmy w namiotach rozbitych na wyspach. Chodziło o to, by zminimalizować prawdopodobieństwo spotkania niedźwiedzi. Kilka razy musieliśmy zmieniać obozowisko, bo trafiliśmy na ich świeże ślady - powiedział.
Uczestnicy wyprawy nie mieli broni palnej.
- Mówiono nam, że bez wprawy w posługiwaniu się nią, to możemy zranić zwierzę, a to nie byłby dobry pomysł. Zaopatrzyliśmy się w gaz odstraszający niedźwiedzie i trenowaliśmy zachowanie podczas ewentualnego spotkania z nimi. Jedzenie pakowaliśmy w szczelne pojemniki i trzymaliśmy daleko od namiotu - stwierdził pochodzący z Górnego Śląska Naziemiec.
Nie ukrywał, że wygląd Jukonu na starcie nieco go przeraził.
- W wodzie było mnóstwo osadów. Wystraszyłem się, że nie da się w nich pływać. Niepotrzebnie, bo okazało się, iż woda miała dobry zapach i smak. Po prostu taka jest uroda rzeki i trzeba ją zaakceptować - zaznaczył.
Podkreślił, że pierwsze dwa dni przyniosły oszołomienie wielkością Jukonu.
- Potem się przyzwyczaiłem, pojawiło się natomiast narastające zmęczenie i chłód, szczególnie rano. "Przereklamowane" okazały się komary, przed którymi nas przestrzegano. Były, ale nie gryzły tak, jak mówiono - stwierdził.
Woda w rzece miała kilkanaście stopni, w nocy temperatura powietrza spadała do 10-11. Naziemiec w pierwszych dwóch dniach pokonał ponad 120 km.
- Liczyłem po 50 km na dzień, ale dobrze, że na początku nadrobiłem dystans, bo pod koniec byłem już wyczerpany. Chciałem popłynąć nie tylko turystycznie, ale i sportowo. Nikt wcześniej takiego wyzwania się nie podjął. Kilka lat wcześniej Kanadyjczyk na bodyboardzie (desce), ubrany w kombinezon i płetwy pokonał całą rzekę (ponad 3 tys. km) - zaznaczył pływak.
Przyznał, że chciał przeżyć na Alasce przygodę.
- Marzyłem o zobaczeniu ogromnej rzeki. Pokonanie Wisły dało pewne doświadczenie, chciałem się sprawdzić. Bardzo ważny był też kontakt z naturą niedotkniętą przez człowieka. To niesamowite uczucie, kiedy przez wiele dni po horyzont nie widać śladów działalności ludzkiej. Wyglądało to tak, jak po wybuchu bomby atomowej. Moim marzeniem jest, aby w Polsce też były tak czyste rzeki, niezdewastowane ingerencją ludzi. Dotknąłem czegoś pierwotnego, czegoś, co utraciliśmy - wyjaśnił.
Cała wyprawa trwała 17 dni. Polacy wprowadzili w zdumienie mieszkańców obu miejscowości (liczących po kilkadziesiąt osób) nad rzeką.
- Byli zaskoczeni. W Eagle mniej, bo tam byliśmy krótko, ale w Circle, zamieszkałym przez rdzenną ludność Alaski, dziwili się bardzo. Przyjęli nas bardzo ciepło, karmili, nasza inicjatywa bardzo im się podobała. Będę wodzom wysyłał zdjęcia i podziękowania. To ludzie polujący na co dzień, żeby przeżyć zimę, żyjący w odcięciu, bez bieżącej wody, w bardzo trudnych warunkach. Dużym przeżyciem było samo posłuchanie ich - powiedział Naziemiec, pracujący w Kamieniu Pomorskim jako fizjoterapeuta dziecięcy.
- Udzielam też konsultacji jako psycholog, dużo pływam, no i jestem Ślązakiem na wyspie Wolin – podsumował 49-latek.
Zaznaczył, że na razie nie planuje kolejnej wyprawy.
- Muszę dokończyć budowę domu, trochę w nim posiedzieć. Jukon trudno będzie poza tym "przebić". To było coś bardzo dużego - powiedział.
W 2022 roku fizjoterapeuta i psycholog specjalizujący się w zaburzeniach rozwoju psychoruchowego u niemowląt i małych dzieci zakończył współpracę z katowicką AWF i przeprowadził się z Siemianowic Śląskich do Kołczewa na wyspie Wolin.
Wcześniej pływał m.in. w pobliżu Antarktydy i Arktyki, pokonał trudną trasę w jeziorze Titicaca, a w listopadzie 2022 - dla odmiany - przepłynął w niespełna sześć godzin 15-kilometrową trasę wzdłuż plaż Rio de Janeiro jako pierwszy człowiek spoza Brazylii.
Źródło: PAP / pk
Skomentuj artykuł