Ok. 300 osób uczestniczyło w sobotę w inscenizacji "Grudzień '70 o chleb i wolność, i wolną Polskę". Widowisko odbyło się koło przystanku SKM Stocznia-Gdynia, gdzie 40 lat temu padły pierwsze strzały do idących do pracy robotników.
W rekonstrukcji historycznej masakry robotników w Gdyni wykorzystano czołg T-55 i trzy transportery opancerzone. Był także miotacz gazów zamontowany na samochodzie terenowym typu Gaz.
Wystrzelono prawie 700 sztuk ślepej amunicji, a rekonstruktorzy grający role robotników rzucili ponad 600 sztuk sztucznych kamieni. Na telebimie można było zobaczyć, złożoną m.in. ze zdjęć i archiwalnych filmów, krótką historię grudniowego protestu na Wybrzeżu.
Godzinne widowisko, zorganizowane przez Fundację Pomorska Inicjatywa Historyczna, obejrzało kilkaset osób, głównie młodzież.
"To właśnie przede wszystkim dla uczniów przygotowaliśmy ten spektakl, chcieliśmy pokazać im w sposób trafiający do ich wyobraźni taką żywą lekcję historii" - powiedział PAP prezes fundacji Andrzej Kołodziej.
Przyznał, że były wątpliwości, czy organizować to widowisko.
"Dochodziły do nas bowiem głosy, że może to być zbyt dramatyczne i za bardzo działać na emocje szczególnie u osób, które osobiście pamiętają tamten krwawy grudzień. Ostatecznie przeważyło zdanie, że warto to zrobić, bo wbrew pozorom, w nowej Polsce wcale tak bardzo nie nagłaśnia się tamtej tragedii" - wyjaśnił Kołodziej.
Podczas inscenizacji odtworzono tragiczne wydarzenia sprzed 40 lat, kiedy to robotnicy, którzy wysiedli rano z pociągów SKM, chcieli iść do pracy i na ich drodze stanęły szwadrony wojska i milicji. Do stłoczonych na pomoście ludzi zaczęto strzelać z karabinów. Tłum rozpraszano także za pomocą petard, gazów i świec dymnych.
W trakcie rekonstrukcji można było m.in. usłyszeć fragment przemówienia wicepremiera Stanisława Kociołka, który dzień wcześniej wieczorem w telewizji nawoływał stoczniowców do powrotu do pracy.
Ostatnim akcentem inscenizacji było utworzenie przez demonstrujących pochodu i niesienie na drzwiach jednej ze śmiertelnych ofiar strzelaniny. To nawiązanie do autentycznego wydarzenia z grudnia 1970 r., kiedy to robotnicy ponieśli na drzwiach ciało "Janka Wiśniewskiego" (właściwie Zbigniewa Godlewskiego).
Scenariusz przedstawienia był konsultowany z historykiem Piotrem Brzezińskim z gdańskiego oddziału IPN.
Skomentuj artykuł