Oni dostają 12 razy więcej na dzieci niż my

(fot. PAP/Bartłomiej Zborowski)
Money.pl

Karta dużych rodzin, zmiany w naliczaniu ulg podatkowych na dzieci, tanie mieszkania na wynajem, elastyczny czas pracy rodziców. To tylko niektóre z propozycji programu polityki prorodzinnej, przygotowanego przez Kancelarię Prezydenta. Wczoraj o propozycjach pod wspólnym hasłem Dobry Klimat dla Rodziny, rozmawiano w Pałacu Prezydenckim.

Prezydent chce również, by Karta dużych rodzin, ustanawiająca powszechne zniżki w opłatach za usługi publiczne dla rodzin wielodzietnych była wprowadzona w całej Polsce, a nie tylko w niektórych miastach. System od dawna rozpowszechniony jest w Europie. Pierwsza taka karta została wprowadzona we Francji w latach 20. ubiegłego wieku i dotyczyła początkowo zniżek kolejowych, a potem także zniżek na bilety do kin i teatrów, czy rabatów w sklepach. Karty Dużej Rodziny w Europie mają różny charakter: są ogólnokrajowe, jak np. we Francji, Hiszpanii, Luksemburgu czy Belgii, regionalne jak w Austrii a także miejskie, tak jak we Włoszech.

W Polsce w dziedzinie Kart debiutował w 2005 roku Wrocław rozprowadzając Kartę Rodzina Plus. W tym roku miejscowości z kartami jest już ponad 50. Teraz propozycje prezydenta mają być konsultowane nie tylko z klubami parlamentarnymi. - Będą także konsultacje z rządem - zapowiedział Bronisław Komorowski po wczorajszych rozmowach. - Przedstawiciele koalicji wyrazili zainteresowanie, życzliwość i pełną wolę współpracy w zakresie programu.

Porównanie z innymi krajami pod tym względem jest dla Polski miażdżące. Takie wnioski płyną między innymi z zestawienia wydatków i ulg, na jakie mogą liczyć rodziny w krajach Unii Europejskiej. Eksperci PwC porównali 25 krajów Wspólnoty. Jako podstawę do wyliczeń wzięli pracujące małżeństwo, zarabiające średnią pensję w danym kraju, z dwójką dzieci w wieku 2 i 5 lat. Okazało się, że Polacy mogą liczyć na średnio 2,3 tys. zł, czyli 2,6 proc. ich rocznych dochodów, przy średniej w Unii sięgającej 5,5 proc. W relacji do zarobków, mniej niż Polacy dostają tylko rodzice w Bułgarii, Włoszech i Grecji. Na największą pomoc mogą liczyć Francuzi - równowartość blisko 28,5 tys. zł. Tuż za nimi z podobnym wsparciem są Finowie i Niemcy. W ich przypadku dotacje i ulgi stanowią blisko 10 proc. wartości ich rocznych zarobków.

Skala pomocy na jaką może liczyć średnia rodzina w krajach Unii Europejskiej w ciągu roku, wyrażona w tysiącach złotych

Pod względem wsparcia dla rodzin i pomocy w wychowaniu dzieci, Polska fatalnie wypada także w raportach OECD. Obejmują one 24 z 30 państw należących do grupy najbardziej rozwiniętych na świecie. Od momentu narodzin do osiągnięcia pełnoletności Polska inwestuje w dziecko około 44 tys. dolarów. W wielu krajach europejskich jest to trzy, a nawet pięć razy więcej. Rocznie na wsparcie dla rodzin polskie państwo przeznacza równowartość 0,8 proc. rocznego PKB. We Francji wydają równowartość 1,4 proc. PKB, w Niemczech - 1,2 proc., ale są kraje, w których wskaźnik ten znacznie przekracza 2 proc. wartości PKB - tak jest na przykład w Czechach, Belgii, Węgrzech czy w Wielkiej Brytanii. Rekordziści, tacy jak Irlandia, na wsparcie dla rodzin przeznaczają rocznie równowartość 3,5 proc. PKB.

- Oprócz samego poziomu wsparcia rodzin niezmiernie ważne jest jak to jest robione - mówi Money.pl Michał Kot, ekspert Fundacji Republikańskiej, która analizuje polityki rodzinne europejskich rządów. - Niestety u nas pieniądze wydawane na pomoc rodzinom, giną w chaosie i bezcelowych rozwiązaniach. Z perspektywy zaś średniej, polskiej rodziny (małżeństwa z dwójką dzieci, w którym obydwoje rodziców ma pracę, płaci podatki i nie korzysta z żadnych form wsparcia socjalnego), państwo zabiera znacznie więcej, niż oddaje później w formie różnorakich usług i świadczeń.

