Doceniał każdy uśmiech i innych uczył, by się śmiać
„Tato wiem, że patrzysz na nas z góry. Wierzę, że Pan Bóg powierzył Ci tam najpiękniejszą z ról. Dziękuję w imieniu kochającej żony Gosi i dzieci, Twoich małych Królików. Za wszystko. Za to, że nauczyłeś nas uśmiechać się do świata i do ludzi, pokazałeś, jaki piękny potrafi być ten świat i że warto być jego dobrą częścią. Nie było dla ciebie rzeczy niemożliwych. Każdego dnia przypominałeś, żeby chciało nam się chcieć. Udowadniałeś, że chcieć to móc” – tymi słowami Antoni Królikowski pożegnał swojego tatę, Pawła Królikowskiego.
Aktor zmarł 27 lutego, w wieku 58 lat. Jego pogrzeb odbył się 5 marca w Warszawie, miał charakter państwowy. Paweł Królikowski został pośmiertnie odznaczony przez prezydenta Andrzeja Dudę Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski za wybitne zasługi dla kultury polskiej.
Lubił siebie
Gdy pytano go, jaki ma przepis na szczęśliwą rodzinę mówił, że nie wolno wystawiać sobie faktur i rachunków, że trzeba trzymać się za ręce, kłócić jeśli jest o co, lubić się i żyć. To umiłowanie życia było dla niego bardzo ważne, jego przyjaciele podkreślają, że zawsze był uśmiechnięty, to nie był typ, któremu woda sodowa uderzyła do głowy. „Nie zawsze lubiłem siebie. A później pomyślałem, że jak nie będę lubił siebie, to kto polubi mnie? Nie chodzi tu o jakąś wysoką, pustą samoocenę, tylko o to, żeby innym było miło ze mną. Nie jesteśmy przecież bezludnymi wyspami na ocenie” – powiedział w jednym z wywiadów.
On bezludną wyspą nie był. Dom, który stworzył z Małgorzatą Ostrowską, był zawsze otwarty. „Dzisiaj, po wielu miesiącach walki z chorobą, odszedł Paweł Królikowski. Nasz ukochany Tata i Mąż. Zawsze będziesz w naszych sercach. Do zobaczenia Tato” – napisał 27 lutego na swoim Instagramie jego syn, Antoni Królikowski. Pod informacją posypały się kondolencje, cały polski Internet zalała fala ciepłych słów i wspomnień o Pawle Królikowskim. Aktorze, muzyku, prezesie Związku Artystów Scen Polskich, ale nade wszystko mężu i ojcu. Bo Paweł Królikowski właśnie rodzinę stawiał na pierwszym miejscu.
„Rodzina dla mnie jest wszystkim co mam, co stanowi o sensie mojego życia. Brzmi wzniośle, ale tak jest” – mówił. Podkreślał, że zawsze chciał mieć duża rodzinę, udało mu się to marzenie zrealizować. Gdy w wieku 21 lat podchodził do egzaminów do wrocławskiej szkoły aktorskiej, poznał swoją przyszłą żonę - Małgorzatę Ostrowską. Ślub wzięli w 1988 roku w Łodzi. Przez 32 lat ich małżeństwa świat nie słyszał o kryzysach, awanturach, ani o innych brudach, które tak chętnie wyciągają osoby z show-biznesu. Nie walczyli o swoją popularność, bo nie to leżało w ich naturze. „Praca jest świętością, jakakolwiek by ona nie była. Myślę sobie jednak, że powstało dzisiaj wiele zajęć komercyjnych, które nie są godne człowieka i wydaje mi się, że nie trzeba się aż tak poniżać, żeby zarabiać” – mówił aktor. Podkreślał, że sam pochodził z domu skromnego, nauczycielskiego, gdzie rodzice zawsze uczyli innych, i jego, jak powinien wyglądać świat i jak powinien zachowywać się człowiek. „Zawsze miałem dyskomfort i rozdźwięk między tym, czego nauczyłem się w domu, a co obserwowałem na ulicy czy w pracy” – podkreślał.
