"Nie ilość pieniędzy, ale sposób wydawania"

(fot. PAP/Paweł Supernak)
PAP / psd

System finansowania służby zdrowia potrzebuje zdecentralizowania; pieniądze powinny trafiać do wojewodów, którzy w ramach budżetów zadaniowych realizowaliby "to, co jest związane z kontraktowaniem świadczeń" - uważa poseł PiS, b. wiceminister zdrowia Bolesław Piecha.

Piecha, który zabrał głos podczas poniedziałkowej debaty na temat zdrowia, ocenił, że obecnie funkcjonujący system scentralizowany jest "głęboko niewydolny" i nie gwarantuje konstytucyjnego prawa do świadczeń opieki zdrowotnej finansowanych ze środków publicznych.

- Obecnie nikt, ani rząd, ani parlament, ani ministerstwo zdrowia nie kontrolują przepływu środków finansowych, a robi to skostniała urzędnicza instytucja, czyli Narodowy Fundusz Zdrowia - ocenił. Dodał, że komisje sejmowe opiniują plan finansowy, jednak prezes NFZ może taki plan zmienić.

DEON.PL POLECA

- Trzeba wrócić do systemu budżetowego, ale zadaniowego, zdecentralizować system i przekazać środki do wojewodów, aby wojewoda w budżecie zadaniowym realizował to, co teraz jest związane z kontraktowaniem świadczeń - stwierdził.

Dodał, że środki przeznaczane na system ochrony zdrowia, czyli 4,2 proc. PKB nie mogą spowodować poprawy w systemie opieki zdrowotnej.

Prof. Krzysztof Krajewski-Siuda, ekspert Instytutu Sobieskiego, przekonywał, że nie należy likwidować Narodowego Funduszu Zdrowia, ale trzeba znacznie ograniczyć jego funkcjonowanie. Jego zdaniem należy podzielić składkę zdrowotną na dwa filary.

Z jednego byłyby finansowane m.in. podstawowa opieka zdrowotna, leczenie specjalistyczne ambulatoryjne, leczenie szpitalne na podstawowym poziomie. - Tam, gdzie w obszarze świadczeniodawców mamy do czynienia z konkurencją, tam można sobie wyobrazić wizje konkurujących ze sobą funduszy, (...) danie ubezpieczonemu możliwości wyboru ubezpieczyciela - mówił.

Zaznaczył, że ten model nie w każdym obszarze się sprawdza i tam, gdzie nie istnieje konkurencja po stronie świadczeniodawców, np. w przypadku szpitali uniwersyteckich, składki powinny być zarządzane przez drugi filar nadzorowany przez NFZ.

Prof. Jerzy Jurkiewicz, neurochirurg, przekonywał, że szpitale uniwersyteckie, wysokospecjalistyczne muszą być finansowane w odrębny sposób. - Inaczej stracimy bezpieczeństwo zdrowotne Polaków - przestrzegał. Podkreślił, że obecnie te najlepiej wyposażone placówki, prowadzące najbardziej skomplikowane leczenie są w tragicznej sytuacji finansowej.

Prezes Polskiej Koalicji Organizacji Pacjentów Onkologicznych Jacek Gugulski mówił, że jakość leczenia nie może być uzależniona od adresu i finansowanie powinno być tak zorganizowane, by pacjent nie musiał przemierzać setek kilometrów, aby uzyskać leczenie.

Dodał, że pacjenci onkologiczni często mają wrażenie, że patrzy się na zysk, a szpitale, które leczą dobrze, maja olbrzymie problemy. - Można to zmienić, ale musi być odpowiednie finansowanie - mówił. Jego zdaniem najważniejsza rzecz to zniesienie limitów na świadczenia medyczne.

Jak przypomniał Grzegorz Opala (minister zdrowia w rządzie Jerzego Buzka), gdy kilkanaście lat temu zaczynały działać kasy chorych, dysponowały one 23 miliardami zł środków. Dziś NFZ dysponuje 64 mld zł, a problemy są te same. - Więc to nie problem pieniędzy, tylko organizacji systemu ich dystrybucji - powiedział.

