Rząd Borisa Johnsona chciał, by sobotnie posiedzenie było krótkie - według planu premier miał najpierw złożyć sprawozdanie z negocjacji w Brukseli, po czym miała się odbyć 90-minutowa debata, a następnie posłowie zagłosowaliby, czy popierają uzgodnione porozumienie, co otwierałoby drogę do uporządkowanego brexitu 31 października, czy też popierają wyjście z UE bez umowy.
Posłowie zdecydowali się jednak poprzeć zmianę w programie posiedzenia, zgodnie z którą dopuszczone będzie składanie przez nich poprawek, a tym samym możliwe będzie poddanie pod głosowanie innych rozwiązań, np. uzależnienie aprobaty dla porozumienia od poddania go pod referendum. Czwartkowe głosowanie w sprawie zmiany programu posiedzenia rząd przegrał stosunkiem głosów 275 do 287, co oznacza ósmą kolejną porażkę gabinetu Johnsona, od kiedy w lipcu objął on urząd premiera.
Jeśli posłowie poprą porozumienie, po ratyfikacji umowy Wielka Brytania będzie mogła wyjść z UE 31 października. Jeśli Izba Gmin go nie poprze i nie wyrazi zgody na brexit bez umowy, Johnson będzie zobligowany do tego, by zwrócić się do Brukseli o kolejne przesunięcie terminu - do 31 stycznia 2020 r.
Parlamentarna arytmetyka wskazuje, że Johnsonowi może być trudno o uzyskanie poparcia dla umowy, bo głosowanie przeciw zapowiedziała cała opozycja, a do umowy zastrzeżenia ma także północnoirlandzka Demokratyczna Partia Unionistów (DUP), która wspiera mniejszościowy rząd konserwatystów.
Natomiast sam fakt przeprowadzenia posiedzenia Izby Gmin w sobotę jest wyjątkowy, bo ostatni taki przypadek miał miejsce 3 kwietnia 1982 r. - dzień po argentyńskiej inwazji na Falklandy.
Skomentuj artykuł