Pomnik przedstawia go tak, jak zapamiętali go mieszkańcy - z miotłą, którą niezwykle starannie sprzątał ulicę.
Pan Włodek był alkoholikiem. W efekcie uzależnienia stracił nogę pod kołami pociągu i dom, który spłonął z powodu zaprószenia ognia. Sprzedawczyni w sklepie, w którym kupował alkohol, skierowała go wtedy do Wspólnoty Betlejem, gdzie spędził - trzeźwy - ostatnie 7 lat życia. Dbał o czystość ulicy, przy której mieści się wspólnota i gawędził z przechodniami, wpisując się na stałe w krajobraz dzielnicy.
Ks. Tosza o tym, jak prawidłowo pomagać potrzebującym >>
"Bardzo lubił tę pracę. Swoim podejściem do świata zredefiniował pojęcie bycia na ulicy. Nie wystawiał na widok publiczny swojej biedy, ale swoją wartość" - powiedział PAP duszpasterz Wspólnoty Betlejem ks. Mirosław Tosza. Dodał, że pan Włodek nie był człowiekiem wylewnym, ale bardzo pogodnym i lubianym przez ludzi. Jedna z mieszkanek dzielnicy nadesłała list, w którym opisała spacery z córką w okolicy Wspólnoty Betlejem. Dziewczynka nazwała Włodka "Panem Miotełką".
"Nie wiem, czy przeżył głębokie nawrócenie. Na pewno otrzymał dar trzeźwości - podczas pobytu u nas tylko raz zapił, na początku. Nie chcemy go kanonizować, miał przecież też swoją ciemną stronę. Ten pomnik ma jednak pokazywać wartość zwyczajnego, dobrego, godnego życia i godnej pracy, być znakiem nadziei, że człowiek zawsze może się podźwignąć" - dodał ks. Tosza.
Koszt pomnika to 45 tys. zł. Ksiądz zebrał pieniądze na ten cel dzięki zbiórce internetowej i zbiórce złomu szlachetnego.
Skomentuj artykuł