Ekspert o uzbrojeniu: bezpieczeństwo się poprawi
Ogłaszając decyzje ws. wyboru śmigłowców i systemów obrony powietrznej, prezydent zwracał uwagę na kryzys rosyjsko-ukraiński, stąd możliwości wsparcia gospodarki nie zostaną do końca wykorzystane - uważa redaktor naczelny miesięcznika "Lotnictwo" Jerzy Gruszczyński.
Rząd przyjął rekomendację MON do udzielenia rządowi USA zamówienia na dostawę zestawów Patriot w postępowaniu na przeciwlotnicze i przeciwrakietowe zestawy rakietowe średniego zasięgu, którym wojsko nadało kryptonim "Wisła". MON otrzymało upoważnienie do wynegocjowania i zawarcia w tej sprawie umowy międzyrządowej z USA. Z kolei w przetargu na śmigłowce wielozadaniowe MON zakwalifikowało do etapu prób śmigłowiec H225M (wcześniej znany jako EC725 Caracal) oferowany przez Airbus Helicopters (do niedawna Eurocopter). O tych decyzjach poinformował prezydent Bronisław Komorowski.
- Pan prezydent przede wszystkim zwrócił uwagę na nie najlepszą sytuację na naszych granicach, wynikającą z konfliktu rosyjsko-ukraińskiego, stąd widzimy, że pewne możliwości wsparcia naszej gospodarki nie zostaną do końca wykorzystane, natomiast z całą pewnością jest to z korzyścią dla bezpieczeństwa - zauważył Gruszczyński.
Jak ocenił, system Patriot to wybór najlepszy z możliwych. Procedura negocjacji międzyrządowych świadczy - zdaniem Gruszczyńskiego - że Polska dostanie wersję systemu o największych możliwych zdolnościach, a nie zubożoną wersję eksportową.
- Jednocześnie to świadczy o tym, że Amerykanie będą zaangażowani w Polsce militarnie, ponieważ wybór Patriota to również synchronizacja z bazą przeciwrakietową pod Słupskiem (gdzie w Redzikowie powstanie baza amerykańskiego systemu przeciwrakietowego - PAP). To również możliwość wzmocnienia Polski na wypadek kryzysu amerykańskimi jednostkami dysponującymi Patriotami. Wiadomo, że Polska nie może kupić tyle baterii, ile potrzebuje, ale jest w stanie stworzyć sieć, do której w momencie kryzysu dołączą inni nas wspierający. Amerykanie będą tu grać pierwsze skrzypce - podkreślił ekspert.
Odnosząc się do przetargu na śmigłowce, w którym MON zdecydował się zmniejszyć liczbę zamawianych maszyn z 70 do 50, Gruszczyński ocenił, że to wynik kryzysu rosyjsko-ukraińskiego, który wymusił podniesienie gotowości bojowej sił zbrojnych, co z kolei pochłonęło środki zaplanowane na modernizację techniczną.
- Jeśli nagle trzeba podnieść gotowość bojową, to trzeba zwiększyć nakłady na bieżące funkcjonowanie wojska, np. zintensyfikowanie szkoleń, na rezerwę, na odtworzenie zapasów amunicji i materiałów itd. To generuje koszty. Ponieważ globalny budżet na obronę nie wzrósł, w takim wypadku robi się cięcia w programach technicznych i przesuwa się je w czasie. To się właśnie stało. Mówimy teraz o 50 śmigłowcach, ale przecież po roku 2022 te brakujące zostaną dokupione. Realnie program jest rozciągnięty w czasie - ocenił.
Zwrócił uwagę, że ograniczono przede wszystkim liczbę śmigłowców transportowych dla Wojsk Lądowych. Kompensatą za to będzie modernizacja śmigłowców Mi-17, które mają długie resursy. Są to maszyny nowe, kupione na potrzeby kontyngentu w Afganistanie, po raz ostatni w 2010 r.
O zamówienie na śmigłowce prócz Airbus Helicopters ubiegała się amerykańska firma Sikorsky i należące do niej PZL Mielec, oferujące śmigłowiec Black Hawk w wersji S-70i (a do zastosowań morskich odmianę Seahawk) oraz wchodzące w skład włosko-brytyjskiej grupy AgustaWestland zakłady PZL Świdnik, oferujące maszynę AW149.
Skomentuj artykuł