"Mam poczucie winy dot. funkcjonowania prokuratury ws. Amber Gold"

(fot. PAP/Radek Pietruszka)
PAP / pk

Prok. Dariusz Różycki przyznał przed komisją śledczą, że ma poczucie winy w związku ze sposobem funkcjonowania Prokuratury Okręgowej w Gdańsku w sprawie Amber Gold. Różycki kierował tą prokuratura od 2008 do wiosny 2016.

Posłowie komisji wskazywali, że w piśmie prokuratury okręgowej ze stycznia 2012 r. - odpowiadającym na zastrzeżenia Komisji Nadzoru Finansowego - była mowa, że zawieszenie przez Prokuraturę Rejonową Gdańsk-Wrzeszcz postępowania ws. Amber Gold w maju 2011 r. było niezasadne oraz że jest konieczność podjęcia go na nowo i objęcia go nadzorem.

Jednak - jak podkreślali posłowie - pismo prokuratury okręgowej w sprawie wznowienia postępowania trafiło do prokuratury rejonowej dopiero w kwietniu 2012 r., a wznowione wówczas postępowanie faktycznie zostało objęte nadzorem dopiero w czerwcu 2012.

Posłowie - w tym Stanisław Pięta (PiS) i Jarosław Krajewski (PiS) - pytali co było przyczyną takiego funkcjonowania gdańskiej prokuratury. - Wydaje mi się, że to jest czynnik ludzki, po prostu ktoś zawiódł, osoba zawiodła, ja nie jestem w stanie wskazać tej osoby - odpowiadał Różycki. Przyznał, że ma poczucie winy.

DEON.PL POLECA

- Pierwszy kontakt ze sprawą Amber Gold utkwił mi w pamięci około maja lub czerwca 2012 r., kiedy odwiedził mnie dyrektor ABW wraz z zastępcą i poinformował mnie o tej sprawie - powiedział prokurator. Dodał, że później dowiedział się, iż ze sprawą miał już wcześniej kontakt - dekretował pismo, które wpłynęło z KNF do gdańskiej prokuratury okręgowej. - Ale tego faktu nie pamiętam - zaznaczył.

Przewodnicząca komisji Małgorzata Wassermann (PiS) pytała: "Panie prokuratorze, czy ma pan problem z pamięcią?". - Moja pamięć zależy od informacji, które docierają do mnie, nie jestem w stanie zapamiętać wszystkiego - odpowiedział świadek.

Zaznaczył, że nie jest "kolejnym prokuratorem, który ma amnezję". - Mam prawo nie pamiętać różnych spraw, które wpływały w tamtym czasie - zastrzegł jednocześnie. Różycki mówił, że "wówczas prokuratorowi okręgowemu na biurko dziennie wpływało 250 dokumentów". - To były dokumenty cienkie i grube, z którymi prokurator musi się zapoznać. Siłą rzeczy robiłem to w sposób niedokładny, bo nie starczyłoby na to czasu. Jeszcze dodatkowo nadzorowałem wydział budżetowo-administracyjny, jedno z ważniejszych ogniw w prokuraturze. Podpisywałem około 300-400 rachunków dziennie - mówił świadek.

Wassermann odpowiedziała, że komisja wie, jak pracuje prokuratura, ale nie wyobraża sobie sytuacji, że szef prokuratury rejonowej otrzymuje pytanie od mediów o daną sprawę i nie informuje przełożonego z prokuratury okręgowej, że będzie udzielał mediom o tej sprawie informacji. - Albo pan nie panował nad swoją jednostką, albo pan nie chce tego komisji powiedzieć - oceniła.

Przewodnicząca komisji w tym kontekście wskazywała na medialne wypowiedzi o sprawie Amber Gold ze strony Prokuratury Rejonowej Gdańsk-Wrzeszcz udzielane w prasie jeszcze w styczniu 2010 r. Różycki odpowiadał, że jeśli chodzi o informacje medialne, to w 2010 r. nie było jeszcze uregulowane przekazywanie tych informacji w prokuraturze i nie wiedział o wszystkich sprawach, o których informowali w mediach prokuratorzy rejonowi.

Posłowie pytali świadka także o kwestię objęcia nadzorem sprawy Amber Gold prowadzonej przez Prokuraturę Rejonową Gdańsk-Wrzeszcz. 28 listopada 2011 r. do Prokuratury Generalnej wpłynęło pismo szefa Komisji Nadzoru Finansowego z krytycznymi uwagami pod adresem postępowania Prokuratury Rejonowej Gdańsk-Wrzeszcz ws. Amber Gold. Od końca maja 2011 r. postępowanie to było zawieszone z uwagi - jak uzasadniono - na przedłużający się termin wydania przez biegłego opinii.