Według prof. Krzysztofa Bieleckiego, chirurga z 50-letnim stażem, "w służbie zdrowia nie może być demokracji i wolnego rynku". - Powinna być demokracja w stylu watykańskim, kontrolowana przez papieża, którym jest chirurg na sali operacyjnej - mówił, wzbudzając oklaski zebranych. Opowiedział się za likwidacją NFZ, bo - jak podkreślił - nie może być zgody na sytuację, w której "w służbie zdrowia najważniejsze są dwa słowa: +oszczędzanie+ i +zysk+, a nikt nie mówi o jakości leczenia".

- W szpitalach o wszystkim decydują ekonomiści, menedżerowie. A jak coś się powikła, to nie NFZ, a lekarz albo pielęgniarka stają przed sądem - mówił Bielecki. Jego zdaniem, w obecnej sytuacji budżetowej, gdy pieniędzy na służbę zdrowia jest za mało, to należy przeznaczyć je na zwalczanie "najgorszych trzech zabójców": chorób krążenia (miażdżyca), nowotworów i profilaktykę wypadków i zatruć.

Joanna Zabielska-Cieciuch z Porozumienia Zielonogórskiego przekonywała podczas poniedziałkowej debaty zdrowotnej, że system ochrony zdrowia powinien być oparty na funkcjonowaniu opieki rodzinnej, co z kolei pozwoli "ograniczyć liczbę kosztownych pacjentów w szpitalach". Podkreśliła, że żadnego systemu nie stać na finansowanie tylko medycyny naprawczej w szpitalach, a taki model promowany jest obecnie w Polsce.

- Jesteśmy lekarzami, którzy najczęściej stykają się z pacjentami, udzielamy 130 milionów konsultacji rocznie. Zaledwie 33 proc. lekarzy podstawowej opieki zdrowotnej to lekarze rodzinni, (...) nie możemy w pełni pokazać, co medycyna rodzinna może zaoferować pacjentom, bo warunki kontraktowania z NFZ pozwalają na wykorzystanie 40 proc. umiejętności i wiedzy uzyskanych podczas szkolenia - mówiła.

Z kolei prezes Naczelnej Rady Aptekarskiej Grzegorz Kucharewicz ocenił, że system ochrony zdrowia w Polsce jest permanentnie reformowany, jednak konieczna jest jasna wizja zmian i budowa nowoczesnego systemu opartego na transparentności, równości i sprawiedliwości społecznej. Jako jedną z wad obecnego systemu wymienił nadmierną biurokratyzację.

W jego ocenie państwo powinno zadbać o najbiedniejszych i najsłabszych. Zaproponował bezpłatne leki dla najmłodszych np. do 7 roku życia oraz dla najstarszych, np. po 70. lub 80. roku życia. - Nie można oszczędzać kosztem zdrowia obywateli, ale można efektywniej gospodarować dostępnymi środkami - ocenił.

Natomiast przewodniczący Stowarzyszenia Pacjentów Primum Non Nocere Adam Sandauer ocenił, że obecnie w wyniku braku kontroli nad NFZ "co roku każdej jesieni kończą się pieniądze na świadczenia medyczne, a zostają tylko w najgorszych szpitalach". - To głębokie naruszenie konstytucji, bo prawo do leczenia jest równe niezależnie czy choruje się na początku czy pod koniec roku. Budżetowy system ochrony zdrowia to podstawa - zaznaczył.

Odnosząc się do pomysłu zlikwidowania NFZ przewodniczący Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy Krzysztof Bukiel powiedział, że likwidowanie instytucji, które źle działają, nie prowadzi do uzdrowienia sytuacji; trzeba się zastanowić, skąd się biorą ich problemy.

- To, że NFZ źle działa, to nie kwestia ludzi, którzy tam pracują, ale warunków, które zostały mu narzucone. Po pierwsze (to) stosunkowo niewielka ilość pieniędzy publicznych i obowiązek sfinansowania nieograniczonego zakresu świadczeń. W takiej sytuacji trzeba limitować świadczenia - podkreślił.

Jego zdaniem PiS chce powołać nową instytucję, która działać ma na takiej samej zasadzie jak obecnie NFZ. - Oni też będą limitować świadczenia zdrowotne. Jeśli zderzą się ze zbyt małą ilością pieniędzy w stosunku do potrzeb, to będą musieli limitować - uznał.

