Spowszednienie cierpienia

(fot. geezaweezer / flickr.com)

"Umiera jeden Steve Jobs i płacze cały świat. Umierają miliony i nikogo to nie obchodzi. Społeczeństwo w którym żyjemy jest nienormalne". Demagogia?

Wszyscy doskonale pamiętamy co się działo na całym świecie po ogłoszeniu informacji o śmierci Steve’a Jobsa. Nad jego odejściem ubolewali najbardziej wpływowi ludzie - prezesi potężnych firm, prezydenci i premierzy. Ze wszystkich stron docierały do nas informacje o tym, jak fani "jabłuszek" oddawali cześć zmarłemu - w samych Chinach założono prawie 35 milionów mikroblogów, poświęconych współtwórcy firmy Apple.

Jobs, Jan Paweł II i demagogia

DEON.PL POLECA

Kilka dni później, jeden z użytkowników Facebooka, umieścił na swoim profilu grafikę, która była dość mocnym komentarzem do tego co się w tym czasie działo. Z jednej strony widać na niej zdjęcie Jobsa i napis: "Jedna osoba umiera i płacze 100 milionów". Z drugiej strony zdjęcie ekstremalnie wygłodzonych afrykańskich dzieci i napis: "Milion umiera i nikt nie płacze". Całość opatrzona krótkim podsumowaniem: "Społeczeństwo w którym żyjemy jest nienormalne".

Pod spodem widniał apel: "Jeśli się z tym zgadzasz, udostępnij to na swoim profilu". Do tej pory zrobiło tak ponad 70 tysięcy osób. Ponieważ stwierdziłem, że również zgadzam się z przesłaniem autora grafiki, ja także zamieściłem ją na swojej stronie na Facebooku. Jeden z moich znajomych napisał, że uważa, iż jest to demagogia i dodatkowo stwierdził, że widział coś bardzo podobnego po śmierci Jana Pawła II (co w podtekście było sugestią, że Jobsa nie lubię i dlatego się zgadzam z przesłaniem grafiki, ale jeśli byłby na niej Papież zamiast zmarłego szefa Apple, to jako katolik, zapewne bym się oburzył).

"Nic nie możemy zrobić"

Czy próbę zwrócenia uwagi na realny problem można nazywać demagogią? Czy nie jest prawdą, że potrafimy wylewać łzy i okazywać rozpacz w sytuacjach nadzwyczajnych, takich jak śmierć kogoś wielkiego, a słysząc codziennie informacje o ludziach umierających z głodu na całym świecie albo o masowych zabójstwach dzieci nienarodzonych , potrafimy pozostać niewzruszeni? Przecież to co się działo wokół śmierci Jobsa nie jest wyjątkiem. Wydaje mi się, że nie jest też obrazą powiedzenie, że to samo dotyczyło śmierci błogosławionego Jana Pawła. Czy nie było tak, że po Jego odejściu cała Polska płakała, jednoczyła się i obiecywała poprawę, by po krótkim czasie wrócić do codzienności i o wszystkim zapomnieć? Wydaje mi się, że Papież nie miałby nic przeciwko "wykorzystaniu" Jego wizerunku w celu pokazania nam prawdy o nas.

Może faktycznie jest tak, że śmierć i w ogóle cierpienie nam trochę spowszedniało? Emocjonują nas tragiczne newsy i informacje o spektakularnych katastrofach, a wydarzenia równie przerażające, ale dziejące się "cały czas" i nie będące tak bardzo nagłośnione przez media już nas nie ruszają. Czy ktoś z nas, robi na co dzień coś, co mogłoby zapobiec tym wszystkim bezsensownym wydarzeniom? A może takie pytania też uznajemy już za demagogię, bo przecież "nic nie możemy zrobić"?

Pisząc to wszystko, nie mam na celu rozdzierania szat i oskarżania "zdemoralizowanego świata". Te pytania są skierowane do nas - katolików żyjących w Polsce. Bo to od nas, od naszych codziennych reakcji, na to co się dzieje w naszym kraju, w naszym najbliższym otoczeniu, zależy jak będzie wyglądał świat. Przecież cierpiących osób wcale nie trzeba szukać na innych kontynentach, wystarczy rozejrzeć się dookoła siebie - poszukać potrzebujących w swojej dzielnicy, czy parafii. Tylko czy nam się w ogóle chce to robić? Przecież wygodniej jest tego wszystkiego nie widzieć i ewentualnie raz na jakiś czas ubolewać nad "bezdusznością ludzkości" albo rzucić w Wielkim Poście 50 złotych do puszki "na biednych" i uważać, że pomoc potrzebującym mamy już "odfajkowaną".