Pismo to trafiło do Prokuratury Apelacyjnej w Gdańsku, następnie do prokuratury okręgowej i rejonowej. Jak przypominali posłowie podczas piątkowego posiedzenia komisji, w podpisanej przez Różyckiego odpowiedzi z 5 stycznia 2012 r. m.in. była informacja, że zawieszenie postępowania było niezasadne i że pismo w tej sprawie zostało skierowane do prokuratury rejonowej we Wrzeszczu; było też stwierdzenie, że po podjęciu postępowania zostanie ono objęte nadzorem przez prokuraturę okręgową.

Wassermann powiedziała, że pismo z 5 stycznia 2012 r. wysłane zostało do gdańskiej prokuratury apelacyjnej, ta przekazała je do prokuratury generalnej, a ta do KNF. Po czym - zaznaczyła - przez cztery miesiące prokuratura okręgowa nie zrobiła nic, ponieważ pismo ws. konieczności podjęcia zawieszonego postępowania i objęcia go nadzorem trafiło do prokuratury rejonowej we Wrzeszczu dopiero 4 kwietnia 2012 r. W tym też dniu postępowanie zostało podjęte, natomiast - jak powiedziała Wassermann - nadzorem zostało ono objęte w czerwcu 2012 r.

Szefowa komisji dopytywała, kto miał obowiązek wydania polecenie objęcia nadzorem sprawy prowadzonej w prokuraturze rejonowej. Różycki przyznał, że prokurator okręgowy, czyli w tej konkretnej sprawie - on. - Teraz sobie przypominam, że chyba nie mogłem objąć sprawy zwierzchnim nadzorem służbowym, bo sprawa ta była zawieszona - dodał.

Posłanka PiS powiedziała jednak, że po otrzymaniu za pośrednictwem Prokuratury Apelacyjnej korespondencji od KNF, Różycki musiał czuć powagę sytuacji, bo w trybie natychmiastowym kazał zająć się sprawą i spytała co konkretnie kazał zrobić prok. Hannie Borkowskiej. Różycki powtórzył, że sprawę Amber Gold pamięta od przełomu maja/czerwca 2012 r. Jednak Wassermann stwierdziła, że nakazał prok. Borkowskiej "ściągnąć" akta oraz dokonać pełnej analizy i oceny postępowania ws. Amber Gold, czego dokonała ona bardzo szybko i już 5 stycznia 2012 r. jest gotowe pismo, które prok. Różycki podpisał. - Czy pan pamięta, co pan podpisał? - spytała.

- Podpisałem informację, w której podzielam stanowisko chyba KNF co do okoliczności podjęcia zawieszonego postępowania - ja to mówię z głowy, mogę się mylić, nie chcę mówić nieprawdy - oraz podpisuję pismo, z którego wynika, że sprawa ta zostanie objęta nadzorem służbowym - powiedział Różycki.

Dopytywany, czy powinien wydać na piśmie polecenie objęcia sprawy nadzorem, odpowiedział, że uważa, iż powinien to wydać na piśmie. Dodał, że w tej sprawie nie pamięta, ale wydaje mu się, że wydał polecenie ustne, bo "nie ma jego zapisu o objęciu sprawy nadzorem". Z kolei na pytanie kogo wyznaczył do nadzoru, odpowiedział, że nie pamięta. Następnie stwierdził, że wydaje mu się, iż prok. Borkowską, bo ona nadzorowała prokuraturę rejonową we Wrzeszczu.

Szefowa komisji zaznaczyła, że o objęciu nadzorem postępowania ws Amber Gold mowa była w styczniu 2012 r. i spytała, ile razy od stycznia do czerwca 2012 r. pytał prok. Borkowską o sprawę, którą kazał objąć nadzorem. - Sądzę, że nie pytałem jej - odpowiedział Różycki. - Dlatego że jest pewien podział funkcyjnych prokuratorów i ich obowiązków - dodał zaznaczając, że wówczas on osobiście nadzorował m.in. wydziały organizacyjny i informatyczny. Odpowiadając na kolejne pytania powiedział, że jego zastępcą, który miał kontrolować nadzór w postępowaniu przygotowawczym był Krzysztof Skierski.

Poseł Krajewski pytał Różyckiego jak to się stało, że wysłał w styczniu 2012 r. pismo, w którym informowano szefa KNF o objęciu nadzoru nad sprawą dot. Amber Gold, choć w rzeczywistości tak się nie stało. "Prawdopodobnie nie miałem świadomości, że pismo to (ws. konieczności podjęcia postępowania oraz objęcia go nadzorem) jeszcze nie wyszło. Nie wiem, w jaki sposób podpisałem to pismo: czy to pismo dostałem w teczce do podpisu, czy też omawiałem je osobiście z prokuratorem, który je sporządził" - odparł świadek.

Na pytanie, czy świadomie wprowadził w błąd szefa KNF Różycki odpowiedział, że "świadomie nie". - Wydałem polecenie objęcia sprawy nadzorem służbowym w momencie kiedy sprawa zostanie podjęta. Wówczas ja powinienem podpisać pismo do prokuratury rejonowej Gdańsk-Wrzeszcz sugerujące (...) podjęcie sprawy z zawieszenia celem objęcia zwierzchnim nadzorem służbowym - dodał.