W jego ocenie trzeba się raczej zastanawiać, jak eliminować wady NFZ. Jako podstawową wadę wymienił niezbilansowanie nakładów z wydatkami. - Jeśli stwierdzamy, że ilość pieniędzy jest ograniczona, to wiadomo, ze nie zapewnimy nieograniczonej liczby świadczeń. Więc zastanówmy się, na co te pieniądze powinny przede wszystkim pójść - mówił. Jego zdaniem trzeba określić priorytety, a za część świadczeń wprowadzić współpłacenie.

- Wprowadzenie współpłacenia zahamuje wydawanie pieniędzy na rzeczy niepotrzebne. (...) Są świadczenia zdrowotne, które są nadużywane. Jeśli z tym się nie uporamy, to nie będzie zbilansowania - mówił.

Jako koleją wadę NFZ wskazał niemerytoryczne wycenianie świadczeń. W jego ocenie dziś NFZ wycena świadczenia "z powietrza".

Także przewodnicząca sekretariatu zdrowia NSZZ "Solidarność" Maria Ochman mówiła, że trzeba przede wszystkim zdiagnozować przyczyny, dla których obecny system się załamał.

Jej zdaniem składka zdrowotna od początku była za niska. Wyraziła obawę, że brak środków będzie katastrofą każdego systemu.

Powiedziała, że sytuacja w Polsce powoduje, że składki nie rosną, że ucieka się w "szarą strefę", jeśli chodzi o zatrudnienie. Podkreśliła, że przy wysokim bezrobociu i nagminnym wykorzystywaniu tzw. umów śmieciowych pieniędzy w systemie zawsze będzie za mało.

Według Radziwiłła, który podkreślał w poniedziałek w czasie debaty organizowanej przez PiS, że wypowiada się tylko we własnym imieniu, na świecie nie ma jednej dobrej metody organizacji służby zdrowia. - Ale najlepiej są oceniane systemy zbliżone do budżetowego - jak brytyjski i skandynawskie, a największa satysfakcja obywateli jest z systemu ubezpieczeniowego - jak we Francji - dodał.

Zarazem Radziwiłł uznał, że państwo powinno przejąć większą niż obecnie odpowiadać w dziedzinie opieki zdrowotnej. - Ratownictwo medyczne to za mało jak na odpowiedzialność państwa - ocenił. Jak podkreślił, w Polsce - zmierzamy bardzo ostro do systemu rynkowego, podczas gdy świat - w przeciwnym kierunku. Nawet w USA państwo coraz bardziej staje się odpowiedzialne za służbę zdrowia - powiedział.

Wiceszef NRL uważa, że powinno się zmienić przepisy tak, aby do służby zdrowia dostęp miał każdy obywatel, a nie - tak jak przyjęło się obecnie - każdy ubezpieczony. - Zbyt wiele nas kosztuje sprawdzanie, kto jest ubezpieczony, a kto nie - powiedział.

Przekonywał także, że większy nacisk powinien być położony na promowanie kwestii zdrowia publicznego.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

"Nie ilość pieniędzy, ale sposób wydawania"
Komentarze (2)
T
Teresa
8 października 2012, 16:36
Samorządy są jak.... Nie znają się na Opiece Medycznej. Nie potrafią wyjść poza prywatne interesiki i kumplostwo. Nowoczesna medycyna musi opierać się na logicznych ,integrujących poszczególne placówki,jasnych zasadach. Powinna równomiernie docierać w optymalnych specjalnościach do każdego pacjenta. Co ma do tego ilość pieniędzy wpływających do nfz-u? Jedno jest pewne-  potrzeba -pięknej ,inteligentnej,miłej i stanowczej kobiety do podźwignięcia ze stereotypów. 
H
hahahah
8 października 2012, 15:01
tak, składka zdrowotna jest stanowczo za niska, no i za często chodzimy do lekarzy, ledwo nas coś zaboli i juz biegniemy robić badania, ale i tak to wszystko to przede wszystkim wina kobiet w ciąży,ciągle przychodzących po zwolnienia i emerytów którzy okupują przychodnie i szpitale. Zlikwidujmy publiczną służbę zdrowia - każdy niech się leczy sam!