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Spowszednienie cierpienia
Komentarze (8)
ZK
zamówienie książki
25 października 2011, 08:51
<a href="http://kazania.awardspace.com/zamowienie.htm">http://kazania.awardspace.com/zamowienie.htm</a>
TM
Tydzień Misyjny trwa
25 października 2011, 08:48
<a href="http://habari.ovh.org/Tydzien%20misyjny.html">http://habari.ovh.org/Tydzien%20misyjny.html</a> "Wielu pracujących np. w Tanzanii misjonarzy - sióstr i księży uważa, że pomoc powinna być kierowana przede wszystkim na oświatę, także oświatę zdrowotną, kształcenie nawyków higieny. Kraje afrykańskie (i nie tylko) są jednak ogromnie skorumpowane i oficjalna, płynąca kanałami rządowymi pomoc najczęściej grzęźnie w prywatnych kieszeniach miejscowych urzędników. Dlatego pomoc powinna być prowadzona nie przez wielkie organizacje międzynarodowe, które działają anonimowo, ale przez bezpośrednie kontakty z zainteresowanymi.     My też możemy pomóc na miarę swoich możliwości, modlitwą i czynem. W Tanzanii pracuje m.in. wielu salwatorianów, możemy za ich pośrednictwem przekazać swoje ofiary na rzecz najbardziej potrzebujących.  Jedną z form może być zakupienie książki ks. Kazimierza Kubata "Listy z Afryki i nie tylko", wydanej przez redakcję Naszej Parafii. Dochód ze sprzedaży książki przeznaczony jest na potrzeby misji i zostanie przekazany do dyspozycji Autorowi, który te potrzeby zna bardzo dobrze i wie, jak najefektywniej otrzymane środki wykorzystać (przykłady w książce, tam też można dużo dowiedzieć się o Afryce)."
I
inq
25 października 2011, 02:40
Dla większości ludzi Jobs był bohaterem. Im bardziej lubiany bohater, im bardziej identyfikujemy się z jego wartościami, cechami tym trudniej zaakceptować nam jego koniec, śmierć. Koniec bohatera to jego rozliczenie, pytania, również o wpływ całej działalności bohatera na nasze życie i postawy. zgadzam sie z Marcinem. Dodam, że PanJobs coś zrobił dla świata - miał idee, zostawił po sobie wielką firmę wyznaczającą nowe ścieżki rozwoju. Smierć obcego boli mniej. Trudno porównywać, jednak chyba to za zasługi dla innych dostajemy posmierci długi kondukt pogrzebowy...
M
Marcin
24 października 2011, 23:43
Może najpierw należy zadać pytanie co nas porusza w śmierci "wielkich" osób i nie polemizować nad tym co jest bardziej stosowne: płacz nad milonem ludzi, których sylwetek wogóle nie znamy czy nad jedną osobą, która wywarła duży wpływ na społeczeństwo. Moim zdaniem oba aspekty są ważne i nie da się jednego porównać z drugim. Różnica nie do przekroczenia jest taka, że  te osoby są nam znane, a jak wiadomo każdego porusza śmierć z bliskiego nam otoczenia ludzi, nieważne jakich! Wiemy, że oni - chodź mogliśmy ich nawet nie znać zapisali się nam jako ktoś osobowy, namacalny z kim po części się identyfikujemy. Stanowią oni pewną cząstkę nas i dlatego budzą takie silne emocje, np. śmierć znanej tylko z widzenia osoby, która chodziła kiedyś do równoległej klasy przejmuje nas chociażby ze względu na pokrewieństwo wieku, ale także kiedyś razem z nami tworzyła pewną cząstkę naszego świata. Dla większości ludzi Jobs był bohaterem. Im bardziej lubiany bohater, im bardziej identyfikujemy się z jego wartościami, cechami tym trudniej zaakceptować nam jego koniec, śmierć. Koniec bohatera to jego rozliczenie, pytania, również o wpływ całej działalności bohatera na nasze życie i postawy.
R
rmw
24 października 2011, 22:09
 Dzięki za ten tekst, cenny głos. Warto stawiać takie pytania.
Bogusław Płoszajczak
24 października 2011, 19:52
Zjawisko nie jest nowe! Zatonięcie Titanica do tej pory jest powodem kręcenia filmów, badań,... W międzyczasie umierały miliony biedaków i nikt tego nie zauważał....
I
Ika
24 października 2011, 19:19
" Przecież cierpiących osób wcale nie trzeba szukać na innych kontynentach, wystarczy rozejrzeć się dookoła siebie - poszukać potrzebujących w swojej dzielnicy, czy parafii. Tylko czy nam się w ogóle chce to robić?" Oj chce się chce. Tylko jest mały problem. W wiekszości przypadków te osoby chcą byc cierpiętnikami. To takla ich życiowa rola.Nie chcą pomocy, która by cokolwoiek zmieniła w ich życiu, - oni chca tylko pokazywac jak im jest źle potrzebuja wspólczucia wokoło. I nic innego - przyjmują tylko pomoc która absolutnie na stałe nie zminiłaby ich sytuacji. Jezeli człowiek zetknie się z czymś takim raz - stwierdzi przypadek - 2-3 razy cóz pech, ze sie na taka osobę wpadło. Jeżeli wpadnie się 10-20 razy wtedy juz nigdy nikomu sie nie zechce pomóc.
P
Pretorianin
24 października 2011, 18:16
Ten artykuł jest nieprzemyślany. Cierpieniem Jobs'a nikt się raczej nie przejął. Jeśli ktoś płakał, to dlatego, że może już nie być iPhona 5. Cierpienie na ekranie TV rzadko kiedy porusza. Do Afryki wszyscy się przyzwyczaili i nie wiemy czy moglibyśmy coś zrobić. Poza tym zasada pokrewieństwa: nad przejechaną przez samochód dziewczynką z Chin nikt się nie rozczulał. Gdyby podobne wydarzenie miało miejsce w Kleszczach Dolnych, pół narodu manifestowałoby swoje oburzenie. Na biedę trudno jest uwrażliwiać, dopóki sami nie robimy dla biednych niczego konkretnego poza pisaniem tekstów.