Dzięki takim ludziom mogliśmy zwyciężać

(fot. PAP/Bartłomiej Zborowski)
PAP / pz

Dzięki takim ludziom jak Krzysztof Kozłowski mogliśmy zwyciężać i za to mu dziękuję - powiedział b. prezydent Lech Wałęsa wspominając Kozłowskiego, który zmarł we wtorek nad ranem.

Jak powiedział, Kozłowskiego poznał przez swoich przyjaciół: Tadeusza Mazowieckiego, Bronisława Geremka i Jacka Kuronia.

"W tamtym czasie, w latach 80., tacy ludzie jak Kozłowski, a więc przygotowani, zdecydowani, inteligentni byli bardzo potrzebni, bo sytuacja była i niebezpieczna, i delikatna" - zaznaczył Wałęsa. "Dzięki takim ludziom jak Krzysztof Kozłowski mogliśmy zwyciężać i za to mu dziękuję i za to powinien mieć wdzięczność wszystkich Polaków" - dodał b. prezydent. "Ale to były specyficzne czasy i specyficzni ludzie, dziś są inne czasy i inni ludzie" - zauważył.

DEON.PL POLECA

Wałęsa podkreślił, że także po latach 80. miał kontakt i współpracował z Kozłowskim. "Zawsze jak byłem w Krakowie, przychodził na moje wystąpienia i spotkania, byliśmy przyjaciółmi" - dodał.

"Sprawdził się wyjątkowo dobrze; w tamtym czasie każdy z nas robił swoje, nikt nikogo nie sprawdzał i każdy musiał podejmować decyzje i on na tym trudnym odcinku, szczególnie w rządzie Tadeusza Mazowieckiego, naprawdę ładnie sobie radził i nie wiem, czy ktoś inny byłby w stanie lepiej to zrobić" - powiedział b. prezydent.

Polityka była dla Krzysztofa Kozłowskiego pasją

Redaktor naczelny "Tygodnika Powszechnego" Piotr Mucharski o zmarłym:

"Krzysztof Kozłowski był w Tygodniku Powszechnym od zawsze. To on był polityką Tygodnika. Nawet kiedy żyli Jerzy Turowicz i Mieczysław Pszon, to Krzysztof, dla którego polityka była pasją, odpowiadał przez kilkadziesiąt lat za linię polityczną pisma.

Po 1989 r. wstąpił w rejony, które były dla niego naturalne. Myślę, że wcześniej uprawiał politykę po dziennikarsku, ale była ona jego największą aspiracją i polem, na którym się realizował. Kiedy w rządzie Tadeusza Mazowieckiego zostawał ministrem spraw wewnętrznych, propozycja ta go zaskoczyła, ale patrząc po latach to nie była dziwna decyzja Tadeusza Mazowieckiego. Dostał najmniej wdzięczny do zarządzania resort. Łatwo mu w sprzątaniu po generale Kiszczaku nie było i wiem, że bardzo nie lubił tego całego czepialstwa: czy dość zdekomunizował, czy nie dość. Myślę, że zrobił tyle, ile mógł.

Pięknym zwieńczeniem jest to, że niedawno ministrem spraw wewnętrznych został jego uczeń Bartłomiej Sienkiewicz. Sądzę, że dla Krzysztofa była to wielka radość i satysfakcja.

Krzysztof był twardym facetem. To było imponujące. Albo milczał albo nie owijał w bawełnę. Nie było stanów pośrednich. Często milczał, bo nie chciał czegoś powiedzieć. Jak już mówił, robił to z siłą człowieka o jasnych poglądach moralnych. Można się było z nim zgadzać albo nie, ale zawsze jego stanowisko było jasne i klarowne".

