Prof. Filip Musiał: Każde źródło historyczne musi być poddawane weryfikacji

Zdjęcie ilustracyjne. Fot. C M / Unsplash

- To, że mamy do czynienia co do zasady z wiarygodnym źródłem archiwalnym, nie oznacza, że każda znajdująca się w tym zasobie informacja jest informacją wiarygodną - mówi w rozmowie z DEON.pl prof. dr hab. Filip Musiał, historyk i politolog, dyrektor Muzeum Żołnierzy Wyklętych i Więźniów Politycznych PRL w Warszawie oraz dyrektor Oddziału Instytutu Pamięci Narodowej w Krakowie.

Piotr Kosiarski: Czy archiwa z okresu Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej można traktować jako wiarygodne źródła historyczne?

Prof. dr hab. Filip Musiał: Akta urzędu, a później służby bezpieczeństwa, tak jak inne akta policyjne wykorzystywane od dekad w pracy historycznej, są co do zasady źródłami wiarygodnymi. Trzeba tylko wiedzieć, jakie pytania im zadawać. Są to źródła wiarygodne i najczęściej jedyne w zakresie informowania nas o tym, jakie relacje łączyły daną osobę z bezpieką, czy była ona figurantem, a więc osobą rozpracowywaną, czy była osobowym źródłem informacji.

Dokumenty te informują nas również w wiarygodny sposób o działaniach służby bezpieczeństwa zarówno wobec osób, które były inwigilowane czy represjonowane, jak również tych, z którymi podejmowano współpracę.

DEON.PL POLECA


Abp Grzegorz Ryś podczas spotkania z licealistami odniósł się do archiwalnego listu z czasów PRL, który rzuca fałszywe światło na Karola Wojtyłę. Zgodnie z treścią dokumentu przyszły papież miał dobrowolnie przekazać Uniwersytetowi Pedagogicznemu piętro krakowskiego seminarium. W rzeczywistości Karol Wojtyła wynegocjował, by krakowski Kościół nie musiał przekazywać władzy ludowej budynków trzech seminariów znajdujących się w Krakowie.

- Każde źródło historyczne musi być poddawane weryfikacji. To, że mamy do czynienia co do zasady z wiarygodnym źródłem archiwalnym, nie oznacza, że każda znajdująca się w tym zasobie informacja jest informacją wiarygodną. Nie ma takich zasobów archiwalnych, w których znajdowalibyśmy wyłącznie prawdziwe informacje. Możemy mieć do czynienia zarówno z sytuacją, w której dochodzi do celowego wprowadzania bezpieki w błąd, jak również z dokumentami czy donosami tajnych współpracowników, w których znajdują się nieprawdziwe czy niesprawdzone informacje. Sam dokument jest wiarygodny, natomiast nie wszystko, co w nim jest napisane, musi być prawdą. Twórca takiego dokumentu mógł się pomylić, świadomie wprowadzać odbiorcę w błąd, bądź powtarzać plotki lub pogłoski.

Jakiego typu dokumenty można znaleźć w archiwach IPN?

- W archiwach, które są spuścizną po komunistycznym aparacie represji znajdują się różne typy źródeł historycznych - od tych o charakterze administracyjnym, poprzez sprawozdawcze, po materiały służące dokumentowaniu pracy operacyjnej. Mamy więc do czynienia z kilometrami akt, a zatem olbrzymim zasobem archiwalnym. Są to zarówno akta spraw, a więc działań prowadzonych przez bezpiekę przeciwko konkretnym osobom i instytucjom, jak również akta osobowych źródeł informacji. Do tych głównych typów akt możemy dołożyć również bardzo ważne źródło historyczne, jakim jest ewidencja operacyjna informująca nas o osobach znajdujących się w przestrzeni zainteresowań operacyjnych bezpieki. W archiwach aparatu bezpieczeństwa znajdują się zarówno dokumenty, które wytworzyła służba bezpieczeństwa, jak również materiały przez nią pozyskane, a więc różnego rodzaju korespondencja lub dokumenty na przykład zagarnięte w czasie rewizji czy aresztowań, albo zdobyte w inny sposób.

Czy archiwa IPN ulegają przedawnieniu lub brakowaniu?

- Dokumenty w archiwum IPN są narodowym zasobem archiwalnym, dlatego nie podlegają brakowaniu. Co więcej, znaczna ich część jest poddawana procesowi digitalizacji. Zmierzamy do tego, by jak najwięcej akt udostępniać badaczom i dziennikarzom w postaci cyfrowej, by chronić oryginały. Często są one w złej kondycji ze względu na stan papieru. Musimy pamiętać, że w wielu przypadkach jest to papier liczący już kilka dekad.

Jak w praktyce wygląda korzystanie z archiwów? Czy dane dotyczące konkretnej osoby znajdują się w jednym miejscu?

- Biorąc pod uwagę specyfikę działania tajnych służb, jeśli mamy do czynienia z osobą, która była rozpracowywana przez bezpiekę albo osobą, która była źródłem informacji, w aktach na ich temat możemy znaleźć gros danych.

W przypadku osób rozpracowywanych informacje na ich temat będą w teczce ze skierowanymi przeciwko niej działaniami operacyjnymi, ale również na przykład w aktach paszportowych jeśli ta osoba starała się o wyjazd za granicę. Echa działalności takiej osoby odnaleźć można również w zestawieniach statystycznych, sprawozdaniach czy dokumentach administracyjnych. Mogą również znajdować się w teczkach tajnych współpracowników, czy innych osób rozpracowywanych.

Najczęściej informacje o osobach, które odgrywały w PRL-u istotną rolę, możemy znaleźć w bardzo wielu miejscach.

Kto może korzystać z materiałów archiwalnych IPN?

- Dostęp do materiałów archiwalnych mają zgodnie z ustawą przede wszystkim osoby, które były rozpracowywane przez bezpiekę albo ich zstępni. W dalszej kolejności z archiwów mogą korzystać badacze do celów naukowych oraz dziennikarze do celów wydawniczych.

Kiedyś pilot wycieczek, obecnie dziennikarz, podróżnik, bloger i obserwator świata. Od 10 lat redaktor DEON.pl. Uważa, że rzeczy materialne starzeją się i tracą na wartości, a radość z podróżowania jest ponadczasowa i bezcenna. Jego ulubionym kierunkiem jest północ, a dokładniej wszystko "w górę" od pięćdziesiątego równoleżnika. Od miast woli naturę, najlepiej oglądaną z okna pociągu. Interesuje się również historią, psychologią i duchowością. Lubi latać dronem, wędrować po górach i szukać wokół śladów obecności Boga. Prowadzi autorskiego bloga Mapa bezdroży oraz internetowy modlitewnik do św. Józefa. Można go śledzić na Instagramie.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Prof. Filip Musiał: Każde źródło historyczne musi być poddawane weryfikacji
Komentarze (1)
ME
~Marcin Es
17 marca 2023, 22:44
Załóżmy, że akta Służb są niewiarygodne, pojawia się więc pytanie, bo co je tworzyli? Żeby samych siebie wprowadzać w błąd? A może ktoś w kierownictwie wpadł na pomysł "wpisujemy nieprawdę, to za 70 lat namieszamy ludziom w głowach"?