- Wtedy, gdyby zatrybiło (...) to powinno natychmiast wiązać się z tym, że prokurator wyznaczony do nadzoru sprawy, powinien wypełnić taki dowód, którym obejmowało się nadzorem służbowym sprawę, przedstawić mi do podpisu i powinno to być natychmiast - powiedział Różycki. - Używając pana języka: w tym przypadku, w sprawie Amber Gold, nie zatrybiło? - zapytał Krajewski. - Nie zatrybiło - odpowiedział prokurator.

Dopytywany przez szefową komisji śledczej, Różycki powiedział, że "wiele osób popełniło błąd". - Ja do tego błędu również się przyznaje, chociaż jak państwo zauważają próbuję, być może, umniejszyć swoją odpowiedzialność za to wskazując na to co faktycznie działo się w prokuraturze i dzieje się do dzisiaj - powiedział. Wskazał, że chodzi mu o "niemożność nadzorowania każdej sprawy".

- Spraw, które omawiałem do przejęcia nadzoru miałem tygodniowo kilka, kilkanaście. Wydawałem zazwyczaj decyzje na piśmie - dodał. - Tutaj tego zapisu nie ma (ws objęcia sprawy Amber Gold nadzorem), co świadczy o tym, że tę sprawę omówiłem i wydałem polecenie ustne a prokurator przez zapomnienie nie przedłożył mi do podpisu tego dokumentu (...). Tak zakładam - powiedział Różycki.

Kolejnym z wątków poruszonych podczas przesłuchania była kwestia ewentualnych kontaktów prokuratora m.in. z ówczesnych premierem Donaldem Tuskiem. - Nie znam Tuska, nigdy z nim nie rozmawiałem, nie miałem z nim ani formalnych, ani nieformalnych związków - oświadczył Różycki.

Posłowie pytali świadka o tę kwestię w związku z zamieszczanymi w mediach w 2012 r. zdjęciami wykonanymi podczas meczów Lechii Gdańsk, na których - w loży VIP - siedzieli m.in. Tusk i Różycki. - Czy będąc szefem gdańskiej prokuratury okręgowej uczestniczył pan w imprezach sportowych z udziałem ważnych polityków? - pytała Andżelika Możdżanowska (PSL). Różycki odpowiedział, że nie uczestniczył.

Z kolei Krajewski pokazał wówczas świadkowi wydruki publikacji "Super Expressu", w których zawarte były zdjęcia loży VIP stadionu Lechii Gdańsk. - W imprezach sportowych z udziałem polityków nie brałem udziału, bo mecz piłkarski jest z udziałem piłkarzy - mówił Różycki. Jak dodał na okazanym zdjęciu "jako żywy Donald Tusk siedzi za mną, a nie obok mnie".

- Miejsca były nienumerowane, każdy siadał tam, gdzie chciał. W momencie, kiedy ja siedziałem premier Tusk przyjeżdżał na początku meczu i siadał tam, gdzie uznał za stosowne. Siadał w pewnej odległości ode mnie, bo zdarzały się takie sytuacje, że siedział na samej górze tej loży. To on decydował, gdzie usiądzie i przy kim usiądzie. Albo być może jego służby - zeznał świadek. Dopytywany przez Marka Suskiego (PiS) stwierdził, że ówczesny premier nigdy się z nim nie przywitał podczas tych meczów. Dodał też, że w loży VIP często był również np. obecny prezes TVP Jacek Kurski.

- Przy pierwszej wizycie, jaką złożyłem prokuratorowi generalnemu (...) biorąc pod uwagę takie publikacje, jakie ukazywały się wtedy w stosunku do mojej osoby, a tych publikacji było znacznie więcej, czując ciężar na sobie i dla dobra śledztwa, złożyłem wówczas rezygnację z funkcji prokuratora okręgowego - ujawnił Różycki. Dodał, że obecni wówczas byli: prokurator generalny Andrzej Seremet, jego zastępca Marek Jamrogowicz oraz gdański prokurator apelacyjny.

Świadek dodał, że chodził regularnie na mecze Lechii, bo jest kibicem tego klubu. - Od 2007-08 r. otrzymywałem wejściówki do strefy VIP, nie płaciłem za nie, otrzymywałem je z zarządu klubu, przychodziły do prokuratury - powiedział. - A czy pan zgłaszał, że otrzymuje nieodpłatne wejściówki? - pytała Wassermann.

- Od 2011 albo 2012 r. zrezygnowałem z tego (...) nikomu nie zgłosiłem, uważam, że popełniłem olbrzymi błąd, przyjmując je - przyznał Różycki. Powiedział, że nie ma pojęcia, jakiej były one wartości i dodał, że nie wpisał ich do oświadczeń majątkowych.

Kolejne posiedzenie komisji śledczej i przesłuchania kolejnych prokuratorów zaplanowano na 29 listopada.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

"Mam poczucie winy dot. funkcjonowania prokuratury ws. Amber Gold"
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.