Premier wyrusza w Polskę "Autobusem Tuska"

(fot. PAP/Radek Pietruszka )
PAP / apio

Premier Donald Tusk zainaugurował w poniedziałek akcję, podczas której każdego dnia do końca kampanii wyborczej, będzie odwiedzał kilka miejscowości "Autobusem Tuska". Premier zapowiedział, że w wielu wyjazdach towarzyszyć mu będą ministrowie jego rządu.

- Wyruszamy specjalnym autobusem, przez trzy tygodnie - które nas dzielą od wyborów - będę starał się każdego dnia być w co najmniej kilku polskich miejscowościach - powiedział premier na porannym briefingu zorganizowanym przed wyjazdem z Warszawy.

Jak mówił, będzie starał się docierać przede wszystkim do miejsc, które "bywają na uboczu wielkich zdarzeń, choć często także w tych mniejszych miastach dzieją się rzeczy wielkie".

W poniedziałek premier odwiedzi województwo kujawsko-pomorskie, m.in. Toruń, Grudziądz i Chełmżę. - Debata wyborcza musi mieć charakter maksymalnie publiczny. Wszyscy mają prawo do informacji - podkreślił Tusk.

Zapowiedział, że chce spotykać się z ludźmi w ich miejscach pracy, miejscu zamieszkania, w szkołach. - Nic nie zastąpi prawdziwej, szczerej rozmowy - dodał.

- Jedziemy przede wszystkim z tą informacją, która wydaje nam się najważniejsza w tych wyborach, czyli informacją, że Polska walczy o maksymalne środki z Unii Europejskiej - mówił Tusk. Jego zdaniem, ostatnie cztery lata pokazały, że nie ma większej dźwigni, skuteczniejszego narzędzia rozwoju, niż środki europejskie dobrze wynegocjowane, zaprojektowane i mądrze wydane.

Według Tuska, obecna, czy kolejna władza - w zależności od tego, kogo wybiorą Polacy - stoi przed gigantycznym zadaniem dotyczącym negocjacji europejskich pieniędzy, które można dobrze przeprowadzić, ale można też zepsuć.

- Chcę rozmawiać z ludźmi w miejscu ich pracy, w szkole w miejscu zamieszkania, bo także ich uwagi będą miały wpływ w tym procesie wieloletnim na to, jak te środki będziemy wydawali - mówił Tusk.

Premier zaznaczył, że "ta kampania ma wielkie znaczenie, to ważna, solidna debata o tym, jak będzie wyglądała przyszłość Polski i Polaków". - To są wybory o wielką stawką, to wielka gra - podkreślił Tusk.

Jego zdaniem, tylko obłudnik będzie udawał, że nie jest zaangażowany w kampanię wyborczą. "Ja nie jestem hipokrytą i nie będę udawał, że ta kampania nie ma dla mnie znaczenia" - powiedział. Ocenił, że ma ona dla Polaków, dla niego samego, wielkie znaczenie.

