Komorowski: 1945 r. był klęską wolności
Zakończenie II wojny światowej było nie tylko triumfem militarnym, ale też klęską wolności na Śląsku i w całej Polsce - mówił w sobotę w Radzionkowie (Śląskie) prezydent Bronisław Komorowski podczas otwarcia Centrum Dokumentacji Deportacji Górnoślązaków do ZSRR w 1945 r.
Podczas uroczystości zaapelował o to, by przywracaniu pamięci o wydarzeniach sprzed 70 lat towarzyszyła refleksja nad złożonością i dramatyzmem historii Śląska i jego mieszkańców.
Centrum, upamiętniające wywózki kilkudziesięciu tysięcy osób, powstało w dawnym dworcu kolejowym. Deportacje Ślązaków ze względów politycznych do 1989 r. były tematem zakazanym.
W swoim wystąpieniu prezydent podkreślił, że na Śląsku jest pełne zrozumienie tego, iż zakończenie okupacji niemieckiej, przejście frontu, nie było chwilą wyłącznie radosną, nie było czasem odzyskania wolności.
"Uważam, że należy się nam wszystkim - także integrującej się Europie, przezwyciężającej źródła, ale i lęk przed wojną - refleksja o tym, czym było zakończenie działań wojennych w 1945 r. Należy się refleksja o tym, że to nie był tylko i wyłącznie triumf militarny, ale także i klęska wolności, także i dramat - innego typu - całej Polski, dramat Śląska, dramat także podzielonej Europie" - powiedział Komorowski.
"To od nas zależy co zrobimy z odbudowaną pamięcią. Jakie wnioski z tego wyciągniemy na poziomie życia indywidualnego, rodzinnego, społeczności lokalnej, całego narodu, także i całej Europy" - zaznaczył prezydent.
Jak mówił, prezydenta wolnej Polski nie mogło nie być w Radzionkowie. "To polska wolność wywalczona także tutaj na Śląsku, przez polską Solidarność, oznaczała szansę na przywrócenie tej części pamięci, która funkcjonowała w ukryciu na poziomie rodzin" - mówił.
Przypomniał, że próba wypchnięcia z życia publicznego pamięci o wydarzeniach z 1945 r. w czasach PRL wynikało z charakteru tamtego systemu. "Ale i dłużej niż system, po jego upadku, trwały i trwają nadal stereotypy krzywdzące nas wszystkich, w sposób szczególny krzywdzące Ślązaków" - wskazał i dodał, że wciąż można mówić o ignorancji na temat specyfiki historii Śląska i Ślązaków.
"Z braku wiedzy, braku także możliwości przeżywania bolesnej, trudnej prawdy o Śląsku, stamtąd się biorą takie +potworki+ jak zarzuty o +dziadku z Wehrmachtu+, jako próbie zredukowania śląskości do +ukrytej opcji niemieckiej+" - podkreślił. Na koniec prezydent wyraził przekonanie, że pamięć tkwiąca w doświadczeniu rodzin jest wielką siłą, ale trzeba wykonać olbrzymią pracę, aby z poziomu indywidualnych losów pamięć o wydarzeniach sprzed 70 lat była udziałem jak największej liczby ludzi, także poza Śląskiem.
Uczestniczący w otwarciu Centrum metropolita katowicki abp Wiktor Skworc wspominał, że wśród wywiezionych na Wschód był brat jego ojca. "Został zabrany bezpośrednio po szychcie, spod kopalni. Ten fakt żył w pamięci ludzi. Mówiliśmy o tym, oglądaliśmy zdjęcia, spotykaliśmy się z kuzynostwem. Stamtąd, z Doniecka, dotarł tylko jeden list, a potem cierpienie" - powiedział.
Dziękując prezydentowi za udział w uroczystości, mówił, że stwarza ona możliwość pokazania, iż Górny Śląsk "dołożył własną porcję, własną ofiarę krwi i cierpienia". "Bo Górny Śląsk, mimo swojej dramatycznej historii, bardzo związany z ojcowizną, jest także związany z ojczyzną i nie szczędzi ani krwi, ani potu, ani pracy, i tak jest po dzień dzisiejszy" - zaznaczył.
Burmistrz Radzionkowa Gabriel Tobor w swoim przemówieniu zwracał się bezpośrednio do deportowanych. "Wyrwali was z waszych rodzin, od żon i dzieci. Wyrwali was z kościoła, gdzie każdy z was miał swoje miejsce (...). Jesteście źródłem honoru, siły i wiary, jesteście zobowiązaniem do trwania na straży pamięci i wartości, naszych śląskich wartości" - powiedział.
Marszałek woj. śląskiego Wojciech Saługa przypomniał, że wywózki z 1945 r. są jedną z najczarniejszych kart w historii regionu. Przypomniał, że obecny rok jest w województwie Rokiem Pamięci Ofiar Tragedii Górnośląskiej.
Centrum, upamiętniające wywózki kilkudziesięciu tysięcy osób, powstało w dawnym dworcu kolejowym, który w ostatnich latach został gruntownie wyremontowany. Pomocy w stworzeniu ekspozycji udzieliło prawie 30 samorządów. Muzeum będzie dostępne dla zwiedzających od 23 lutego.
Deportacje i inne prześladowania miejscowej ludności w okresie powojennym określane są mianem Tragedii Górnośląskiej. Wydarzenia te ze względów politycznych do 1989 r. były tematem zakazanym; w ostatnich latach powstaje coraz więcej inicjatyw związanych z ich badaniem i upowszechnianiem wiedzy na ten temat.
Gdy w styczniu 1945 r. na Górny Śląsk wkroczyła Armia Czerwona, wypierająca oddziały niemieckie, mieszkańcy tych ziem traktowani byli jako Niemcy; doświadczali licznych represji, w tym gwałtów i mordów. Rozpoczęła się też akcja masowych zatrzymań i deportacji do pracy przymusowej, co - jak mówią historycy - miało być swoistą formą reparacji wojennych.
Pierwsze transporty na Wschód ruszyły w marcu 1945 r. Podróż w bydlęcych wagonach - nazywanych na Śląsku "krowiokami" - trwała nawet kilkadziesiąt dni. Część deportowanych nie przeżyło transportu. W obozach na Wschodzie Ślązacy więzieni byli w bardzo trudnych warunkach - w barakach, z głodowymi racjami żywnościowymi, ograniczonym dostępem do wody pitnej i bez opieki medycznej.
Jak powiedział dyrektor katowickiego oddziału IPN Andrzej Sznajder, do kwietnia 1945 r. z Górnego Śląska wywieziono co najmniej 30 tys. osób - górników, kolejarzy, hutników. Wśród deportowanych byli powstańcy śląscy, żołnierze kampanii wrześniowej, a także członkowie konspiracji antyhitlerowskiej. Według ostrożnych szacunków, jedna trzecia deportowanych pozostała na Wschodzie na zawsze. Pierwsi Górnoślązacy wrócili do domów latem 1945 r. Wielu z nich w krótkim czasie zmarło.
IPN od 15 lat prowadzi badania naukowe, poświęcone wywózkom, publikuje wspomnienia i organizuje wystawy. W dalszym ciągu tworzy imienną listę deportowanych. "To wszystko nie byłoby możliwe, gdyby nie cierpliwa pamięć mieszkańców Górnego Śląska" - podkreślił Sznajder.
Skomentuj artykuł