Agnieszka Radwańska wróciła do Krakowa

(fot. PAP/Stanisław Rozpędzik)
PAP / ad

Agnieszka Radwańska - druga obecnie tenisistka świata - we wtorek późnym wieczorem przyleciała do Krakowa. Na lotnisku w Balicach czekali na nią licznie zgromadzeni kibice, którzy powitali ją gromkim "Sto lat" i "Dziękujemy".

W sobotę Radwańska wystąpiła w Wimbledonie w pierwszym w karierze finale imprezy wielkoszlemowej. Walkę o tytuł z Amerykanką Sereną Williams przegrała 1:6, 7:5, 2:6.

"Grałam mecz po meczu i tak naprawdę nie myślałam, że będę w finale. Wychodziłam na kort i robiłam swoje" - powiedziała dziennikarzom w Krakowie.

Pytana, czy cieszy się z tego, że tworzy historię nie tylko polskiego tenisa, ale i sportu, powiedziała: "Niezmiernie się cieszę, że mogę być częścią tej historii i że te 18 lat gry w tenisa nie poszło na marne i znalazłam się w finale Wielkiego Szlema".

Tenisistka podkreśliła, że mimo iż grała w kilku finałach mniejszych i większych turniejów, to takiego meczu w Wielkim Szlemie nie da się z niczym porównać. "Jest to ogromne przeżycie. Na pewno teraz już będę wiedzieć, jak się wychodzi na kort i mam nadzieję, że nerwy będą mniejsze" - powiedziała Radwańska.

"Zawsze chce się wygrać, zwłaszcza, kiedy jest to finał i kiedy jest już tak blisko, ale mój udział w finale jest i tak ogromnym sukcesem. Mam nadzieję, że będę jeszcze miała okazję powtórzyć taki pojedynek, nawet z Sereną" - dodała.

Agnieszka przyznała, że nie miała jeszcze czasu sprawić sobie żadnej nagrody za sukces w Wimbledonie i nie widziała nagrania tego meczu. "Lubię oglądać tenis, ale chyba nie swój" - powiedziała. W Krakowie 23-letnia tenisistka po krótkim odpoczynku rozpocznie przygotowania do igrzysk olimpijskich w Londynie. Będzie trenowała pod okiem ojca Roberta Radwańskiego. "Kiedy wracam do Krakowa, to trening treningiem, ale nie ma jak usiąść na własnej kanapie i zjeść we własnej kuchni" - przyznała.

"Miałam kilka dni wolnego, ale wszystko co dobre, szybko się kończy, zwłaszcza że igrzyska są za niecałe trzy tygodnie" - mówiła. Tenisistka powiedziała, że po odpoczynku we Włoszech czuje się już lepiej. Dodała, że najdłużej wolnego czasu będzie miała w listopadzie. "Teraz jest środek sezonu, dość ciężki, ponieważ do turniejów, które grałam dochodzą igrzyska i kilkakrotna zmiana nawierzchni" - zauważyła.

Tenisistka podkreśliła, że bardzo cieszy się, że została chorążym polskiej reprezentacji na uroczystości otwarcia igrzysk. "Pamiętam, jak to było w Pekinie, kiedy wychodziliśmy na stadion na inaugurację, mimo tego, że byłam jedna z ostatnich w kolejce. Teraz jest troszkę inaczej i bardzo się z tego cieszę" - powiedziała.

Radwańska przyznała, że słyszała o klątwie chorążego. "Nie wierzę w takie rzeczy" - podkreśliła. "Nawet jeżeli miałabym faktycznie odpaść od razu, to chętnie ponownie będę chorążym za cztery lata i nie będę z tym miała problemu" - mówiła. "Mam nadzieję, że forma będzie mi dopisywać jak na Wimbledonie, aczkolwiek jest to turniej, w którym od pierwszej rundy gra się z zawodniczkami z czołówki. Każdy do igrzysk przygotowuje się najlepiej jak umie, więc łatwo nie będzie. Mam nadzieję, że szansa będzie większa niż w Pekinie" - powiedziała.

Stwierdziła, że nie ma na razie w planach gry w Londynie w mikście. "Trzy konkurencje w tydzień to stanowczo za dużo" - powiedziała. W Londynie wystąpi w grze pojedynczej oraz podwójnej z młodszą siostrą Urszulą, która także wystąpi w singlu.

Dodała, że jeśli coś się nie powiedzie, to za kilka tygodni jest US Open, na którym może to nadrobić, więc tenisiści nie mają na igrzyskach aż takiej presji. Pytana czy w tym sezonie ma szansę na pierwszą pozycję w rankingu, odpowiedziała: "Mam nadzieję, że tak, aczkolwiek konkurencja jest duża. Jest faktycznie kilka poważnych turniejów i tam się wszystko okaże, bo różnica w punktach nie jest aż tak duża i ranking z tygodnia na tydzień będzie się zmieniał".

Na lotnisku w Krakowie-Balicach na tenisistkę czekali kibice, którzy powitali ją gromkim "Sto lat" i "Dziękujemy". Wśród nich podopieczni Fundacji im. Brata Alberta w Radwanowicach. "Kibicujemy jej, oglądamy mecze. Chcemy jej podziękować za to, że wygrywa tyle turniejów i za wsparcie dla naszej fundacji. Życzymy jej, żeby zdobyła złoty medal na olimpiadzie w Londynie i żeby jeszcze w tym roku był numerem jeden" - mówili PAP podopieczni Fundacji Jan Świątek i Krzysztof Ciarach.

Jej prezes ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski wyjaśnił, że siostry Radwańskie od tego roku namawiają na przekazywanie na rzecz Fundacji 1 proc. podatku. "Zaczęło się to od tego, że do Radwanowic przyjechał tata tenisistek, bo szukał swoich korzeni i wtedy siostry zaproponowały, żeby pomóc w kampanii dotyczącej odpisów jednoprocentowych" - powiedział ks. Isakowicz-Zaleski. "Były u nas, spotykają się z podopiecznymi, niepełnosprawni bardzo to przeżywają" - dodał.

Jacek Wittich i jego żona Agnieszka o przylocie Agnieszki Radwańskiej dowiedzieli się z portalu społecznościowego. "Ja od dwóch lat grywam w tenisa. Cały Wimbledon śledziliśmy, jak Agnieszka gra. Ona imponuje swoim stylem, tym, że brnie przed siebie. Sukcesem jest to, że grała w finale. Myślę, że jedynka jest na wyciągniecie jej ręki. To kwestia czasu" - mówił pan Jacek. "Ona się nie zraża porażkami, nie poddaje. Jestem pełna podziwu" - dodała pani Agnieszka.

Tenisistkę powitała w imieniu władz Krakowa wiceprezydent Magdalena Sroka. "Agnieszka Radwańska jest krakowską mistrzynią sportu. Zawsze trzymamy za nią kciuki i mamy nadzieję na złoto na olimpiadzie" - powiedziała.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Agnieszka Radwańska wróciła do Krakowa
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.