Powrót do korzeni

(fot. European Parliament/flickr.com)

Jeden ze znajomych księży powtarzał często: "życie to nie gramatyka, tu nie ma przypadków". I chyba rzeczywiście nie jest przypadkiem, że właśnie 8 grudnia, w uroczystość Niepokalanego Poczęcia podpisano w Białowieży układ rozwiązujący ZSRR (1991). Powracają w myślach słowa drugiej tajemnicy fatimskiej: "Rosja rozsieje swoje błędy na cały świat… Ale w końcu moje Serce Niepokalane zatriumfuje."

Trzydzieści sześć lat wcześniej, również w uroczystość Niepokalanego Poczęcia, przyjęto oficjalnie flagę europejską (najpierw jako flagę Rady Europy, dziś także Unii Europejskiej). Choć dzisiaj, omawiając symbolikę flagi, wątek religijny najczęściej się pomija, faktem jest jednak umieszczony na niej "wieniec z gwiazd dwunastu" - znak Niewiasty z Apokalipsy, o którym mówi dzisiejsza liturgia. Do takiej, religijnej inspiracji przyznawał się otwarcie także Arsène Hertz, autor projektu flagi.

Otwarte pozostaje pytanie, czy ta symbolika ma jeszcze dziś jakieś znaczenie, czy Europa jest jeszcze zdolna do tego, by budować (a może ratować) swą przyszłość, czerpiąc z chrześcijańskiego dziedzictwa, z jego kulturą i systemem wartości? Jesteśmy świadkami największej od lat dyskusji o Europie. Toczy się debata, jak ratować strefę euro, jak Europa ma sobie poradzić na globalnym rynku, a oliwy do ognia dolał swym wystąpieniem w Berlinie minister Sikorski.

Niestety, dyskusja - z pewnością bardzo potrzebna - zredukowana została wyłącznie do wąsko pojmowanego wymiaru ekonomicznego i politycznego, nie towarzyszy jej refleksja nad najgłębszymi źródłami kryzysu. Głos Kościoła, iż nie będzie prawdziwej jedności Europy, dopóki nie zawiąże się wspólnoty ducha, pozostaje głosem wołającego na puszczy.

DEON.PL POLECA


Arcybiskup Gądecki w liście na minioną niedzielę napisał, że głównym źródłem kryzysu dzisiejszej Europy jest negowanie wartości chrześcijańskich, relatywizacja praw człowieka oraz lekceważenie celów demokracji. Nie jest to jakaś oryginalna diagnoza wiceprzewodniczącego Episkopatu, ale teza, którą odnajdujemy zarówno w wypowiedziach Jana Pawła II, jak i obecnego papieża, także w okresie przedpontyfikalnym. Wydaje się, że w czasie zintensyfikowanej dyskusji o Europie, w sytuacji, w której nikt już nie kwestionuje jej głębokiego kryzysu ekonomicznego i politycznego, a niedługo najprawdopodobniej także społecznego, przywódcy Europy powinni i w ten głos się wsłuchać, i go rozważyć.

Zapewne warto byłoby przynajmniej włączyć do dyskusji nad przyszłością Europy wizję jej ojców założycieli: Adenauera, de Gasperiego, Schumana, którzy tworzyli projekt zjednoczonej Europy jako wspólnoty politycznej i ekonomicznej, ale bardzo mocno opartej na chrześcijańskich wartościach i zasadach etyczno-społecznych. Niestety, głosy takie nie mogą się przebić ani do debat polityków (może z wyjątkiem węgierskiej prezydencji), ani do dyskusji w mediach głównego nurtu, gdzie wciąż zdaje się dominować fałszywa teza, iż tym bardziej jesteśmy europejscy, im bardziej odchodzimy od chrześcijańskiej tożsamości.

Teza ta ilustruje zjawisko, które kard. Ratzinger określił mianem "nienawiści Europy do samej siebie, co jest zjawiskiem dziwnym i co można uznać za przejaw patologii. Europa usiłuje w godny pochwały sposób otwierać się z pełnym zrozumieniem ku wartościom zewnętrznym, ale już nie lubi sama siebie".

Te dziwne i niebezpieczne tendencje nie mogą nas zniechęcać, lecz powinny mobilizować do dawania chrześcijańskiego świadectwa, do zmagania się na miarę naszych możliwości o duszę Europy i duszę Ojczyzny. Spróbujmy sami wyraźniej to dostrzec i innym ukazywać naszym słowem i życiem, że chrześcijaństwo ze swoim orędziem wielkiej godności każdego człowieka, będącego żywym obrazem Boga, nieskończenie przez Niego umiłowanym; z całym humanistycznym systemem wartości, chroniącym tę godność i dającym sprawdzoną podstawę życiu społecznemu, jest Europie potrzebne.

Dlatego, jak stwierdza papież Benedykt "chrześcijanie mogą wziąć dziś na siebie z pokorą i dumą radosne głoszenie wiary, bez której istnienie ludzkie nie przetrwa długo. W tym obowiązku głoszenia godności człowieka i poszanowania życia (...) będą oni prawdopodobnie wyśmiani i znienawidzeni, ale świat nie mógłby bez nich żyć". Bez tego chrześcijańskiego orędzia, bez powrotu do chrześcijańskich korzeni, także Europa nie będzie mogła żyć. Tylko chrześcijaństwo, dalekie od zwietrzałej soli, żywe, autentyczne, odważne, obecne w życiu osobistym i publicznym, może uratować Europę przed spełnieniem się prognozy Oswalda Spenglera, który twierdzi, iż kulturowo Europa nieubłaganie zmierza ku swej śmierci.

Może faktycznie życie to nie gramatyka i nie rządzą nim przypadki. Może nie jest przypadkiem, że szczyt Unii Europejskiej w wyjątkowo trudnej sytuacji odbywa się znów 8 grudnia. Może. Natomiast na pewno trzeba brać do ręki różaniec i modlić się za Europę nie tylko w Uroczystość Niepokalanego Poczęcia.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Powrót do korzeni
Komentarze (3)
K
katolik
8 grudnia 2011, 14:17
Posoborowy "Kościół" postępuje dokładnioe odwrotnie niż Kościół katolicki. Kościół Katolicki, Kościół wojujący przestał istnieć wraz ze śmiercią papieża Piusa XII, ostatniego katolickiego papieża, jednak walka z piekłem nie ustała i trwać będzie do końca świata. Niebo to nie to samo co piekło!
M
MJ
8 grudnia 2011, 12:26
Modlę się codziennie na Różańcu o Tryumf Niepokalanego Serca Najświętszej Maryi Panny nad wszystkimi herezjami, jakimi przesiąknięty jest posoborowy Kościół. Zwycięstwo Maryi jest pewne. Święta Matka Kościół ma miejsce również i dla takich katolików. Co do Maryi, ona zwycięża ale w swoim synu, Chrystusie. Twój sposób przedstawiania kwesti herezji wzbudza we mnie obawę iż stawiasz siebie w pozycji oskarżyciela, wydajesz wyrok potępiajacy i w swojej wyższości depczesz słabych. Być może wyolbrzymiam, niestety dobór słów to mi sugeruje. PAX
K
katolik
8 grudnia 2011, 10:51
Modlę się codziennie na Różańcu o Tryumf Niepokalanego Serca Najświętszej Maryi Panny nad wszystkimi herezjami, jakimi przesiąknięty jest posoborowy Kościół. Zwycięstwo Maryi jest pewne.