Tusk stwierdził, że premier na urlopie to fikcja i nikt go nie zwolni z obowiązków, które musi wykonać. - Jesteśmy dobrze przygotowani w naszym autobusie do nieustannych kontaktów i do łączności z Warszawą. Będziemy prawie każdy dzień zaczynać od Warszawy od spotkań urzędowych - powiedział. Dodał, że w wielu wyprawach będą mu towarzyszyli niektórzy ministrowie jego rządu.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Premier wyrusza w Polskę "Autobusem Tuska"
Komentarze (11)
B
Brook
19 września 2011, 14:51
Premier sgituje w kaczobusie, a ja liście nr 7 mówię - PO stokroć NIE! Dosyć afer, przekrętów , wałków, nieróbstwa i Pustych Obiecanek!
A
Adam
19 września 2011, 14:38
Czy tu już nikt nie umie napisac kilku zdań od siebie i pozostali sami propagandowi wklejacze? To może jednak byś odpowiedział adamajkisie na pytanie: Co mają wspolnego wspolczesne ruchy feministyczne i Nergal?
PN
POciąg na UBocz
19 września 2011, 12:40
Demokratyczne zyski z wieloletniego niedemokratycznego procederu czerpią nie tylko bezpośrednio winni (post)peerelowskich zbrodni i przekrętów. Czerpią je też gwaranci braku rozliczenia, demokratyczni protektorzy zdrajców. Wpisali się w tradycję okupacji i zdrady z własnego wyboru, więc są jej częścią. Przypadek Tuska jest szczególny i symboliczny – bądź co bądź, mówimy o uczestniku Nocnej Zmiany, autorze wspomnianych wyżej słów: „Panowie, policzmy głosy”. To nie było ważenie moralnych racji tylko liczenie sił potrzebnych do utrzymania Polaków za twarz. Liczenie mogło wypaść tak, jak wypadło – bo proporcje wśród głosujących zostały odpowiednio przygotowane zawczasu. Zwycięstwami takimi, jak tamto, traci się – nie zdobywa – moralne prawo do sprawowania władzy. Kto jak kto, ale Tusk nie powinien tracić okazji, żeby w tej sprawie siedzieć cicho. Nie piszę tego wszystkiego żeby zakwestionować sens demokracji jako takiej. Raczej po to, żeby zwrócić uwagę jej chore uwikłania i źródła jej ułomności w naszych polskich warunkach, bo bez ich świadomości nigdy zdrowa nie będzie. Te uwikłania powinny stać się powodem do daleko posuniętej rezerwy wobec moralizatorskich zapędów demokratycznie wyłonionej większości. Lepsze jest wilcze prawo nieobecnych z dożynanej od 72 lat watahy niż „moralne” prawo wszechobecnych speców od jej dożynania. Czy szeroko rozumiana wataha może jednak wygrać i demokratycznie wyegzekwować swoje moralne prawo do Polski? Nie wiem. Ale wiem, że tego moralnego prawa nie utraci nawet w wypadku demokratycznej przegranej. pathfinder • niepoprawni.pl
PN
POciąg na UBocz
19 września 2011, 12:38
Słysząc powoływanie się na wolę demokratycznej większości warto pamiętać o ludziach niedemokratycznie uciszonych, których głosów brakuje nie tylko w wyborach. Ich moralnego prawa do bycia wysłuchanymi w sprawie polskiej nie anulowała ani ich śmierć, ani wymuszona emigracja, ani żadne demokratyczne głosowania pozostałej przy życiu większości. Warto pamiętać o powojennym podziemiu niepodległościowym i ściganych jak zwierzęta żołnierzach wyklętych. To do ich losu odnosi się w bardzo dosłowny sposób metafora o „dożynaniu watahy”. Ale na nich nie kończy się lista ludzi, których skazywano na życie wilczym prawem we własnym kraju. Są na niej uczciwi ludzie z połamanymi karierami i zniszczonym na różne sposoby życiem. Nie dostali zasłużonej szansy odciśnięcia swojego piętna w każdej dziedzinie życia naszego państwa – i nikt nie pytał o moralne prawa pozbawiając ich tej