Domagają się odwołania debaty Kopacz-Szydło
Przedstawiciele PSL, Zjednoczonej Lewicy oraz Paweł Kukiz chcą odwołania poniedziałkowej debaty telewizyjnej premier Ewy Kopacz i wiceprezes PiS Beaty Szydło.
W poniedziałek 19 października o godz. 20 Kopacz i Szydło spotkają się na telewizyjnej przedwyborczej debacie, którą pokażą: TVP1, TVP Info, TVN24 i Polsat News. Dzień później zaplanowana jest debata z udziałem przedstawicieli 8 ogólnopolskich komitetów, których kandydaci startują do Sejmu w wyborach 25 października.
- W Polsce nigdy nie istniał system dwupartyjny i nigdy obywatele nie chcieli, by istniał system dwupartyjny, ale są dwie partie, które marzą o tym duopolu - powiedziała Barbara Nowacka, liderka ZL, na czwartkowej konferencji prasowej w Sejmie. Zarzucała PO i PiS, że chcą "zawłaszczyć demokrację na rzecz swojego interesu". - Tłumacząc się sondażokracją, tłumacząc się tym, że po prostu im łatwiej się ze sobą dogadać - dodała.
- Nie ma naszej zgody na debaty, z których wyklucza się partie i komitety wyborcze, które zarejestrowały się na dokładnie takich samych zasadach. Dlatego też domagamy się - po pierwsze odwołania poniedziałkowej debaty dwóch liderek partii oraz domagamy się, by liderzy partii, wszystkich partii, przyszli na debatę zapowiedzianą na wtorek - oświadczyła Nowacka.
Wicepremier, prezes PSL Janusz Piechociński ocenił, że debata tylko między dwoma partiami to "zamach na demokrację". - Dlatego oczekujemy, że debaty w tym kształcie zostaną odwołane. (...) Mówimy: tak dla demokracji, nie dla manipulacji - mówił Piechociński.
Jak deklarował, choć jest koalicjantem PO, opowiada się przeciwko manipulacji dostępem do mediów publicznych. - Dlatego jesteśmy tu razem i mówimy, że nie wolno zgodzić się na dyktowane interesem wąskiej grupy dwóch partii politycznych debaty - mówił wicepremier.
Paweł Kukiz, lider komitetu Kukiz'15 jest zdania, że debata Kopacz-Szydło to dowód na to, że istnieje PO-PiS. - To jest tylko walka o stołki, o większość przy przysłowiowym żłobie - powiedział. - Obywatele według prawa są równi - dodał Kukiz. Zaapelował też do tych Polaków, którzy nie biorą udziału w wyborach, by głosowali "przeciw PO-PiSowi".
W opinii Kukiza, żadna z debat nie ma większego sensu, bo "będzie szła w kierunku <która której ukradła pomysł na garsonkę> i <kto da więcej na dziecko>". - Chodzi o zachowanie elementarnej przyzwoitości i traktowania wszystkich podmiotów na równych zasadach - dodał.
Swój sprzeciw wobec formuły poniedziałkowej debaty wyraziło też Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich, które z kolei domaga się dopuszczenia do niej innych nadawców, aby "spełniać wymogi dziennikarstwa bezstronnego, rzetelnego i respektować zasadę pluralizmu".
"Apelujemy o poszerzenie liczby stacji transmitujących debatę o Telewizję Trwam i TV Republika oraz zaangażowanie ich dziennikarzy do współprowadzenia. Tylko klarownie realizowana zasada bezstronności i pluralizmu da obywatelom poczucie podmiotowości i przekonanie, że zostali uczciwie poinformowani o poglądach dwóch rywalizujących partii, o planowanych decyzjach i ich rzeczywistych skutkach dla obywateli i państwa" - zaapelowało SDP.
Szefowie sztabów: PO - Marcin Kierwiński i PiS - Stanisław Karczewski nie widzą powodu, by odwoływać poniedziałkową debatę Kopacz-Szydło.
Kierwiński stwierdził, że czymś "naturalnym, wskazanym i służącym wyborcom" jest debata między dwoma najsilniejszymi partiami. - Na tę debatę zaprosiły Platformę Obywatelską i Prawo i Sprawiedliwość trzy telewizje, to zaproszenie przyjęliśmy, nie widzę żadnego powodu, aby tę debatę odwoływać - oświadczył szef sztabu PO.
Również szef sztabu PiS powiedział PAP, że nie widzi powodów, dla których debata Szydło-Kopacz miałaby się nie odbyć. Zdaniem Karczewskiego debata Szydło-Kopacz nie wyklucza pozostałych partii, gdyż we wtorek odbędzie się debata przedstawicieli wszystkich ogólnopolskich komitetów wyborczych. Karczewski powiedział, że z docierających do sztabu informacji wynika, że Polacy oczekują spotkania obecnej premier i "mam nadzieję, przyszłej premier".
Rzecznik PiS Elżbieta Witek podkreśliła, że PiS zostało zaproszone przez telewizje na poniedziałkową debatę. - Gospodarzem tej debaty jest telewizja publiczna i dwie stacje komercyjne. Przyjmiemy każdą decyzję tych telewizji, do których został skierowany apel - oświadczyła.
W odpowiedzi na protesty Centrum Informacji TVP podkreśliło, że oprócz obowiązkowych audycji wyborczych, których emisja wynika z obowiązków nałożonych na nadawców publicznych przez Kodeks wyborczy, może "emitować własne audycje poświęcone wyborom i przedstawianiu programów wyborczych poszczególnych komitetów".
"Jest to realizacja zasady określonej w ustawie o radiofonii i telewizji, której nie ograniczają w żaden sposób przepisy Kodeksu wyborczego. Uprawnienie nadawców do emisji audycji własnych podkreśliła także Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji. Dlatego przedstawiciele różnych komitetów wyborczych są np. zapraszani do audycji publicystycznych emitowanych w Telewizji Polskiej" - czytamy w czwartkowym stanowisku TVP.
TVP twierdzi również, że poniedziałkowa audycja z udziałem liderek dwóch największych partii nie jest w świetle przepisów debatą wyborczą.
- Trzeba wyraźnie podkreślić, że audycja "Beata Szydło - Ewa Kopacz. Rozmowa o Polsce" nie jest debatą w rozumieniu Kodeksu wyborczego, a jedną z audycji publicystycznych realizowanych i emitowanych na podstawie samodzielnych uprawnień nadawcy określonych w art. 13 ust. 1 ustawy o radiofonii i telewizji - dodała telewizja.
PAP nie udało się uzyskać komentarza od współorganizujących audycję TVN i Polsatu, a także od Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji.
Skomentuj artykuł