Prof. Paczkowski: Kozłowski w MSW był początkowo sam jak palec

Historyk prof. Andrzej Paczkowski o roli zmarłego we wtorek Krzysztofa Kozłowskiego jako pierwszego po 1989 r. niekomunistycznego szefa MSW:
"Gdy Krzysztof Kozłowski przyszedł do MSW, to miał rzeczywiście bardzo trudną sytuację. Nie był długofalowo przygotowany do objęcia stanowiska ministra spraw wewnętrznych, ponieważ nigdy nie zajmował się ani bezpieczeństwem, policją czy administracją terenową, która też częściowo podlegała pod ten resort. Przypomnę, że podczas obrad Okrągłego Stołu zajmował się sprawami mediów i cenzury. Był to dla niego jako dziennikarza naturalny obszar wiedzy i zainteresowań.
Przez pierwsze tygodnie Kozłowski był w MSW sam jeden jak palec. Początkowo resortem kierował Czesław Kiszczak, a Kozłowski był wiceministrem, który był otoczony przez ludzi z SB czy Milicji Obywatelskiej. Były to struktury bardzo utrwalone, a mentalność i poglądy tych ludzi były kształtowane przez wiele lat w PRL.
Kozłowski stanął wówczas przed problemem zmiany MSW i pamiętam nawet jedną z dyskusji z nim, gdzie tematem była tzw. opcja zero. Chodziło o to, żeby wszystkich m.in. ze służb specjalnych, wywiadu i kontrwywiadu zwolnić z pracy i zupełnie od nowa rozpocząć rekrutację. Kozłowski był jednak zwolennikiem powolnej ewolucyjnej zmiany, co zresztą charakteryzowało większość państw postkomunistycznych. Rozwiązywało się jedną strukturę, a na jej miejsce tworzyło inną o trochę innych zadaniach. Część dawnych ludzi pozostawała w służbach, choćby ze względu na ich umiejętności czysto techniczne, jak np. technika operacyjna, których nie da się nauczyć z dnia na dzień. Kozłowski przyciągał też młodych ludzi, którzy szybko zajmowali kierownicze stanowiska, ale nie mieli oni przygotowania do ich pełnienia.
Ta opcja ewolucyjnych zmian wynikała również z generalnej koncepcji, że transformacja miała charakter pokojowy. Kozłowski nie widział powodu, żeby akurat w tym jednym resorcie sprawę stawiać inaczej np. wsadzając ludzi do więzień. Można powiedzieć, że w pewnym sensie zaplątał się w to i dlatego wówczas i dzisiaj widzimy mankamenty tej opcji, ale nie wiemy, jakie mogłyby być mankamenty innej opcji, bo nie była ona realizowana.
Jako badacz muszę powiedzieć, że Kozłowski był raczej otwarty, jeśli chodzi o korzystanie z archiwów MSW. Pod tym względem nie miałem żadnych trudności podobnie jak inni historycy, którzy chcieli tam przychodzić. Był zwolennikiem możliwego szybkiego udostępniania materiałów historycznych, choć początkowo przyjęto założenie, że udostępniane będą materiały do 1956 r. Potem dosyć szybko to zmieniono.
W tamtym czasie byłem zwolennikiem opcji zerowej, choć bez nadmiernej gorliwości. Uważałem, że opcję tę należy solidnie rozpatrzyć i przynajmniej w niektórych obszarach takich jak wywiad, kontrwywiad i piony do walki z opozycją należy wszystkich zwolnić i całkowicie przebudować te struktury. I tak ostatecznie je przebudowano, ale jednak zachowując dużo ludzi i dlatego ciągnęły się pewne nawyki, które nie bardzo pasowały do demokratycznego państwa".

