Od 5 do 12 lat dla oskarżonych ws. Nangar Khel

Prokurator płk Jakub Mytych uznał, że oskarżeni dopuścili się zarzuconych mu czynów - łamiąc polskie prawo oraz konwencje: haską i genewską ostrzelali niebroniony obiekt cywilny (fot. isafmedia / flickr.com)
PAP / slo

Kar od pięciu do 12 lat więzienia, utraty praw publicznych i zadośćuczynień dla zabitych żąda prokurator wojskowy dla siedmiu oskarżonych o zbrodnię wojenną ostrzelania wioski Nangar Khel w Afganistanie, gdzie zginęło sześć osób - w tym kobiety i dzieci. Obrona chce uniewinnienia.

We wtorek przed Wojskowym Sądem Okręgowym w Warszawie dobiegł końca proces oskarżonych w tej sprawie. Ma ona swój początek w sierpniu 2007 r., gdy na drodze oznaczonej kryptonimem Warrior w pobliżu wioski Nangar Khel mina-pułapka uszkodziła polskiego Rosomaka. To wówczas z polskiej bazy Wazi-Khwa w rejon wioski wyruszył patrol sił szybkiego reagowania. W wyniku moździerzowego ostrzału wioski (której mieszkańcy właśnie świętowali wesele) zginęło sześć osób, a trzy kolejne zostały ranne.

Prokurator płk Jakub Mytych uznał, że oskarżeni dopuścili się zarzuconych im czynów - łamiąc polskie prawo oraz konwencje: haską i genewską ostrzelali niebroniony obiekt niebędący obiektem wojskowym i zabili cywilów. "Mieli taki zamiar i dostali taki rozkaz. Twierdzenie, że celowali gdzie indziej, jest linią obrony" - uznał oskarżyciel.

Wobec oskarżonych o zbrodnię wojenną zabójstwa cywili prokurator zażądał - 12 lat więzienia dla dowódcy grupy kpt. Olgierda C. (nie zgadza się na podawanie danych), dla ppor. Łukasza Bywalca kary 10 lat więzienia, dla chor. Andrzeja Osieckiego - 12 lat więzienia, dla plut. Tomasza Borysiewicza - kary 10 lat więzienia, dla starszych szeregowych Jacka Janika i Roberta Boksy - po osiem lat więzienia, a dla st. szer. rezerwy Damiana Ligockiego (jako jedyny nie ma zarzutu zabójstwa cywili, lecz ostrzelania niebronionego obiektu) - kary pięciu lat.

Wobec wszystkich prokurator zażądał orzeczenia utraty praw publicznych na okres od 10 do pięciu lat, a także orzeczenia nawiązek na PCK oraz zadośćuczynień za każdego z zabitych (każdy oskarżony miałby zapłacić po 75 tys. zł) i kilkutysięcznych zadośćuczynień za zranienie trzech kolejnych afgańskich cywili. Płk Mytych wniósł też o podanie wyroku do publicznej wiadomości (jest to forma kary, którą sąd może umieścić w sentencji wyroku).

Według prokuratora kpt. C. (który przez cały czas pozostawał w bazie) w czasie odprawy przed wyjazdem grupy szybkiego reagowania polecił swym podwładnym strzelanie do wiosek, zaś ekipa - ppor. Bywalec, chor. Osiecki, plut. Borysiewicz oraz szeregowi Boksa, Janik i Ligocki, polecenie wykonali. Podkreślił, że ostrzału nie przerwano nawet mimo takiego polecenia od oficera będącego dziś świadkiem w sprawie. "Strzelania do niebronionego obiektu cywilnego nie da się wyjaśnić niesprawnością amunicji" - mówił prokurator.

"Kapitan Olgierd C. nie wydał rozkazu ostrzelania wioski, jest niewinny" - przekonywał jego adwokat Adam Pacyna. Przekonywał, że to podwładni jego klienta zrzucają na niego swoją winę za zabicie cywili i ostrzelanie niebronionego obiektu. Przypomniał, że zeznający na procesie świadkowie mówili, iż przypisywany kpt. C. zwrot "przepier... wioskę" był rozumiany jako polecenie jej otoczenia i przeszukania - tak jak już wielokrotnie wcześniej robiono.

"Podwładni kapitana C. stworzyli wersję, według której to ich dowódca polecił strzelać do wiosek, a prokuratura tę wersję łatwowiernie przyjęła" - mówił drugi jego obrońca, mec. Andrzej Kmieciak. Zarazem podkreślił, że już po zdarzeniu ci żołnierze starali się zrzucić z siebie odpowiedzialność za tę zbrodnię. "Wyjaśnienia współoskarżonych są niespójne" - zauważył adwokat.

Po nim przemawiali obrońcy szeregowych Boksy, Janika i Ligockiego. "Wykonywali rozkazy, nie mieli świadomości, że są bezprawne, nie mieli zamiaru popełnienia zbrodni wojennej" - przekonywali. "Szeregowy Boksa nie działał z zamiarem popełnienia zbrodni. Jego zadaniem było tylko podawanie amunicji do moździerza, nie on wyznaczał cele i zadania" - mówił mec. Jacek Relewicz.

Broniący szer. Janika mec. Tomasz Krzyżanowski uznał, że jego klient działał "w warunkach usprawiedliwionej nieświadomości bezprawności czynu", co powinno skutkować jego uniewinnieniem. "Nie miał powodu ani podstaw, by odmówić wykonania postawionego mu zadania" - ocenił obrońca.

Adwokat Ligockiego mec. Wiktor Dega podkreślił, że także jego klient nie popełnił zarzucanej mu zbrodni zaatakowania karabinem maszynowym "niebronionego obiektu cywilnego". "W istocie strzelał do niezamieszkanej lepianki, nie potwierdzono zresztą, by jakikolwiek pocisk w ogóle w nią trafił" - podkreślał.

Według obrońcy Ligocki specjalnie strzelał na prawo od wioski Nangar Khel - miało to stanowić pokaz siły i próbę wywołania reakcji ogniowej ze strony terrorystów, co pozwoliłoby innym ich "namierzyć". "Proces nie potwierdził, aby którakolwiek z ofiar zginęła w wyniku ostrzału z karabinu. Wiemy, że do tragedii doszło w wyniku wybuchu jednego granatu" - podkreślił mecenas Dega, który oświadczył, że Ligocki "nie splamił honoru munduru".

Zarazem adwokaci przypomnieli zeznanie b. dowódcy polskiego kontyngentu w Afganistanie - że polskie i amerykańskie rozpoznanie potwierdzało w tamtym czasie, iż "talibowie otrzymują wsparcie z wioski Nangar Khel i sąsiednich wiosek".

W środę - wystąpienia adwokatów ppor. Bywalca, chor. Osieckiego i plut. Borysiewicza oraz być może także ostatnie słowo oskarżonych. Później sąd uda się na naradę nad wyrokiem.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Od 5 do 12 lat dla oskarżonych ws. Nangar Khel
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.