Istnieje więc sytuacja, w której państwo zapewnia chaotyczne wsparcie rodzinom poprzez przypadkowe instrumenty tzw. polityki prorodzinnej (głównie liczy się ulga podatkowa na dzieci). Jednocześnie, rodziny normalnie funkcjonujące są karane wysokimi kosztami życia, podatkami i innymi daninami. Z drugiej strony zaś, rodziny patologiczne (których odsetek jest relatywnie niewielki) korzystają z dość pokaźnej opieki społecznej. - Cały ten system jest więc niespójny, nieefektywny oraz krzywdzący dla tych, którzy najwięcej na nim powinni korzystać i w końcu - drogi. U nas nie można mówić o żadnej polityce prorodzinnej - podkreśla Kot.

Przy jednych z najwyższych stawek podatkowych w Europie, braku spójnej polityki prorodzinnej, nic dziwnego, że młodzi coraz rzadziej decydują się na dzieci. Jeżeli już, to najczęściej jest to jedna pociecha. Oczywiście, odbija się to na wskaźnikach demograficznych, a szczególnie na dzietności, czyli wskaźniku obrazującym zastępowalność pokoleń. By to zapewnić, powinien wynosić około 2,1 dziecka na kobietę. W Polsce na jedną kobietę rodzi się jedynie 1,3 dziecka. Jesteśmy jednym z najmniej dzietnych państw.

Źródło: Eurostat

Jak wynika ze statystyk, w większości krajów, w których pomoc dla rodzin z dziećmi jest znacząca, odnosi ona skutki i na przykład w takich krajach jak Francja, Irlandia czy Finlandia, dzietność kształtuje się na poziomie wyższym od średniej europejskiej. Są jednak wyjątki. Niemcy, mimo wsparcia dla rodzin sięgającego 7,7 proc. rocznych zarobków, notują jeden z niższych urodzeń dzieci w Europie.

Z prognoz Komisji Europejskiej wynika, że jeśli w Polsce nie zacznie się rodzić znacząco więcej dzieci niż w ostatnich latach, to do 2050 roku, liczba ludności w naszym kraju spadnie do około 30 mln. Oznacza, to, że wciągu niespełna 40 lat ubędzie około 8 mln Polaków.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Oni dostają 12 razy więcej na dzieci niż my
Komentarze (5)
M
megi
31 maja 2013, 17:18
dobrze, że chociaż niektórzy wierzą w pomoc Bożą,ale ile musieli się nasłuchać,że są nieodpowiedzialni.Dobrze,że Bóg pomaga im przyjąć te upokorzenia i nie oglądać się na innych.Mają radość z dzieci, które są darem Boga i błogosławieństwem.
F
franek
31 maja 2013, 12:42
Szkoda że w tak ważnych sprawach mogą wypowiadać sie też takie "prymitywy" jak nunu. Obniżają jakośc dyskusji i zniechęcają do niej mądrzejszych. Ale takie są prawa demokracji. Dzietność minimalnie zależy od rządu i pieniędzy (patrz Niemcy) ale od atmosfery społecznej. Zachłyśnięci konsumpcją pytamy: co ja z tego będę miał. I odpowiadamy tylko z materialistycznego punktu widzenia: nic albo niewiele. A ja nie znam żadnej starszej osoby która by narzekała z powodu nadmiaru zrodzonych i wychowanych przez nią dzieci. Znam talkże wiele osób w starszym wieku które żałują swej ostrożności i obaw w wyniku których miały tylko jedno lub dwoje dzieci. Docenienie roli matek (kura domowa?!?!), działalność organizacji opiniotwórczych, kościoła, świadectwo młodych dobrych rodzin (patrz neokatechumenat), itp , dużo więcej znaczy niż dodatki finansowe. Choć to też nie jest bez znaczenia. Prezydent wyhcował pięcioro dzieci, a wasz idol ile????
T
tata
30 maja 2013, 23:13
widać, że Polacy rodzą się zagranicą, Irlandia , Wielka Brytania...:)
N
nunu
29 maja 2013, 08:43
i tak nieźle, po paru następnych latach takich rządów dzietność wyniesie poniżej 1
P
piotr
28 maja 2013, 23:29
"A to Polska właśnie"