szansy. Zamiast nich, swoje piętno odcisnęli zdrajcy i oportuniści – w tym również fałszerze historii, której zakłamanie nie jest przecież bez wpływu na świadomość i decyzje wyborców. Są też tacy, których konsekwentnie i niedemokratycznie wyrugowano wilczym biletem z życia publicznego przed i po 1989 roku. Tak właśnie kształtowano pożądany profil większościowego pookrągłostołowego elektoratu, który dziś decyduje o wyborczych zwycięstwach. O takim profilu demokratycznej większości marzyli odpowiedzialni za to zdrajcy, bo tylko z tak ukształtowaną większością mają (kto wie, jak długo jeszcze) interes w byciu ortodoksyjnymi demokratami. I takie zwycięstwa miałyby nadawać jakiekolwiek prawa moralne?
PN
POciąg na UBocz
19 września 2011, 12:37
Panu premierowi wypada przypomnieć, że prawo ubiegania się o władzę (czyli stanięcia do wyborów) ma w demokratycznym kraju każdy obywatel spełniający prawne kryteria. Prawo moralne to co innego. Jest niezależne od wyniku wyborczego. Poparcie większości nie daje uprawnień moralnych. Daje władzę. Komu, po co i jakim prawem – to już inna bajka, niekoniecznie umoralniająca i niekoniecznie ze szczęśliwym dla pozytywnych bohaterów zakończeniem. Ale Tusk jest w błędzie nie tylko dlatego, że posługując się nowomową pomylił abstrakcyjne pojęcia. Myli się, bo zapomina, że żyjemy w kraju, gdzie zdanie większości i wynikające z niego wyborcze zwycięstwo jest wyjątkowo słabym argumentem na cokolwiek, a już na pewno nie jest argumentem moralnym. A to z tego powodu, że większość w obecnym kształcie została tu uformowana metodami zbrodniczymi i skrajnie niedemokratycznymi: od ludobójstwa i prześladowań, przez względnie „miękkie” szykany i trwającą po dzień dzisiejszy masową manipulację. Inaczej mówiąc: żeby dziś wygrywali ci, którzy mają wygrać – trzeba było latami, krok po kroku i kawałek po kawałku, amputować Narodowi jego patriotyczną elitę i najlepszą tkankę, której przegłosować ani przekabacić towarzysze nie byliby w stanie, a której wpływ uniemożliwiłby wychowanie całego pokolenia podatnych na manipulację kosmopolitów-ignorantów z prawami wyborczymi. Uniemożliwiłby drogę na szczyty władzy wynarodowionym miernotom i zmiótłby ze sceny politycznej środowiska, dla których polskość to nienormalność.
19 września 2011, 12:33
Dla odświeżenia pamięci, zwłaszcza w obliczu nieustannej propagandy: "Co pozostanie z polskości, gdy odejmiemy od niej cały ten wzniosło-ponuro-śmieszny teatr niespełnionych marzeń i nieuzasadnionych urojeń? Polskość to nienormalność - takie skojarzenie nasuwa mi się z bolesną uporczywością, kiedy tylko dotykam tego niechcianego tematu. Polskość wywołuje u mnie odruch buntu: historia, geografia, pech dziejowy i Bóg wie co jeszcze, wrzuciły na moje barki brzemię, którego nie mam specjalnie ochoty dźwigać... Piękniejsza od Polski jest ucieczka od Polski - tej ziemi konkretnej, przegranej, brudnej i biednej. I dlatego tak często nas ogłupia, zaślepia, prowadzi w krainę mitu. Sama jest mitem." Donald Tusk, Tygodnik Znak (nr 11-12/1987). Oby do wyborów.
PD
POciąg do nikąd...
19 września 2011, 12:26
