Oba marsze odbyły się w centrum miasta i miały spokojny przebieg, co wpisuje się w trwający od tygodnia spadek napięcia we wstrząsanym protestami społecznymi Hongkongu - pisze Associated Press.
Uczestnicy manifestacji przed Konsulatem USA mieli zamaskowane twarze i czarne kurtki. Trzymali transparenty z napisami: "Prezydencie Trump, niech Pan oswobodzi Hongkong!" i "Uczyńmy Hongkong znowu wielkim!", co było aluzją do hasła wyborczego Trumpa z 2016 r.". Z przenośnych głośników słychać było, jak jeden z organizatorów wiecu wykrzykiwał: "Panie Prezydencie Trump! Dziękujemy za Pański wielkoduszny podarunek dla Hongkongu. Niech Bóg błogosławi Amerykę!" - podaje Reuters.
W zamyśle organizatorów niedzielna manifestacja przed Konsulatem Stanów Zjednoczonych miała po raz kolejny wyrazić wdzięczność wobec prezydenta USA Donalda Trumpa po podpisaniu przez niego w środę dwóch ustaw dotyczących Hongkongu, przyjętych wcześniej niemal jednogłośnie przez obie izby amerykańskiego Kongresu. Jedna z tych ustaw, Hong Kong Human Rights and Democracy Act, uzależnia preferencyjny status handlowy Hongkongu od oceny jego autonomii w ramach ChRL, która ma być dokonywana co najmniej raz do roku przez Departament Stanu USA. Otwiera też drogę do nakładania na urzędników sankcji za łamanie praw człowieka.
W niedzielę we wczesnych godzinach porannych odbył się też w Hongkongu marsz na znak protestu wobec używania przez policję gazu łzawiącego. W tej pokojowej manifestacji wzięły udział rodziny z dziećmi. Manifestanci mieli ze sobą żółte balony z napisem "Nie dla gazu! Ratujmy nasze dzieci!". Kilkusetosobowa grupa przemaszerowała ulicami w centrum miasta, kierując się w stronę dzielnicy, gdzie znajdują się gmachy rządowe - relacjonuje korespondent Associated Press. W ocenie agencji Reutera w marszu wzięło udział ponad 200 osób.
Trzeci z zaplanowanych marszy odbędzie się w późnych godzinach popołudniowych w dzielnicy Tsim Sha Tsui na półwyspie Koulun, w bezpośrednim sąsiedztwie Uniwersytetu Politechnicznego (PolyU) w Hongkongu, gdzie przez ponad 2 tygodnie protestowali zabarykadowani tam prodemokratyczni demonstranci. 29 listopada siły porządkowe przerwały blokadę kampusu.
W Hongkongu od czerwca trwają masowe, antyrządowe protesty. Ich uczestnicy domagają się demokratycznych wyborów władz regionu i niezależnego śledztwa w sprawie działań policji. Popierana przez Pekin szefowa administracji Hongkongu Carrie Lam wykluczyła jednak ustępstwa.
W przeprowadzonych przed tygodniem wyborach do rad dzielnic Hongkongu obóz demokratyczny zadał druzgocącą porażkę stronnictwu prorządowemu. Zwycięstwo demokratów zostało powszechnie odebrane jako dowód na duże poparcie społeczne dla trwających protestów, mimo że w ostatnich miesiącach stawały się one coraz bardziej gwałtowne.
"Gabinet pani Carrie Lam powinien jak najszybciej zainicjować znaczący, obejmujący wszystkie siły społeczne dialog polityczny i potraktować to jako absolutny priorytet - zasugerowała Wysoka Komisarz Narodów Zjednoczonych ds. Praw Człowieka Michelle Bachelet w artykule opublikowanym w niedzielę na łamach wychodzącej w Hongkongu gazety "South China Morning Post". Komisarz narodów Zjednoczonych zaapelowała też o przeprowadzenie niezależnego, bezstronnego dochodzenia ws. użycia siły przez policję w trakcie tłumieniach zamieszek w Hongkongu.
Władze w Pekinie uznały komentarze Michelle Bachelet "za niewłaściwe i niczym nieuzasadnione", oskarżając przy okazji Wysoką Komisarz o mieszanie się w wewnętrzne sprawy Chin.
Skomentuj artykuł