Pieczęć na pożegnaniu albo otwarcie rany
Pielgrzymka rodzin ofiar katastrofy pod Smoleńskiem na miejsce tej tragedii oraz do Katynia może być dla jej uczestników albo pieczęcią na pożegnaniu, albo otwarciem rany - powiedziała pomysłodawczyni pielgrzymki Ewa Komorowska.
Rodziny ofiar udadzą się do Smoleńska i Katynia w niedzielę 10 października, dokładnie pół roku po tragedii.
Ewa Komorowska, której mąż, wiceszef MON Stanisław Komorowski zginął w katastrofie, powiedziała, że na pomysł pielgrzymki wpadła 15 sierpnia podczas uroczystości w Święto Wojska Polskiego. - Wtedy po raz pierwszy spotkałam dużą grupę rodzin (ofiar katastrofy), przede wszystkim generałów, ale też członków załogi i stewardess. Pierwszy raz miałam możliwość zobaczyć, jak te spotkania w większym gronie są potrzebne - wyznała. - Przyszło mi do głowy, żeby pojechać do Smoleńska. Ale potem pomyślałam, że chciałabym polecieć samolotem i wylądować na lotnisku w Smoleńsku. Ta myśl wydała mi się samej prawie groźna, ale wtedy powstało uczucie, że chcę dokończyć tamten lot.
- Wpadłam też na pomysł, żeby zabrać ze sobą na pielgrzymkę ten krzyż, który wtedy jeszcze stał na Krakowskim Przedmieściu, a pod nim się działa nieustająca awantura. Nawet kiedyś sama pod ten krzyż poszłam uzbrojona w ubłocony smoleński paszport mojego męża. Wyobraziłam sobie, że powiem tam, że jestem wdową. Chciałam się dowiedzieć, co oni na to i o co właściwie chodzi. Ale jak przyszłam na miejsce i zobaczyłam i usłyszałam, co tam się dzieje, to ze skulonymi ramionami odeszłam - dodała Komorowska.
Rodziny ofiar szybko zaakceptowały ideę pielgrzymki, ale co do zabrania krzyża powstały kontrowersje i niepokoje, głównie o to, żeby taki krok nie był identyfikowany politycznie. Nadal nie wiadomo, czy zostanie on zabrany do Smoleńska.
Do Smoleńska pojedzie 170 osób z ponad 50 rodzin ofiar, a także małżonka prezydenta Anna Komorowska, która zgodziła się objąć pielgrzymkę patronatem.
Mimo wielkiej potrzeby wielu rodzin, by lądować w Smoleńsku, okazało się to niemożliwe i wszyscy polecą do Witebska, a stamtąd zostaną autokarami przewiezieni na lotnisko w Smoleńsku - dodała Komorowska.
- Chcielibyśmy zacząć naszą pielgrzymkę przy wraku. Mam nadzieję, że będzie on przykryty w taki sposób, że będziemy mogli go zobaczyć. Z tamtego miejsca będziemy szli płytą lotniska aż do miejsca, w którym samolot powinien był wylądować. A potem to już będą te niedokończone metry... Na miejscu katastrofy nastąpi rozpoczęcie uroczystości i nabożeństwo ekumeniczne, po którym pójdziemy do brzozy, o którą samolot uderzył. To kolejne kilkaset metrów - opisała Ewa Komorowska planowany przebieg pielgrzymki.
- To duchowo ważne przeżycie, bo przy tej brzozie oni jeszcze żyli. To wiemy na pewno. Tam chcemy spotkać się z nimi. Będzie można zapalić znicze i będzie moment na samotność - powiedziała.
Potem uczestnicy pielgrzymki wsiądą do autobusów i pojadą do Katynia. - W Katyniu chcemy być nie tylko jako my. Chcemy dokończyć tę misję, z którą oni lecieli. Zapalimy tam świece. Przez to doświadczenie poprowadzą nas Rodziny Katyńskie, które znają to miejsce i mają doświadczenie w jego uświęcaniu - dodała.
- Ja po prostu nie wiem, co się stanie podczas tej pielgrzymki - wyznała. - Jedną z rzeczy, które najgłębiej zrozumiałam przez ostatnie pół roku, jest to, że człowiek przeżywa takie doświadczenia bez żadnej rutyny, zwyczajnie ich nie zna... Każde z tych doznań przychodzi po raz pierwszy. Będę po raz pierwszy w życiu na miejscu, gdzie umarł mój mąż. Nie umiem powiedzieć, jaka z tego wyjdę. Może to będzie pieczęć na pożegnaniu, a może otworzenie rany. Ale jestem gotowa stawić temu czoło. Jest to forma bycia z nim - mówiła.
Skomentuj artykuł