W bombardowaniu miasta Ras al-Ajn zginęło dziewięć osób, w tym cywile. Przedstawiciele Syryjskich Sił Demokratycznych (SDF), w skład których wchodzą kurdyjskie milicje Ludowe Jednostki Samoobrony (YPG), poinformowali, że atak z powietrza przypuszczono na "cywilny konwój".
Według Reutera, który powołuje się na świadków, w Tel Abjad jest spokojnie, a oddziały, które weszły do centrum miasta, przeszukują teren. Turecka agencja Anatolia podała, że w Tel Abjad dochodzi jeszcze do sporadycznej wymiany ognia.
Ministerstwo obrony Turcji poinformowało na Twitterze, że jego siły zdobyły ważną autostradę M4, około 30-35 km od granicy. Chodzi o autostradę biegnącą wzdłuż granicy z Turcją i łączącą terytoria znajdujące się pod kontrolą Kurdów, a jej zajęcie przez siły tureckie oznacza, że YPG tracą najważniejszą trasę przerzutu swoich milicji i szlak zaopatrzenia - wyjaśnia AFP.
Wcześniej w niedzielę Obserwatorium podało, że tureckie siły i ich syryjscy sojusznicy opanowali duże połacie miasta Suluk na północy Syrii w ramach trwającej już piąty dzień ofensywy przeciwko kurdyjskim milicjom w północno-wschodniej Syrii. Suluk znajduje się w muhafazie (prowincji) Ar-Rakka przy granicy z Turcją.
ONZ powiadomiło w niedzielę, że ponad 130 tys. ludzi zostało zmuszonych do opuszczenia swoich domów na obszarach wiejskich w rejonie miast Tel Abjad i Ras al-Ajn przy granicy z Turcją. Do masowych ucieczek doszło w następstwie starć sił dowodzonych przez Turcję z YPG.
Biuro Narodów Zjednoczonych ds. Koordynacji Spraw Humanitarnych (OCHA) i inne agencje pomocowe szacują, że nawet 400 tys. cywilów w strefie konfliktu w Syrii może potrzebować pomocy i ochrony w nadchodzącym okresie.
Ofensywa Turcji wymierzona jest w kurdyjskie milicje YPG, które Ankara uważa za terrorystów. YPG jest jednak wspierane przez Zachód i stanowi trzon SDF, które odegrały decydującą rolę w pokonaniu IS w Syrii; SDF kontrolują obecnie większość północnych terenów tego kraju.
Ofensywa Turcji ruszyła po ogłoszeniu przez prezydenta USA Donalda Trumpa decyzji o wycofaniu żołnierzy amerykańskich z północnej Syrii. Kurdowie określili ją jako "cios w plecy".
Skomentuj artykuł