Nie ma mowy o przedterminowych wyborach
Przedterminowe wybory parlamentarne na wiosnę są zupełnie nierealne, ponieważ w parlamencie nie ma obecnie żadnych sił politycznych, które byłyby w stanie taką decyzję przeforsować - uważa dr Jarosław Flis z Instytutu Dziennikarstwa i Komunikacji Społecznej UJ.
Według politologa PO, chcąc przeprowadzić wybory na wiosnę, zgodnie z konstytucją musiałaby uzyskać w Sejmie większość 2/3 głosów ustawowej liczby posłów (co najmniej 307), co - jak podkreślił - jest obecnie "nierealne".
- Premier Donald Tusk nie znajdzie większości w parlamencie, która miałaby dobrą wolę do przedterminowego rozwiązania Sejmu. Nawet, jeśli pojawiają się jakieś głosy o wcześniejszych wyborach wyciekające z politycznego zaplecza premiera, to w ogóle nie mają one żadnej zdolności oddziaływania na inne ugrupowania polityczne - powiedział Flis.
W jego ocenie, gdyby Platforma rzeczywiście chciała przeprowadzić wybory na wiosnę musiałaby już zacząć przekonywać dwie największe partie opozycyjne tj. PiS i SLD. Według niego, tylko te dwie partie teoretycznie mogłyby być zainteresowane wcześniejszymi wyborami, gdyż dla PSL takie rozwiązanie jest "ekstremalnie niekorzystne", bowiem reelekcja Ludowców jest - jak podkreślił - "łagodnie mówiąc niepewna".
- Jeśli premier ogłosiłby, że dąży do przedterminowych wyborów, to dla PiS i SLD najlepszą strategią byłoby obiecywanie Platformie poparcie dla takiej decyzji, a w ostatniej chwili wycofanie się z tego. Bez wątpienia doprowadziłoby to do wzrostu napięcia w koalicji, a nawet do jej rozpadu. Takie zagrożenie podważa jakiekolwiek prawdopodobieństwo, że taka decyzja zostanie podjęta - uważa Flis.
Jak podkreślił, warto się także zastanowić, czy dla PO decyzja o skróceniu kadencji Sejmu byłaby opłacalna. - Jest to co najmniej wątpliwe, ponieważ historyczne doświadczenia są zniechęcające - powiedział politolog.
Przypomniał, że do tej pory tylko dwa razy przeprowadzane były przyspieszone wybory i za każdym razem wygrała je opozycja. - W 1993 roku decyzją prezydenta Lecha Wałęsy rozwiązany został parlament, a kolejne wybory wygrało SLD. Także w 2007 r. PiS decydując się na skrócenie kadencji stracił władzę na rzecz PO. Przekonanie, że za trzecim razem rządzący wygrają przyspieszony wybory wymagałoby to niezwykłej odwagi, a nie ma żadnego powodu, aby Donald Tusk miał tak ryzykować - zaznaczył Flis.
Na początku grudnia br. z apelem do premiera o przeprowadzenie wiosną 2011 r. przyspieszonych wyborów zwrócili się posłowie z klubu Polska Jest Najważniejsza. Według nich, przeprowadzenie wyborów wiosną to szansa na merytoryczną kampanię wyborczą, która mogłaby się skupiać wokół spraw najważniejszych dla Polski i dla naszej prezydencji w UE, która przypada w drugiej połowie przyszłego roku.
Premier oświadczył wówczas, że nie przewiduje żadnych wcześniejszych wyborów parlamentarnych. Jak mówił, nie sądzi, by ktokolwiek miał dzisiaj "taki poważny pomysł".
- Tam gdzie nie ma demokracji, to nigdy nie wiadomo, kiedy będą wybory, zawsze wiadomo, kto je wygra. Tam gdzie jest demokracja, wiadomo kiedy są wybory, ale nie wiadomo, kto wygra, więc w Polsce wiadomo, kiedy są wybory, tylko nie wiadomo, kto je wygra i to jest oczywiście coś, co mi spędza sen z powiek, natomiast nie zmiana terminu wyborów - mówił Tusk.
Skomentuj artykuł