Cieszył się rodziną
Uważał, że bycie aktorem kiedyś, diametralne różniło się od tego, jak rozpoczynanie kariery wygląda teraz. „My jak mieliśmy po 19 lat to marzenie o tym, żeby wyjść na scenę profesjonalną i zrobić z tego sposób na życie to było wyzwanie rzucone nie tylko sobie, ale i swoim kolegom, rodzinie. Dzisiaj to jest po prostu bycie kimś w mediach, dziś nie jest to obarczone grzechem wstydu” - twierdził. Królikowski wiedział, że świat mediów wymaga od aktora potwornej determinacji. Pozyskiwanie pracy jest wyzwaniem. „Musimy poddać swoją prace ocenie i czekać czy będą tego owoce. Ja wszystkim dzieciakom mówię, żeby byli odważni i nie dali się zjeść hejtowi w Internecie” – mówił. Był dumny ze swojego syna Antoniego, który poszedł w jego ślady i również został aktorem.
Paweł Królikowski i Małgorzata Ostrowska mieli piątkę dzieci: trzech synów: Antoniego (ur. 1989), Jana (ur. 1992) i Ksawerego (ur. 2007) oraz dwie córki: Julię (ur. 1999) i Marcelinę (ur. 2001). Pytany o to, jak udaje mu się godzić pracę zawodową z wychowywaniem piątki dzieci mówił, że każdy dzień jest wyzwaniem „zapisywaniem życzeń, które chcielibyśmy, żeby się spełniły i tych, które umknęły naszej uwadze”. Nie udawał, że życie jest łatwe i bezproblemowe, ale umiał się cieszyć. „Strasznie się cieszę z mojej rodziny. Każdy z nas chce, żeby jego życie było szczęśliwe, trzeba to szczęście mocno trzymać za rękę, żeby się nie wyślizgnęło”.
Twierdził, że dzieci wychowuje się pracą, umysłem, sercem, całym swoim zżyciem. A i tak nie jesteśmy w stanie przewidzieć czy wszystko nam się uda tak, jak sobie zaplanowaliśmy. Wiedział, że trzeba się po prostu starać. „Ilość problemów nie jest proporcjonalna do ilości dzieci. A budowanie rodziny nie ma nic wspólnego z liczeniem. To, że ktoś mówi, że stać go na jedno czy na pięcioro dzieci, to jest czcze gadanie. Jak człowiek ma dzieci, to dopiero wie o czym mówi” – powiedział w jednym z wywiadów.
Żartował, że rodzina jest jak demokracja: z jednej strony to najgorsze co człowiek mógł dla siebie wymyślić, ale z drugiej strony nic lepszego nie ma. Mówił, że rodzina to spektrum kolorów: od najbardziej jaskrawe i radosne, po szare i ciemne.
Wierzył w Boga
Paweł Królikowski był człowiekiem mocno wierzącym w Boga. W swoim świadectwie wiary mówił o tym, jak ważne jest dla niego pokazywanie dzieciom, kim jest Chrystus, jaką opiekunką jest Matka Boska i jak wielobarwnymi partnerami w różnych trudnych chwilach są wszyscy święci. „Ile radości jest w takim poczuciu, że człowiek na świecie nie jest sam, gdy ma problemy" – powiedział. Zaznaczył, że każdy dzień zaczyna od modlitwy, i że bez wiary nie umiałby żyć. Boga widział w „dźwięku dzwonów, w pięknej pogodzie, w kroplach deszczu i w błysku pioruna, w bulgocie sportowego silnika w samochodzie, we wszystkim co jest naszym udziałem a dotknięte światłem geniuszu.”
W jednym z materiałów dostępnych w Internecie przytacza pewną historię: „Kiedy kręciłem pierwsze sceny i odcinki serialu, okazało się, że nasza baza jest w bliskim sąsiedztwie Sanktuarium w Niepokalanowie. Tak sobie pomyślałem wtedy, że Zduńskowolski święty chyba czuwa nad nami, bo serial okazał się hitem, a Maksymilian Kolbe wraz ze współbraćmi uchodzili przecież za innowatorów w dziedzinie komunikacji i publikacji mediów”. Wierzył w to, że trzeba żyć na własny rachunek, czerpać wzorce z góry, z nieba, z Pana Boga i takiego katalogu moralnego, który każdy z nas ma w sobie.
Był zdania, że nie trzeba się zarzekać, nigdy nie mówić „nigdy”, że jak się robi coś dobrego, to trzeba się tym zwyczajnie cieszyć. Potrafić dostrzegać rzeczy ważne i nieważne i umieć je od siebie odróżnić.