S t r o n a • byłych działaczy • Wolnych Związków Zawodowych Wybrzeża „Policzmy głosy”, czyli o prawie moralnym i wilczym  „Tylko zwycięstwo daje moralne prawo do ubiegania się o władzę w demokratycznym kraju” – powiedział Donald Tusk. W programie informacyjnym relacjonującym te słowa, dziennikarz nazwał zgłaszane w tej kadencji wnioski o wotum nieufności „wilczym prawem opozycji”. Tuż po kolejnej rocznicy 17 września trudno oprzeć się wrażeniu, że narzucony przez sowietów i kolaborantów chory porządek obowiązuje w Polsce nadal: gospodarze mają tu prawa wilków – watahy przeznaczonej do dorżnięcia – kolaboranci i zdrajcy awansują na ludzi honoru, a strażnicy i gwaranci ich bezkarności pouczają ex cathedra o moralnych prawach. Jest wiele powodów, żeby zadawać ciągle aktualne pytanie Jana Olszewskiego: czyja jest Polska? Można się na przykład zastanawiać, jakim prawem stalinowski politruk Bauman bryluje w mediach w roli intelektualnego autorytetu. Moralnym czy wilczym? Można pytać, dlaczego w tym samym czasie odkłamujące historię dokumenty powiększają listę półkowników III RP, a film o żołnierzach wyklętych „Historia Roja” spotykają praktyki cenzorskie. I tak dalej. Nie mam zamiaru wyliczać. Proponuję natomiast zastanowić się chwilę nad tym, kogo i do czego w naszej demokracji faktycznie uprawnia wyborcze zwycięstwo. Czy Tusk, mówiąc o moralnym prawie nabywanym drogą zwycięstwa wyborczego, stwierdził po prostu oczywistą oczywistość? Nie sądzę. Uważam, że powtórzył w innej wersji to, co powiedział już w 1992 w czasie haniebnej Nocnej Zmiany: „Panowie, policzmy głosy”.
G
Groszek
19 września 2011, 11:56
Cała 4 letnia kadencja rządu Tuska, to nie rządzenie lecz antyPiS-owska kampania wyborcza, więc nic dziwnego, że przed wyborami Tusk nadal sieje wśród Polaków propagandę zamiast się zająć rządzeniem. Llicznik Balcerowicza nabija nam dług jak oszalały, a Donald wyrusza w 3 tygodniową wycieczkę po kraju. Ja bym się nei czepiał, normalnie w trudnej sytuacji jechał w Dolomity... a teraz biedak jeździ po kraju Tak faktycznie Polska to nienormalność, jak sam kiedyś o ojczyźnie się wyraził. A jeszcze dochodzi stres, że znowu ktoś na trasie zapyta go: "premierze jak żyć?"
S
sceptyk
19 września 2011, 11:51
Cała 4 letnia kadencja rządu Tuska, to nie rządzenie lecz antyPiS-owska kampania wyborcza, więc nic dziwnego, że przed wyborami Tusk nadal sieje wśród Polaków propagandę zamiast się zająć rządzeniem. Llicznik Balcerowicza nabija nam dług jak oszalały, a Donald wyrusza w 3 tygodniową wycieczkę po kraju. Ja bym się nei czepiał, normalnie w trudnej sytuacji jechał w Dolomity... a teraz biedak jeździ po kraju
G
Groszek
19 września 2011, 11:46
Cała 4 letnia kadencja rządu Tuska, to nie rządzenie lecz antyPiS-owska kampania wyborcza, więc nic dziwnego, że przed wyborami Tusk nadal sieje wśród Polaków propagandę zamiast się zająć rządzeniem. Llicznik Balcerowicza nabija nam dług jak oszalały, a Donald wyrusza w 3 tygodniową wycieczkę po kraju.
PP
POpulistyczny POciąg do władzy
19 września 2011, 10:49
Na 29  Pielgrzymce Ludzi Pracy na Jasną Górę, /śladami bł.ks.Jerzego Popiełuszki/  przewodn. NSZZ"Solidarność" Piotr Duda mówił, że związkowcy rozumieją ograniczone możliwości budżetowe. Jednak, jak dodał, nigdy nie zgodzą się na to, by główny ciężar walki z recesją spadał właśnie na najuboższych. "To głęboko niesprawiedliwe i nieludzkie" - zaznaczył. Według przewodniczącego, głodowe pensje, wypłacane często na podstawie śmieciowych umów o pracę, to największe bolączki milionów polskich pracowników. Dramatem jest, jego zdaniem, również poziom ubóstwa w Polsce. "Ponad 2 miliony naszych rodaków żyje w nędzy, a 6,5 milionów w ubóstwie. To są dla Polski - członka Unii Europejskiej - dane porażające i zawstydzające" - mówił przewodniczący NSZZ „Solidarność.