Premier o Kozłowskim: Autentyczny autorytet, dobry człowiek

"Przed posiedzeniem rządu wielu ministrów wspominało Krzysztofa Kozłowskiego. Zmarł wybitny człowiek, jeden z twórców Polski niepodległej. Miałem zaszczyt współpracować z Krzysztofem Kozłowskim, byliśmy senatorami tej samej kadencji, przyjaźniliśmy się długie lata. To dotyczy także wielu ministrów, szczególnie tych z Małopolski; dla kilku z nas był autentycznym autorytetem, był też po prostu bardzo dobrym człowiekiem, także ta dzisiejsza wiadomość - chociaż spodziewaliśmy się tego - była dla nas bardzo przygnębiająca".
Król: Kozłowskiego wyróżniała wielka prawdomówność
Marcin Król, filozof i historyk idei, o zmarłym we wtorek Krzysztofie Kozłowskim, z którym przyjaźnił się przez czterdzieści lat:
"Gdybym miał wskazać jakąś jedną cechę wyróżniającą Krzysztofa Kozłowskiego to byłaby to prawdomówność. Był pod tym względem wyjątkowy.
Krzysztof nie obnosił sie ze swoim filozoficznym wykształceniem, nie chwalił się doktoratem. Jeżeli ktoś nie znał go blisko i nie wiedział o tym, to mógł nigdy od niego nie usłyszeć, że jest doktorem filozofii. Nie miał żadnych pretensji ani szczególnych ambicji w tej dziedzinie. Natomiast podstawy filozoficzne ułatwiały mu niewątpliwie zrozumienie pewnych rzeczy, uwrażliwiły go na kwestie etyczne, co widać było w jego publicystyce i działalności społecznej.
Krzysztof mówił mi, że nie planował nigdy kariery naukowej. Kiedy w 1956 roku wznowiono "Tygodnik Powszechny" i zaproszono go do pracy w redakcji, był uszczęśliwiony, bo kariera naukowa nie do końca zgadzała się z jego temperamentem. Krzysztof zaangażował się w naukę w czasach stalinizmu, kiedy inne drogi kariery były zamknięte".
Jerzy Osiatyński: Kozłowski był pryncypialny w sprawach zasadniczych
Kształtował nasze myślenie w kategoriach codziennego patriotyzmu i politycznej wrażliwości; był pryncypialny w sprawach zasadniczej wagi i elastyczny w kwestiach mniej istotnych - tak zmarłego we wtorek Krzysztofa Kozłowskiego wspomina prof. Jerzy Osiatyński.
"Miał bardzo jasno określony katalog wartości fundamentalnych. Miał wielką zdolność i odwagę bycia pryncypialnym w sprawach zasadniczej wagi. Równocześnie potrafił być elastyczny w sprawach mniejszej wagi. Miał też mądrość, by odróżnić jedne od drugich" - powiedział we wtorek PAP Osiatyński, który razem z Kozłowskim pracował w rządzie Tadeusza Mazowieckiego.
I kontynuował: "Miał wielkie poczucie humoru, był bardzo ciepły i otwarty. Miał tyle pogody i dystansu w ocenianiu codziennych wydarzeń. Często się spotykaliśmy w kawiarni +Czytelnika+ na obiedzie albo w gabinecie nieżyjącego już Bronisława Geremka na długich rozmowach o świecie, o życiu".
Osiatyński podkreślił szczególną rolę byłego ministra spraw wewnętrznych po wybuchu tzw. afery teczkowej na początku lat 90.
"Krzysztof zachował się wspaniale wobec osób, które zostały oskarżone przez Antoniego Macierewicza o współpracę ze służbami PRL. Zdobył się wtedy na wielki wysiłek, by ułatwić dostęp do akt, umożliwiło to później tym ludziom oczyszczenie się z bezpodstawnych zarzutów" - podkreślił.
Jego zdaniem jako wicenaczelny "Tygodnika Powszechnego" - podobnie jak całe środowisko tygodnika - Kozłowski "wyróżniał się szczególną wrażliwością i otwartością". "Jako jeden z najbliższych współpracowników Jerzego Turowicza przez wiele lat kształtował nasze myślenie w kategoriach codziennego patriotyzmu i politycznej wrażliwości. Wszystkim nam go będzie brakowało" - konkludował.
Krzysztof Kozłowski, dziennikarz związany z "Tygodnikiem Powszechnym", filozof, były minister spraw wewnętrznych w rządzie Tadeusza Mazowieckiego, zmarł we wtorek w Krakowie.
Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Dzięki takim ludziom mogliśmy zwyciężać
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.