"Metro": Nie chcemy kobiet w pracy

(fot. flickr.com/ by brixton)
PAP / ad

Na rozmowie kwalifikacyjnej o pracę kobieta ma mniejsze szanse niż mężczyzna - wynika z międzynarodowego badania firmy Ranstad "Monitor rynku pracy", które przytacza "Metro".

O szanse kobiet i mężczyzn na rozmowach kwalifikacyjnych spytano ponad 13 tys. pracowników z 29 krajów.

W Polsce 40 proc. badanych przyznało, że mężczyźnie łatwiej zdobyć pracę. W żadnym innym państwie odsetek takich odpowiedzi nie był równie wysoki. Dyskryminację kobiet częściej zauważają mężczyźni. Dokładnie co drugi, ale tylko co trzecia kobieta.

Potwierdzają to sami pracodawcy. Według przygotowanego przez Obserwatorium Regionalnych Rynków Pracy Pracodawców RP raportu "Dyskryminacja w procesie rekrutacji?" wynika, że dla mężczyzn propozycji pracy jest pięć razy więcej niż dla kobiet. Niemal połowa pracodawców przyznaje, że woli zatrudniać mężczyznę. Zaledwie co dziesiąty preferowałby kobietę, a dla 42 proc. jest to obojętne.

Jak wynika z badania Ranstadu, aż dwie trzecie Polek woli pracować z mężczyznami i mieć za szefa mężczyznę. Co trzecia w tym gronie przyznaje też, że chciałaby, by w jej zespole ilościową przewagę mieli panowie.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

"Metro": Nie chcemy kobiet w pracy
Komentarze (1)
MB
mur beton
25 października 2011, 15:49
Nie "Sytuację kobiet zmienić jest tym trudniej, że także one same nie oceniają się najlepiej.", "Sytuację kobiet zmienić jest tym trudniej”, bo kobiety wiedzą, że są i będą gorzej traktowane, dlatego, że są zagrożeniem dla pracodawcy ze względu na możliwość urodzenia dziecka lub już jego/ ich istnienia. W naszym kraju nie ma po prostu takiego prawa, które spokojnie pozwoliłoby być kobiecie kobietą-matką, dając prawo do długiego płatnego urlopu macierzyńskiego lub wychowawczego, któryby pozwolił jej na spokojne przebrnięcie pierwszych lat życia dziecka bez konieczności zostawiania go w domu lub oddawania różnorakim instytucjom, ale także bez konieczności "wyrzekania się" powrotu do tzw. kariery zawodowej. Nawet bezrobotni mają więcej w tym zakresie praw, bo np. są wspomagani w szkoleniach, czy dodatkowych pracach. Kobieta-matka, po kilku miesiącach od urodzenia dziecka, staje wobec dylematu z czego będzie żyć i jak będzie postrzegana w środowisku pracy, znajomych dalszych lub bliższych. Nie pracującą bowiem zawodowo kobietę traktuje się jak lenia, ciemniaka, zacofańca, nieudacznika, patologię, bo "wyciąga ręce po cudze" - gdy jest np. na macierzyńskim, lub nie daj Boże - na zwolnieniu w ciąży - jest darmozjadem - bo "przejada" państwowe, czyli "nasze" pieniądze. Nie ma możliwości prawdziwego WYBORU, praca czy dom, bo nie ma za co wyżywić siebie i dzieci, a gdy dzieci zaczynają chorować (żłobek, przedszkole, ale i po prostu zwykły wiek dziecka, w którym musi się "porządnie" wychorować-do 8-ego roku życia jest to podobno bardzo normalna sytuacja) to wiadomo, że jest "złym" pracownikiem, bo jest pracownikiem "w kratkę" . Nikt nie myśli o udogodnieniach, odciążeniach. A przecież i tak dostaje ona 80 % poborów (a może nawet mniej?). Można by godzinami przedstawiać dalsze dywagacje na ten temat, ale najbardziej prawdziwe jest po prostu to - kobieta jest zagrożeniem, bo możebyć-jest matką! A na to nasze państwo nie znalazło jeszcze żadnego dobrego pomysłu.