Pod sąd partyjny ci, którzy ujawnili korupcję
Szef SP Zbigniew Ziobro poinformował w czwartek, że jego partia rozważy złożenie wniosku o rozwiązanie Sejmu. Powód to nieprawidłowości, do których miało dojść na sobotnim zjeździe wyborczym PO na Dolnym Śląsku i niewłaściwa - zdaniem Ziobry - reakcja zarządu PO w tej sprawie.
Zgodnie z konstytucją, Sejm może skrócić swoją kadencję uchwałą podjętą większością co najmniej 2/3 głosów ustawowej liczby posłów - czyli minimum 307 głosami. Klub SP liczy 17 posłów. Skrócenie kadencji Sejmu oznacza jednoczesne skrócenie kadencji Senatu.
- Wydaje się, że to może być jedyna droga do tego, aby temu rządowi podziękować i żeby ten rząd odszedł w niepamięć - powiedział Ziobro podczas czwartkowej konferencji prasowej w Krakowie.
Za "zamiatanie sprawy pod dywan" polityk SP uważa środową decyzję zarządu PO, że nie będzie powtórnych wyborów władz partii na Dolnym Śląsku, a osoby nagrane i te, które nagrywały kulisy dolnośląskiego zjazdu są zawieszone w prawach członka partii na trzy miesiące.
- Platforma zastrasza swoich kolegów i koleżanki, którzy chcieliby ujawniać patologię i korupcję, a premier Donald Tusk daje temu twarz i równocześnie daje sygnał do całej opinii publicznej, że korupcji nie należy ujawniać, należy ją ukrywać, bo kto ujawnia, będzie miał kłopot - powiedział lider SP.
Rzecznik partii Patryk Jaki za szczególnie oburzające uznał to, "że pod sąd partyjny mają iść ci, którzy ujawnili korupcję". - Przecież według polskiego prawa osoby ujawniające korupcję są wyłączone spod postępowania - zaznaczył. Według niego Platforma uznając wyniki głosowania na Dolnym Śląsku i zapowiadając kary także dla tych, którzy ujawnili nagrania, "daje zielone światło dla korupcji politycznej".
- Na całym świecie ludzie kupują bilety do kina, by oglądać filmy o korupcji. Okazuje się, że w Polsce nie ma takiej potrzeby - wystarczy zapukać do siedziby Platformy Obywatelskiej, by otrzymać nie film fabularny, ale dokumentalny - mówił Jaki.
Przypomniał, że we wtorek SP złożyła do prokuratora generalnego Andrzeja Seremeta zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa płatnej protekcji w związku z wyborami władz dolnośląskiej PO.
Ma ono związek z opublikowanym w poniedziałek przez "Newsweek" nagraniu rozmowy z kulisów zjazdu PO na Dolnym Śląsku; według tego nagrania poseł Norbert Wojnarowski, zwolennik Jacka Protasiewicza obiecywał jednemu z delegatów, Edwardowi Klimce załatwienie stanowiska w KGHM - w zamian za oddanie głosu na Protasiewicza. Wojnarowski zaprzeczył w środę, by składał taką propozycję powołując się na wpływy Protasiewicza. Według niego opublikowany tekst został "wyrwany z kontekstu".
W środę "Newsweek" opublikował kolejne nagranie, tym razem film. Według informacji tygodnika poseł Michał Jaros i radny z Polkowic Tomasz Borkowski mieli namawiać delegata do głosowania na Protasiewicza, a w zamian sugerować, że działacz mógłby trafić do rady nadzorczej jednej z państwowych spółek. Według "Newsweeka" delegatem, którego namawiano do poparcia Protasiewicza, jest Paweł Frost, szef koła PO w Legnicy i tamtejszy radny, z zawodu tłumacz przysięgły, zwolennik Schetyny.
Zarząd Krajowy PO zdecydował w środę, że nie będzie powtórnych wyborów władz PO na Dolnym Śląsku; jednomyślnie zawiesił też na trzy miesiące w prawach członków partii zarówno osoby, które nagrały rozmowy ujawnione przez "Newsweek", jak i te, które zostały nagrane.
Skomentuj artykuł