Paweł Królikowski był człowiekiem niezwykle wrażliwym i empatycznym. Dlatego zdarzało się, że rzeczy mało istotne zaprzątały jego uwagę. „Jak mówi moja żona, żebym nie martwił się na zapas dlatego uśmiecham się do kłopotów i staram się martwić jak najmniej”.
Marzył o aktorstwie
Paweł Królikowski pochodził z Zduńskiej Woli, nawet gdy już tam nie mieszkał chętnie angażował się w promowanie miasta, gdy wspominał swoje dzieciństwo, mieszkanie w bloku i patrzenie na odjeżdżające pociągi, mówił, że już wtedy marzył o pracy jako aktor. Najbardziej o grze w filmach przygodowych.
Jego pierwszą rolą ekranową był chuligan w filmie dla dzieci i młodzieży Dzień kolibra (1984). W 1987 ukończył studia na Wydziale Aktorskim filii krakowskiej Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej we Wrocławiu. Początkowo grał w Teatrze Studyjnym'83 im. Juliana Tuwima w Łodzi. Później razem z żoną przeprowadził się do Wrocławia. Tam dla wrocławskiego oddziału Telewizji Polskiej realizował programy dla młodych widzów „Truskawkowe studio”. Widzowie znają go też ze szklanego ekranu: w pamięci zapadła szczególnie jego rola Kusego w serialu „Ranczo”. W 2007 roku otrzymał za nią statuetkę „Melonika” dla najlepszego aktora komediowego na Festiwalu Dobrego Humoru w Gdańsku. Podkreślał, że każda rola jest dla niego wyzwaniem. Od 8 marca 2014 do 23 listopada 2019 zasiadał w jury programu rozrywkowego Polsatu Twoja twarz brzmi znajomo.
16 kwietnia 2018 został wybrany na prezesa Związku Artystów Scen Polskich, zastępując Olgierda Łukaszewicza. 21 lutego 2020 złożył rezygnację z pełnionej funkcji.
Doceniał każdy uśmiech
Paweł Królikowski w 2015 roku przeszedł zabieg usunięcia tętniaka mózgu. „Spotkałem ludzi w Szpitalu Bródnowskim, w szpitalu koło Zgierza i tam uratowali mi życie. Uratowała mi życie moja żona i mój profesor Ząbek. Okazało się, że mogę żyć" – mówił po operacji. Z nadzieją patrzył w przyszłość, wierzył, że choroba nie wróci. Tuż przed Bożym Narodzeniem ubiegłego roku trafił do szpitala, na oddział neurochirurgiczny, gdzie przeszedł kolejną operację.
W ostatnim wywiadzie powiedział: „Wszystko zawdzięczam mojej żonie. Małgosia niesamowicie mnie wspiera, ale również ogromną pomoc mam ze strony rodziny”. Dodał, że „ludzie, których dotyka choroba onkologiczna, oni jedyni wiedzą, jak to jest i co teraz czuję. To nigdy się nie kończy, zawsze będziemy zagrożeni, dotknięci najcięższą chorobą. To są bardzo poważne sprawy. Nie chcę o tym więcej mówić. Życzę wszystkim tym, których dotyka taka choroba, żeby przeżyli i zyskali znowu zdrowie” – powiedział.
Paweł Królikowski zmarł 27 lutego 2020 roku w Warszawie, miał 58 lat. 5 marca miejsce miał pogrzeb aktora, mszę żałobną koncelebrował kardynał Kazimierz Nycz. Królikowski spoczął na Cmentarzu Wojskowym na Powązkach. Rodzina poprosiła, aby na pogrzeb nie kupować kwiatów. W zamian za to można wpłacać pieniądze na rzecz, walczącego z glejakiem Kamila Ziółkowskiego, podopiecznego Fundacji Pomocy Dzieciom i Osobom Chorym "Kawałek Nieba".
„Sukcesem mojego życia jest radość z życia, świadomość, że bez względu na to, ile kosztuje każdy dzień, tak emocjonalnie, to bez względu na to nauczyłem się doceniać każdy najdrobniejszy uśmiech, mój, moich dzieci i tych, dla których staram się żyć” – mówił w jednym z wywiadów.
Skomentuj artykuł