Macierewicz: "Nagonka na świat polskiej nauki"
Nagonka na świat polskiej nauki, akt medialnego terroryzmu - tak członkowie i eksperci zespołu parlamentarnego ds. katastrofy smoleńskiego kierowanego przez Antoniego Macierewicza (PiS) określili wtorkową publikację "Gazety Wyborczej" i działania prokuratury, które po niej nastąpiły.
Zespół zwrócił się do prokuratury o przekazanie wszystkich kopii akt ze śledztwa dot. katastrofy smoleńskiej.
"Gazeta Wyborcza" podała, że eksperci zespołu "przedstawili w prokuraturze swe kompetencje, nie przedstawili dowodów na wybuch tupolewa". Od pełnomocników rodzin ofiar "GW" dowiedziała się, że byli to profesorowie: Wiesław Binienda, Jan Obrębski i Jacek Rońda. "Żaden nie jest specjalistą od lotnictwa ani katastrof" - napisała "GW". Rzecznik Naczelnej Prokuratury Wojskowej kpt. Marcin Maksjan poinformował "GW", że "żaden (ekspert) nie przekazał materiałów i danych, które stanowiły podstawę do prezentowanych wcześniej wniosków".
NPW we wtorek ujawniła protokoły zeznań ekspertów zespołu parlamentarnego. Prokuratura zaprzeczyła, by śledczy wcześniej przekazywali mediom fragmenty tych zeznań, co zarzucił Macierewicz, który złożył w tej sprawie zawiadomienie do prokuratury.
Macierewicz nazwał w środę publikację "Gazety Wyborczej", zachowanie prokuratury i części mediów "bezprecedensową nagonką na świat polskiej nauki". "Od 1968 nie pamiętam takiej nagonki na polskich naukowców służących prawdzie (…) To wstyd dla takich, którzy takie działania uprawiają" - powiedział.
Dodał, że "próbowano dokonywać papierowego zabójstwa", chciano doprowadzić, przez dezawuację ekspertów zespołu parlamentarnego, do tego, żeby nie doszło do ich debaty z członkami działającego przy KPRM zespołu kierowanego przez Macieja Laska. Do eksperckiej debaty ws. przyczyn katastrofy Tu-154M w Smoleńsku wezwał w sierpniu zespoły Macierewicza i Laska prezes Polskiej Akademii Anuk prof. Michał Kleiber.
Rońda ocenił w środę odnosząc się do publikacji "GW" i wydarzeń z tym związanych, że "to co się stało, to dowód zdziczenia obyczajów w życiu publicznym, akt terroryzmu medialnego, niespotykanego w cywilizowanym świecie". Stwierdził również, że - według niego - była to "próba zastraszenia polskiego środowiska naukowego, łącznie z prezesem PAN". Według niego przesłuchujący go prokuratorzy starali się wykazać, że "jest osobą kompletnie niekompetentną".
Rońda poinformował, że jest specjalistą od balistyki wewnętrznej, o czym wielokrotnie mówił, a nie ekspertem od wypadków lotniczych. Wspomniał m.in., że "stworzył platformę, która będzie wykorzystywana przez technologów do projektowania procesów spawania części silników turbinowych m.in. do samolotu F-16". Powtórzył, że z jego ekspertyz wynika, że w Smoleńsku doszło do wybuchu nad ziemią.
Podczas posiedzenia zespołu wyświetlono film przedstawiający laboratorium Biniendy w Stanach Zjednoczonych. Binienda poinformował w nagraniu, że zapraszał do niego prokuraturę wojskową, ale ta nie znalazła czasu. Profesor w środę ponownie zaprosił prokuraturę, a także dziennikarzy, aby osobiście odwiedzili jego pracownię.
Zaznaczył, że na drugiej konferencji smoleńskiej w październiku pokaże rezultaty badań, jakie miały miejsce pod jego przewodnictwem w ostatnich latach; były wykonane na trzech uniwersytetach amerykańskich, w tym w jego macierzystym Uniwersytecie w Akron. Poinformował, że jest to rezultat trzech prac doktorskich i jednej magisterskiej.
"Szkoda, że w Polsce są ludzie, którzy starają się obniżyć rangę polskich naukowców" - stwierdził. Artykuł w "GW" Binienda nazwał "nieszczęśliwym wypadkiem ludzi, którzy starają się nazywać dziennikarzami".
Dodał, że do dzisiaj nie ma rysunków technicznych Tu-154M, o co zwracał się m.in. do prokuratury, ale - jak dodał - ma pewność, że używana przez niego metodologia pozwala na stwierdzenie, że brzoza nie mogła przeciąć skrzydła.
Był też pytany przez dziennikarzy, czy pracował dla Narodowej Rady Bezpieczeństwa Transportu przy jakiejkolwiek katastrofie lotniczej (National Transportation Safety Board - amerykańska organizacja zajmującą się m.in. badaniem wypadków lotniczych). Odpowiedział, że korzysta z takich samych narzędzi do badań katastrof lotniczych jak NTSB.
Mec. Piotr Pszczółkowski podkreślił, że należy zwrócić się do Wojskowej Prokuratury Okręgowej w Warszawie, żeby ujawniła wszystkie akta ze śledztwa smoleńskiego, z wyjątkiem tych szczególnie wrażliwych. (np. zdjęcia z sekcji zwłok itp.) "Powinny być dostępne dla każdego" - zaznaczył.
W reakcji mec. Stefan Hambura, pełnomocnik m.in. Jana Melaka poinformował, że we wtorek zwrócił się do prokuratora generalnego, aby wszystkie akta ze śledztwa zostały umieszczone w internecie. Zwrócił się także do prokuratora generalnego Andrzeja Seremeta, aby objął proces ujawniania dokumentów osobistym nadzorem.
Także zespół przyjął wniosek, w którym zwrócił się do prokuratury o udostępnienie wszystkich materiałów.
Hambura powiedział ponadto, że ujawnienie przez prokuraturę zeznań ekspertów narusza protokoły wykonawcze art. 2 europejskiej konwencji praw człowieka i podstawowych wolności. Dodał, że "wszystko rozwija się w takim kierunku, że trzeba się będzie zastanowić, czy skarb państwa nie będzie musiał ponieść odpowiedzialności".
Skomentuj artykuł