O wyborach w Elblągu: piłka wciąż w grze
Zwycięstwo PiS w pierwszej turze przedterminowych wyborów prezydenckich w Elblągu jest sukcesem tego ugrupowania, ale nie przesądza, kto ostatecznie będzie rządził w mieście - uważa politolog i socjolog dr Jarosław Flis. Piłka jest wciąż w grze - podkreśla.
W poniedziałek Miejska Komisja Wyborcza w Elblągu poinformowała, że przedterminowe wybory na prezydenta Elbląga rozstrzygną się w drugiej turze pomiędzy Jerzym Wilkiem z PiS a Elżbietą Gelert z PO. W wyborach do Rady Miasta zwyciężyło PiS, które zdobyło 10 mandatów, przed PO (siedem), SLD (pięć) i KWW Witolda Wróblewskiego (trzy).
Zdaniem Flisa taki wynik pokazuje, że wyścig wyborczy "się rozkręca" i ciągle nie jest przesądzone, kto zwycięży.
Zaznaczył, że choć najczęściej zwycięzca pierwszej tury wygrywa, to nie jest to regułą. "W przypadku Elbląga wiele zależy od głosów blisko połowy wyborców, którzy nie są ani za PiS, ani PO" - powiedział Flis PAP w poniedziałek.
Nie jest także przesądzone, kto będzie rządził w Radzie Miasta - uważa politolog. - Przewaga PiS nie jest tak wielka. PiS może się sprzymierzyć z SLD, ale równie możliwy jest sojusz przeciw PiS".
Zdaniem Flisa wyraźnie widoczny jest w Elblągu spadek notowań PO w stosunku do ubiegłego roku. "Sytuacja w Elblągu jest wyraźnie inna, niż w przypadku podobnych wyborów w Wałbrzychu w 2011, gdzie PO udało się utrzymać poparcie wyborców" - zaznaczył.
Odnosząc się do wyniku SLD Flis ocenił, że partia ta może być zawiedziona tym, że nie udało się jej wprowadzić swojego kandydata do drugiej tury. Gdyby kandydat Sojuszu wszedł do drugiej tury - zdaniem Flisa - oznaczałoby to, że "SLD rzeczywiście wchodzi do gry". "Pociechą może być dla Sojuszu to, że zdystansował kandydata Ruchu Palikota" - dodał.
Według politologa Sojusz "nie ma dziś interesu" w popieraniu żadnego z kandydatów. "Wyborcy SLD są kulturowo bliżsi PO, ale socjalnie - PiS" - zaznaczył Flis. Dodał, że poparcie PO oznaczałoby wzmocnienie pozycji koalicji, co nie jest dla Sojuszu pożądane, a wsparcie PiS uruchomiłoby z kolei duży negatywny elektorat tej partii. SLD nie ma tu nic do wygrania" - ocenił.
Uwagę Flisa zwróciła też stosunkowo wysoka jak na wybory przedterminowe frekwencja. Jego zdaniem być może "nakręciła" ją też widoczna w mieście obecność ważnych polityków ogólnokrajowych, ale - zaznaczył - dla wielu wyborców liczy się to, co może lokalnej społeczności zaproponować każdy z kandydatów.
"Obecność Tuska pomogła o tyle, że udało się uniknąć klęski, jaką byłoby wejście do drugiej tury tylko kandydatów PiS i SLD; to byłaby zupełnie inna jakość w polityce" - ocenił Flis.
Jednocześnie politolog uważa, że po pierwszej turze politycy ogólnokrajowi powinni się wycofać z "publicznych występów" w Elblągu, choć - zaznaczył - mogą mieć z tym duży problem. "Oni mają duże poczucie sprawstwa, uważają, że to od nich wszystko zależy" - uważa ekspert.
Jak zaznaczył, "ocenia się, że tylko 6 proc. wyborców w wyborach lokalnych głosuje biorąc pod uwagę wyłącznie preferencje krajowe". "Teraz pora, by przekonywać niezdecydowanych" - uważa Flis. Dodał też, że antypatie wobec liderów takich jak Donald Tusk czy Jarosław Kaczyński mogą spowodować, że ci, którzy skłaniają się do poparcia kandydatów PiS czy PO, mogliby nie pójść do wyborczych urn.
Przedterminowe wybory samorządowe w Elblągu były konsekwencją skutecznego referendum, które odbyło się w Elblągu w połowie kwietnia. Mieszkańcy miasta odwołali wówczas prezydenta Grzegorza Nowaczyka z PO i Radę Miasta, w którym to ugrupowanie miało większość.
Skomentuj artykuł