Piotr Duda nie został wpuszczony do Senatu
Senat w środę po godz. 10 rozpoczął specjalne posiedzenie, podczas którego debatować będzie nad rządową reformą systemu emerytalnego, zakładająca wydłużenie wieku emerytalnego do 67 lat. Na debatę nie zostali wpuszczeni przedstawiciele Solidarności.
Pomimo wcześniejszych zapowiedzi w środowej debacie nad reformą emerytalną nie będzie uczestniczyć delegacja Solidarności, w tym przewodniczący "S" Piotr Duda.
- Widzicie państwo sami, kto prowokuje. Rządzący pokazują, gdzie jest miejsce związku zawodowego, czyli na ulicy. Jakiekolwiek apele dotyczące spokoju na Euro niech sobie wsadzą do kieszeni. Jestem zszokowany, że tym razem marszałek Senatu uznaje budynek za jego prywatny folwark - powiedział Duda na konferencji prasowej przed budynkiem izby.
Związkowcy zapewniają, że podczas prac senackich nad reformą nie będzie blokady parlamentu, jak to miało miejsce na początku maja, gdy nad projektem głosował Sejm.
Nowelizacja ustawy o emeryturach i rentach z Funduszu Ubezpieczeń Społecznych przewiduje, że od 2013 r. wiek emerytalny będzie wzrastał o trzy miesiące każdego roku. Tym samym mężczyźni osiągną docelowy wiek emerytalny (67 lat) w 2020 r., a kobiety - w 2040 r. Nowe regulacje przewidują też możliwość przejścia na wcześniejszą, tzw. częściową emeryturę.
Prawo do takiego świadczenia miałyby kobiety w wieku 62 lat z co najmniej 35-letnim stażem ubezpieczeniowym (obejmującym okresy składkowe i nieskładkowe) oraz mężczyźni, którzy ukończyli 65 lat i mają co najmniej 40 lat stażu ubezpieczeniowego. Częściowa emerytura stanowiłaby 50 proc. pełnej kwoty emerytury z FUS.
Zmiany w systemie emerytur mundurowych zakładają natomiast, że funkcjonariusze mundurowi i żołnierze zawodowi, którzy wstąpią do służby od 2013 r., będą nabywać uprawnienia emerytalne po 55. roku życia i 25 latach służby.
Ponadto w środę w Senacie odbędzie się drugie czytanie projektu noweli Prawa prasowego. Zakłada on pozostawienie sprostowań odnoszących się do faktów jako jedynej formy reakcji na publikacje prasowe. Obowiązujące dziś przepisy zakwestionował Trybunał Konstytucyjny; stracą moc 14 czerwca.
"Niewpuszczenie szefów związków do Senatu - karygodne"
Jako karygodną i skandaliczną szef SLD Leszek Miller ocenił decyzję o niepuszczeniu przedstawicieli związków zawodowych na posiedzenie Senatu poświecone reformie systemu emerytalnego, zakładającą wydłużenie wieku emerytalnego do 67 lat.
Miller wystąpił na konferencji prasowej w Sejmie wspólnie z szefem OPZZ Janem Guzem, który oświadczył, że nie został wpuszczony na rozpoczęte w środę rano posiedzenie Senatu. Na posiedzenie nie dostał się też szef Solidarności Piotr Duda.
- Klub SLD wyraża swoje najwyższe oburzenie i protest z powodu kolejnej dyskryminacji ruchu zawodowego - oświadczył Miller.
Przypomniał, że kilka dni temu, kiedy posłowie głosowali nad reformą emerytalną, marszałek Sejmu Ewa Kopacz nie zgodziła się na wpuszczenie na galerię sejmową przedstawicieli Solidarności.
- Dzisiaj pan marszałek Senatu (Bogdan Borusewicz) nie zgodził się na obecność szefa OPZZ, a także szefa Solidarności w debacie. To jest postawa, która stawia pod wielkim znakiem zapytania dojrzałość elit rządzących dzisiaj Polską do nowoczesnej demokracji - podkreślił Miller.
W jego ocenie krok marszałków Sejmu i Senatu jest "karygodny, skandaliczny i zasługuje na najwyższe oburzenie".
Miller ocenił, że pokazuje to też, jak słabe argumenty przemawiają za racją rządu w sprawie reformy emerytalnej. - Zwykle tak jest, że kiedy racje są kruche, usztywnia się stanowisko - ocenił.
Guz poinformował na konferencji prasowej, że zwracał się do marszałka Senatu o umożliwienie przedstawienie senatorom "merytorycznego stanowiska ws. reformy emerytalnej", ale nie otrzymał na ten wniosek odpowiedzi. Dodał, że w środę przyszedł do Senatu, ale "odbił się" od drzwi - nie został wpuszczony.
- Obecna władza odchodzi od zasad demokracji i dialogu (...) My jako OPZZ mówimy "nie" fasadowej demokracji, upominamy się o dialog społeczny i proszę nie dziwić się związkowcom, że dialog wylewa się na ulice - oświadczył Guz. - Nasze argumenty są tak silne, że władza się wystraszyła - ocenił.
Skomentuj artykuł