"Nie ma nic ważniejszego niż ludzkie życie"
Niech przyjdą tu nasze dzieci i ich dzieci i powtarzają: nigdy więcej wojny, bo ludzkie życie jest święte - apelował w piątek w czasie uroczystości 70. rocznicy powstania w warszawskim getcie jeden z ostatnich żyjących powstańców Symcha Ratajzer-Rotem ps. Kazik.
Symcha Ratajzer-Rotem ps. Kazik, uczestnik powstania w getcie warszawskim, został w piątek odznaczony przez prezydenta RP Bronisława Komorowskiego Krzyżem Wielkim Orderu Odrodzenia Polski podczas obchodów 70. rocznicy powstania w getcie warszawskim.
"Gdy wybuchło powstanie (...) Niemcy użyli przeciw nam samolotów czołgów, gazów trujących i miotaczy ognia. Po dziesięciu dniach 90 procent bojowców żyło i trzeba było opuścić getto, żeby nie spłonąć żywcem. Prosiliśmy AK o pomoc w wyjściu kanałami, o znalezienie kryjówek po aryjskiej stronie. Odpowiedź nie nadeszła. Komendant i sztab rządu popełnili samobójstwo otoczeni przez Niemców. W tamtych dniach poczułem, jak bardzo jesteśmy sami i możemy liczyć tylko na siebie" - powiedział Symcha Ratajzer-Rotem.
Ratajzer dodał, że udało mu się zorganizować ewakuację części Żydów z getta. "W wyniku rozpaczliwych wysiłków udało mi się zorganizować ewakuację około 150 osób pod nosem stałej warty niemieckiej na rogu Żelaznej. Miałem dużo szczęścia, miałem także pomoc Polaków, którzy narażali swoje życie i życie swoich rodzin, bo w tej części Europy za pomoc Żydowi groziła śmierć. Ja to niezmiernie cenię. Często zastanawiałem się, czy ja byłbym gotów narazić swoje życie i życie rodziny w podobnej sytuacji" - powiedział.
Ratajzer powiedział, że wśród Polaków byli tacy, którzy pomagali Żydom, ale byli także tacy, którzy postępowali zupełnie inaczej. "Niestety, byli tacy, którzy bez potrzeby bez najmniejszego dla nich zagrożenia, dla przyjemności jednym słowem, jednym wskazaniem palca skazywali Żyda na śmierć. Tych ludzi nie mogę i nie chcę zrozumieć, podobnie jak tych, którzy po wojnie dokonali pogromu na ocalałych Żydach" - powiedział Ratajzer.
Uczestnik powstania w getcie powiedział, że po wojnie nie było mu łatwo poradzić sobie z doświadczeniem tragedii powstania. "Osiedliłem się w Izraelu dużo upłynęło czasu, zanim mogłem żyć na nowo. Spośród najbliższej rodziny wojna mi zabrała brata, siostrę, dziadków i dalszych krewnych i przyjaciół. Hitler zamordował 6 milionów Żydów, ale nie zwyciężył. Decydując się założyć rodzinę, robiłem to z pamięcią o nich. Mam wspaniałą żonę, artystkę, dwóch udanych synów i pięciu wnuków" - powiedział Ratajzer.
Powstaniec dodał, że ta piątkowa uroczystość i to miejsce, w którym się odbywa, należy do tych, którzy zginęli. "Pustki po nich nie zatrze i nie wypełni nic" - podkreślił.
Symcha Ratajzer-Rotem zaapelował do wszystkich, aby powtarzali: "nigdy więcej wojny".
"Z tragicznych doświadczeń wojny i zagłady wyniosłem tylko jedno. Nie ma nic ważniejszego niż ludzkie życie. Nikt w żadnej sytuacji nie ma prawa go odbierać i choć świat nie wyciągnął wniosków ze straszliwej wojny, która się dokonała w dwudziestym wieku w sercu Europy, choć słowa 'nigdy więcej wojny' niewiele znaczą, musimy pamiętać, musimy powtarzać: 'ludzkie życie jest święte'. Może kiedyś ludzkość usłyszy" - powiedział Ratajzer.
"Po nas niech przyjdą tu nasze dzieci i ich dzieci i niech powtarzają nigdy więcej wojny, bo ludzkie życie jest święte" - zakończył swoje przemówienie Ratajzer.
Skomentuj artykuł